Byłem dzisiaj na Marszu Miliona Serc w Warszawie. To niesamowite wydarzenie – od 600 tys. do nawet miliona Polaków (w zależności od szacunków) wyszło na ulice stolicy, żeby pokazać poparcie dla tolerancyjnej, nowoczesnej Polski. W pewnym momencie, jeszcze w okolicy Ronda Dmowskiego, tłum zaczął spontanicznie skandować: „Kocham kino! Kocham kino!”. Te słowa to najlepszy dowód na potęgę sztuki, a konkretniej dziesiątej muzy.
Transparenty na Marszu Miliona Serc w obronie Zielonej granicy
Napisałem już kilka tekstów o Zielonej granicy Agnieszki Holland, a w jednym z nich dokładnie rozprawiłem się z hasłem „Tylko świnie siedzą w kinie”, którym polska prawica starała się obrzydzić film. Historia sloganu wcale nie jest taka prosta, jak to się może wydawać, a jego wykorzystanie w kontekście dzieła Holland to cyniczna zagrywka przedwyborcza. Nieudana zagrywka, dodajmy, o czym świadczy świetny wynik Zielonej granicy pod kątem frekwencji. Polacy masowo ruszyli do kina, żeby wesprzeć reżyserkę, lub po prostu zobaczyć, skąd wzięły się kontrowersje.
Manifestanci na Marszu Miliona Serc wzięli do siebie ostrą nagonkę na film Agnieszki Holland i stanęli w jego obronie. W trakcie manifestacji zauważyłem co najmniej kilkanaście transparentów, które nawiązywały do Zielonej granicy. Najczęściej wyśmiewały one hasło „Tylko świnie siedzą w kinie” – widziałem transparenty o treści „Jestem świnią, siedzę w kinie i jest mi dobrze” oraz „PiS zajmuje się świniami i filmami, zamiast rządzić Polską”. Było też wiele innych sloganów, których po prostu nie pamiętam. Te dwa wywarły na mnie największe wrażenie. Na tyle duże, że aż zapisałem je w telefonie.
„Tylko świnie siedzą w kinie” kontra „Kocham kino”. Starcie politycznych haseł
To, co budzi moje zaciekawienie, to starcie politycznych haseł związanych z kinem. Z jednej strony mamy ostry, brutalny język: „Tylko świnie siedzą w kinie”. To dehumanizacja osób, które poszły do kina. Cel hasła jest prosty. Dzielić ludzi na lepszych i gorszych, wprowadzać podziały, zniechęcać ich do sztuki i refleksji nad rzeczywistością. A przecież nie ma nic złego w tym, że chcemy zobaczyć film! W 2019 roku poszedłem na Nieplanowane. To chrześcijańska, antyaborcyjna propagandówka, ale dałem jej szansę. Sala kinowa była wtedy pełna, a po zakończeniu filmu większość ludzi klaskała i krzyczała „bis”. Choć mam skrajnie odmienne poglądy, to jednak w głębi serca strasznie się cieszyłem, że kino potrafi łączyć ludzi i zachęcać ich do namysłu nad rzeczywistością.
A tymczasem dzisiaj, na Marszu Miliona Serc, kino wystąpiło w roli łączącej, koncyliacyjnej. „Kocham kino” – krzyczeli manifestanci. Pokazywali swój sprzeciw wobec agresywnych haseł polityków polskiej prawicy. Ale wskazywali też na to, że sztuka powinna pozostać na uboczu polityki, a nie w jej centrum. A filmami powinni zajmować się krytycy filmowi, a nie politycy. Mam nadzieję, że właśnie tak stanie się w najbliższej przyszłości.
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.