Szczurołap z Hameln straszy w USA. Recenzuję horror „Fletnik” (2023)

Reklama

Tuż przed Halloween do kin wchodzą niszowe horrory, które w normalnych warunkach nie mają szansy na szeroką dystrybucję. Trudno oczekiwać po nich czegoś nowego, bo za każdym razem jest to dokładnie ten sam film, ale w nieco innym opakowaniu. Fletnik idealnie wpisuje się w te założenia. To niezbyt straszna, ale ciekawa opowieść o nieumarłym szczurołapie z Hameln, który grasuje na terenie USA.

"Fletnik" (2023) - plakat filmowy
Plakat do filmu Fletnik (2023)

Fletnik to prosty retelling podania o fleciście z Hameln

Horror to jeden z najbardziej skodyfikowanych gatunków filmowych. Wiele współczesnych produkcji zaliczanych do tzw. posthorrorów stara się podważyć lub obejść prawa rządzące kinem grozy. Są to dzieła kreatywne, które wprowadzają do gatunku świeżość oraz innowacyjność. Brzmi całkiem fajnie, prawda? Rzecz w tym, że Fletnik jest zupełnym przeciwieństwem posthorroru – i nie ma w tym niczego złego.

Znana kompozytorka ginie w tragicznym wypadku, gdy próbuje spalić napisane przez siebie dzieło. Orkiestra pod przewodnictwem apodyktycznego Gustafsona (Julian Sands w ostatniej roli) zostaje na lodzie tuż przed bardzo ważnym koncertem. Mel, ambitna flecistka i matka młodej Zoe, postanawia zdobyć ukryte rękopisy od rodziny zmarłej kompozytorki. Nie wie, że muzyka jest związana z przerażającą legendą o szczurołapie z Hameln…

Horror tak prosty, że aż palce lizać

Fletnik nie sili się na jakiekolwiek subtelności, zwroty akcji czy niespodzianki. Już od pierwszej sceny filmu wiadomo właściwie wszystko o fabule. Hipnotyzująca muzyka, duch flecisty z Hameln oraz grupa bohaterów żywcem wyjętych z gatunkowych schematów – wszystkie karty są na stole. Pytanie brzmi: jak wykorzystają je twórcy?

Na szczęście reżyser oraz scenarzysta filmu, Erlingur Thoroddsen, odrobił pracę domową na czwórkę z plusem. Od strony realizacyjnej trudno się do filmu przyczepić. Mamy właściwie wszystko, co jest potrzebne do nakręcenia dobrego horroru – klimatyczne lokacje, dobrą pracę kamery, świetny color grading (Thoroddsen ma talent do kolorów) oraz kilka ciekawych pomysłów na horrorowe ujęcia. Jasne, charakteryzacja oraz efekty specjalne nie są wybitne, ale mimo wszystko prezentują wystarczający poziom.

Większość widzów zapewne nie będzie zadowolona z prostej fabuły filmu. Kto widział w życiu więcej niż pięć horrorów, ten już wie, co wydarzy się w każdej kolejnej scenie. Lubię być zaskakiwany, ale czasami mam też ochotę na przewidywalną, niezobowiązującą rozrywkę. Fletnik to banalny film, ale ta prostota świetnie sprawdza się w obrębie konwencji przyjętej przez twórców.

Reklama

Horrorowe retellingi baśni to świetny pomysł na film

Oryginalne wersje baśni braci Grimm słyną z brutalności oraz specyficznego podejścia do moralności. Historia szczurołapa z Hameln jest jedną z moich ulubionych opowieści z tego zbioru. Uważam, że horrorowe retellingi znanych baśni mają ogromny potencjał. Hollywood już to zauważyło, o czym świadczy bardzo udana Małgosia i Jaś (2020) w reżyserii Oza Perkinsa.

Thoroddsen nakręcił, w porównaniu do Perkinsa, film gorszy o dwa rzędy wielkości, ale nie miał on też przecież aż takich ambicji artystycznych. Baśniowe elementy są świetnie zaszyte w fabule Flecisty, może za wyjątkiem przesadzonego, lecz wciąż ciekawego finału. Zakończenie rzeczywiście mogło być dużo lepsze, ale to standardowa bolączka większości współczesnych horrorów.

Wielkim plusem filmu jest świetna ścieżka dźwiękowa. Główny motyw muzyczny jest na tyle przerażający, że od razu uwierzyłem w jego nadnaturalną moc. Zła, hipnotyzująca muzyka to topos tak stary, jak sama cywilizacja. Wystarczy wspomnieć fletnią panę oraz greckiego boga Pana. Fletnik mocno skojarzył mi się z „Muzyką Ericha Zanna”, czyli świetnym, krótkim opowiadaniem H.P. Lovecrafta utrzymanym w bardzo podobnym stylu. Może właśnie to skojarzenie sprawiło, że film Thoroddsena aż tak mi się spodobał?

Fletnik (2023) – moja ocena. Czy warto iść do kina?

Fletnik to film, który nie przypadnie do gustu większości widzów. Fabuła to prosty i mało kreatywny retelling legendy o szczurołapie z Hameln. Nie ma tutaj zbyt wielu zwrotów akcji, a twórcy ciągle wykorzystują wyświechtane, gatunkowe schematy. A jednak całość działa, głównie za sprawą dobrego wykonania oraz ciekawego pomysłu na fabułę. Warto wybrać się do kina i zobaczyć Fletnika na własne oczy… A raczej usłyszeć go na własne uszy i dać się zwieść diabolicznej muzyce, lub całkowicie ją odrzucić!

  • oryginalny tytuł: The Piper
  • data premiery: 2023
  • gatunek: horror
  • reżyseria: Erlingur Thoroddsen
  • scenariusz: Erlingur Thoroddsen
  • aktorzy: Charlotte Hope, Julian Sands, Aoibhe O’Flanagan, Oliver Savell
  • moja ocena: 6/10
Reklama

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij