Za kilka lat po raz kolejny zanurzymy się w magicznym świecie Harry’ego Pottera, tym razem dzięki serialowej adaptacji, nad którą pracuje HBO Max. Choć popularność przygód młodego czarodzieja nie jest już aż tak duża, jak dawniej, głównie za sprawą wypowiedzi J.K. Rowling, to seria filmów wciąż zajmuje specjalne miejsce w moim sercu. Przygotowałem zatem ranking filmów o Harrym Potterze – od najlepszego, do najgorszego. Oceniałem je przede wszystkim jako filmy, a dopiero w drugiej kolejności jako część szerszej opowieści.
Uwaga techniczna: Seria Fantastyczne zwierzęta i jak je znaleźć rozgrywa się w Wizarding World, ale nie opowiada o Harrym Potterze. Dlatego nie znalazła się w zestawieniu.
Harry Potter i więzień Azkabanu
Harry Potter i więzień Azkabanu to zdecydowanie najlepsza część serii, głównie za sprawą Alfonso Cuaróna, który czyni prawdziwą magię jako reżyser. Film jest wybitny od strony technicznej — niemal każde ujęcie wydobywa ze świata tajemniczość i magię, ale służy też opowiadaniu bardzo ciekawej historii. Słynna sekwencja z boginem, a także uroczystości w głównej sali Hogwartu pokazują, że wystarczy odrobina pomysłowości oraz talent, żeby wprowadzić do hollywoodzkich blockbusterów elementy kina prawdziwie autorskiego:
Zmian w stosunku do książek jest sporo, ale większość z nich mi nie przeszkadzała. Uważam, że scenariusz się broni, nawet jeśli tempo opowieść nie jest idealnie wyważone, a zakończenie sprawia wrażenie przekombinowanego. Co istotne, Więzień Azkabanu jest filmem granicznym — pokazuje przemianę bohaterów z dzieci w nastolatków, którzy muszą mierzyć się z nastoletnimi problemami. To dużo mroczniejszy film, niż poprzednie części, a Cuarón świetnie miesza powagę z lekkością materiału, co nie udało się Newellowi w późniejszej Czarze Ognia.
Więzień Azkabanu to najlepszy film o Harrym Potterze. Koniec, kropka, zamykam dyskusję.
Harry Potter i Kamień Filozoficzny
Większość fanów uważa, że Harry Potter i Kamień Filozoficzny nie zasługuje na miejsce w czołówce. Osobiście nie zgadzam się z tym twierdzeniem, nie tylko ze względu na sentyment do jedynki, którą widziałem na VHS chyba kilkanaście razy. Uważam, że Chris Columbus nakręcił fenomenalny film familijny i idealne wprowadzenie do ośmioczęściowej sagi, której każda kolejna część jest mroczniejsza, cięższa gatunkowo, a więc trudniejsza w adaptacji.
Kamień Filozoficzny to film optymistyczny, ale niestroniący od tragedii, reprezentowanej przez obecność rodziców Harry’ego, którzy przewijają się w tle. Fabuła wciąga i doskonale radzi sobie z rozstawieniem pionków na szachownicy, czyli pokazaniem najważniejszych postaci. W zakończeniu bohaterowie muszą pokonać szereg zagadek, z których w pamięć najbardziej zapadają szachy czarodziejów. Nie ukrywam — jako zapalony młody szachista, w dzieciństwie marzyłem o takim właśnie zestawie:
Oczywiście można (i trzeba) mieć kilka poważnych zastrzeżeń do Kamienia Filozoficznego. Rzeczywiście, w fabule jest kilka dziwnych, zbędnych momentów (np. przepowiednia centaura), antagonista jest słabo zarysowany, a sam finał może rozczarowywać. Ale gdy przymknąć oko na te wady, muszę przyznać, że Kamień Filozoficzny to mój ulubiony film o Harrym Potterze, który zasługuje na drugie miejsce w rankingu.
Harry Potter i Zakon Feniksa
Harry Potter i Zakon Feniksa to najbardziej typowy film o Harrym Potterze. Gdy myślę o młodym czarodzieju, do głowy od razu przychodzi Zakon Feniksa. Dlaczego?
Jest w tym duża zasługa Davida Yatesa, który przejął serię po niezbyt udanym występie Mike’a Newella. Yates wprowadził do warstwy technicznej kilka ciekawych elementów, ale ogólnie postawił na schludny, porządny styl kina hollywoodzkiego, pozbawiony elementów kina autorskiego. Sprawia to, że film ogląda się świetnie, szczególnie w scenach akcji, które wręcz błyszczą i kipią od emocji.
Finałowa walka Voldemorta i Dumbledore’a jest zdecydowanie najlepszą częścią filmu. Dotychczasowe części nie wyróżniały się warstwą wizualną, przynajmniej pod kątem wyglądu czarów bojowych. A jednak Yates pokazał, że starcie czarodziejów może nie tylko emocjonować, ale też doskonale wyglądać. Osobiście preferuję jednak prostsze, ale bardziej emocjonujące starcie ze śmierciożercami:
Oczywiście Zakon Feniksa ma kilka wad. To druga część, w której świat J.K. Rowling zaczyna się rozjeżdżać, a dziury fabularne są coraz bardziej widoczne. Wątki miłosne, na czele z shipem Harry x Cho, są beznadziejne, ale akurat to wina książek. W tej części pojawia się też prawdopodobnie najlepsza antagonistka Dolores Umbridge, a bohaterowie wreszcie osiągają sam środek okresu młodzieńczego — stoją na rozkroku między dorosłością, a czasami nastoletnimi. W następnych filmach zaczynają dojrzewać, ale Harry Potter zawsze kojarzył mi się z nastolatkiem. Może to właśnie dlatego, gdy słyszę jego imię i nazwisko, od razu myślę o Zakonie Feniksa?
Harry Potter i Komnata Tajemnic
Tak wysoka pozycja Komnaty Tajemnic zapewne będzie dla was zaskoczeniem, bo większość fanów uważa, że to najsłabszy film z Harrym Potterem w roli głównej. Nie zgadzam się jednak z tym stwierdzeniem. Chris Columbus nakręcił słabszą, ale godną kontynuację pierwszej części i wyciągnął z powieści J.K. Rowling tyle, ile dało się wyciągnąć.
Nie oszukujmy się, „Harry Potter i Komnata Tajemnic” to ewidentnie najsłabsza z powieści o młodym czarodzieju. Jest krótka, wtórna wobec jedynki, a fabuła nie jest wciągająca. Jej główną zaletą jest rozwój świata i przygotowywanie gruntu pod dalsze wydarzenia. Columbus odrobił jednak lekcję. Jego film trzyma tempo, wciąga i wprowadza kluczowe elementy fabularne, które później okażą się niezbędne.
Młodzi aktorzy robią nieco lepszą robotę, niż w jedynce. Dalej są dobrzy, choć niewybitni, a najsłabiej chyba gra (jak na razie) Daniel Radcliffe. Zagadka tożsamości Toma Riddle’a jest idiotyczna (już widzę, jak dzieciak pisze w pamiętniku I AM LORD VOLDEMORT i śmieje się przy tym diabolicznie), ale już scena walki z bazyliszkiem wyróżnia się fajnym, klaustrofobicznym klimatem:
Na Komnatę Tajemnic można długo narzekać, ale wciąż uważam, że jest dużo lepsza od kilku bardziej lubianych części. A większość wad to wina książek Rowling, a nie reżyserii Columbusa.
Harry Potter i Książę Półkrwi
Harry Potter i Książę Półkrwi to najspokojniejsza i najbardziej introspektywna część serii. Oczywiście jest w niej sporo scen akcji, ale istotą fabuły jest zmierzenie się z przeszłością oraz próba odpowiedzi na pytanie o korzenie zła. Harry oraz Dumbledore wspólnie odkrywają prawdę o horkruksach, a następnie młody czarodziej musi samemu dokończyć misję ich zniszczenia, już po zgodnie mentora. Śmierć Dumbledore’a rzeczywiście chwyta ze serce, choć uważam, że scena znacznie lepiej prezentuje się w książkach:
Całkiem nieźle wypadł również wątek próby zdobycia wspomnień Horacego Slughorna. Niestety to, w jaki sposób go rozwiązano (płynne szczęście) to czysty zabieg z cyklu deus ex machina, stosowany w tej serii zdecydowanie za często. W tej części wprowadzono również trochę za dużo głupot fabularnych, które przyćmiły śmierć Dumbledore’a i wprowadziły do fabuły zbyt dużo chaosu.
Kontrowersyjną decyzją Yatesa była również zdecydowanie zbyt mroczna stylistyka, z którą reżyser zdecydowanie przesadził. Sprawia ona, że film po prostu brzydko wygląda, a powagę i smutek można było oddać w inny, zdecydowanie subtelniejszy sposób.
Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II
Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część II to wielki finał serii. Widowiskowy, ale w mojej skromnej opinii niezbyt udany. Sekwencje bitwy o Hogwart akurat wyszły bardzo dobrze, przynajmniej od strony wizualnej. Dzieje się dużo, latają czary, posągi walczą, uczniowie umierają — pod tym względem nie da się Yatesowi nic zarzucić, może poza nadmiernym patosem. Bo o ile scena rzucania czaru ochronnego jest świetna i rzeczywiście wzrusza, o tyle reżyser trochę za często sięga po podniosłe momenty:
W Insygniach Śmierci: Części II całkowicie nie przekonuje mnie to, co dzieje się w głównym bohaterem. To, w jaki sposób przedstawiono jego przemianę, śmierć i przywrócenie do życia… Cóż mam powiedzieć, to bardzo wyświechtany i nudny zabieg fabularny. Całkowicie kłóci się z resztą fabuły. Zresztą Yates tak nakręcił finał, że podczas seansu w ogóle nie czułem emocji, a raczej znudzenie. Dla mnie zakończenie filmowego (i książkowego, dodajmy) Harry’ego Pottera było wielkim rozczarowaniem, które nieco osłodziła warstwa wizualna oraz sceny bitewne.
Harry Potter i Czara Ognia
Zdaniem wielu Harry Potter i Czara Ognia to najgorsza część serii. Ponownie, nie jestem w stanie się z tym zgodzić. O ile Mike Newell nakręcił fatalny film, o tyle jest to też jedna z najciekawszych części przygód o młodym czarodzieju.
Czara Ognia przedstawia wczesny okres nastoletni. Pierwsze miłości, buzujące hormony i śmiercionośny turniej, w którym główny bohater bierze udział niejako wbrew swojej woli. W filmie jest pełno nielogicznych scen, pozbawionych odrobiny sensu, a tytułowe zmagania są… nudne. Żadne z zadań nie jest specjalnie ekscytujące, może poza walką ze smokiem, która dobrze prezentuje się na dużym ekranie — i tyle, nic więcej. Najbardziej kuriozalne jest ostatnie zadanie. Zawodnicy błądzą po labiryncie, zmagają się z wiatrem i pnączami. Gdzie tu widowiskowość?
Na szczęście film nadrabia świetnym zakończeniem. Pojedynek Harry’ego i Voldemorta nie jest może specjalnie widowiskowy, a użycie czaru Avada Kedavra trywializuje śmierć Cedrica Diggory’ego, ale finał wciąż budzi ogromne emocje i pokazuje, że świat już na zawsze się zmienił. Koniec Czary Ognia wyznacza ten moment, w którym przestało być zabawnie i zrobiło się poważnie. Wiele zło zostało uwolnione i grasuje po świecie, a bohaterowie muszą przestać być dziećmi, żeby je pokonać. Czy można było wymyślić lepszy pomysł na zakończenie filmu o Harrym Potterze?
Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I
Harry Potter i Insygnia Śmierci: Część I nie są dobrym filmem. Fabuła jest nudna jak flaki z olejem, a bohaterowie mają przed sobą kilka zadań do wykonania, zupełnie jak w liniowej fabule gry komputerowej. Niestety tak jest, jeśli ostatnią część serii książek dzieli się na dwa filmy. Można powiedzieć, że druga część Insygnii Śmierci to obowiązkowy punkt na fabularnej ścieżce, do którego trzeba się jakoś dostać, a potem od razu iść dalej. Niestety, nie jest to ani ciekawe, ani angażujące, ani specjalnie wciągające.
Oczywiście można argumentować, że Insygnia Śmierci: Część I rozwija relacje między bohaterami i pokazuje najgorszy punkt w całej serii, w którym niemal nie ma nadziei na zwycięstwo. To rzecz jasna prawda, ale Yates nie wykorzystał potencjału drzemiącego w relacji między bohaterami. Związek Hermiony i Rona został przedstawiony pretensjonalnie, a w przyjaźń Harry’ego i Rona już w poprzednich częściach wprowadzono fałsz. Właściwie jedyną wartą uwagi sceną jest opowieść o tytułowych insygniach śmierci:
Fajny pomysł, ładna animacja, ale to za mało, żeby wybronić ten film. Insygnia Śmierci: Część I są najgorszą częścią przygód Harry’ego Pottera, gorszą nawet od wspomnianej Czary Ognia. Cóż, tak to już jest w przypadku serii filmów — raz jest lepiej, a raz gorzej!
To już koniec! Pierwsze miejsce zapewne nie będzie zaskoczeniem dla większości z was, bo Więzień Azkabanu jest powszechnie uznawany za najlepszy film o Harrym Potterze. Natomiast pozostałe miejsca mogą wzbudzić niemałe kontrowersje, dlatego jak zawsze zapraszam do dyskusji w komentarzach!
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.