Istnieje bardzo wiele szkodliwych społecznie problemów, wynikających z rozmaitych odłamów pseudonauki. O ile osoby wierzące w płaską ziemię, czy Reptilian wydawać się mogą śmiesznymi klaunami, o tyle są znacznie gorsze zestawy szkodliwych, nieprawdziwych poglądów, których zwolennicy mogą nie tylko bezpośrednio wpłynąć na nasze życie, ale nawet doprowadzić do anihilacji całej ludzkiej cywilizacji. W tym konkretnym przypadku na myśli mam oczywiście denialistów klimatycznych, różne grupy osób wprowadzających do dyskursu publicznego niebezpieczną tendencję, która prowadzi do negowania naukowych faktów na temat wpływu ludzi na globalne ocieplenie.
Narratorem “Czy czeka nas koniec?” jest znany i lubiany Leonardo DiCaprio, który słynie nie tylko z wielu fantastycznych ról z hollywoodzkich superprodukcjach, ale także ze swojego ekologicznego aktywizmu. Amerykański aktor, wysłannik pokoju Organizacji Narodów Zjednoczonych, udaje się do wielu różnych miejsc na świecie, od Pekinu, przez Grenlandię, aż po małe wyspy na Pacyfiku, by dowiedzieć się prawdy na temat globalnego ocieplenia.
Dokument w bardzo silny, mocno oddziałujący na widza sposób pokazuje bezpośrednie skutki zmian klimatycznych, które dzieją się już teraz. Najbardziej w pamięć zapada chyba przykład stacji badawczej na Arktyce, ale na przeciętnym Amerykaninie na pewno większe wrażenie zrobią tonące miasta na Florydzie. Bardzo podobało mi się to, że film ukazał niszczące zmiany klimatyczne nie tylko jako pieśń przyszłości, ale też jako coś, czego skutki widać już teraz.
Niewątpliwie największą siłą filmu są ważni dla świata ludzie, z którymi DiCaprio rozmawia. W filmie swoje opinie wygłaszają m.in. papież Franciszek, Barack Obama, Elon Musk, Bill Clinton. Każdy z nich dostrzega palący problem i stara się podać jego rozwiązanie. Niestety zbyt dużo jest w “Czy czeka nas koniec?” optymizmu w kwestii polityki. Szczyt klimatyczny w Paryżu, który miał miejsce w 2015, zostaje przedstawiony wręcz jako zbawienie dla świata. Niestety taka hurraoptymistyczna narracja się nie klei, zestawiona z ogólnikowymi wypowiedziami polityków. Innym moim zarzutem jest mała ilość faktów – reżyser tak właściwie nie stara się nam udowodnić, że globalne ocieplenie istnieje i jest spowodowane w dużej mierze przez człowieka. Pokazuje on jedynie jego skutki i zachęca do walki z tym zjawiskiem. Oczywiście to nic złego, szczególnie w dobie internetu – każdy z nas w dwie minuty może znaleźć rzetelne badania potwierdzające wpływ człowieka na zmiany klimatu. Ba, uważam nawet, że zabieg reżysera wyszedł filmowi na dobre!
Bo “Czy czeka nas koniec?” uderza widza w jego emocjonalne struny. Widok słodkich, budzących litość zwierząt, które już wkrótce mogą całkowicie wymrzeć to chyba najlepszy sposób na stopienie, nomen omen, lodu z serc nawet najbardziej nieczułych ludzi. Oczywiście można dyskutować nad sensem niektórych zaproponowanych w filmie rozwiązań, takich jak podatek emisyjny czy zakaz korzystania z paliw kopalnych. osobiście nie ze wszystkimi propozycjami się zgadzam, ale muszę przyznać, że dzieło Fishera Stevensa, w dużej mierze dzięki pięknym zdjęciom i cudownej muzyce, wznieciło w moim sercu emocjonalną iskrę, dzięki której z większym zaangażowaniem zamierzam wspierać walkę ze zmianami klimatycznymi.
Zainteresowanych zmianami klimatycznymi oraz sposobami walki o naszą planetę zapraszam na stronę Organizacji Narodów Zjednoczonych dotyczącą zmian klimatu. Temat ten jest jednym z 17 najważniejszych zagadnień ONZ zawartych w tzw. celach zrównoważonego wzrostu.
Film zobaczyć można na Netflixie.
- oryginalny tytuł: Before the Flood
- data premiery: 2016
- gatunek: dokumentalny
- reżyseria: Fisher Stevens
- scenariusz: Mark Monroe
- aktorzy: Leonardo DiCaprio
- moja ocena: 8/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.