Już jakoś tak mam, że uwielbiam Clinta Eastwooda, niezależnie od tego, po której stronie kamery staje. Dlatego właśnie filmy z jego udziałem jako aktora i reżysera zarazem stanowią dla mnie prawdziwą gratkę. Akcja na Eigerze jest w jednak szczególnie ciekawa – nie dość, że jest to czwarta produkcja wyreżyserowana przez amerykańską legendę kina, to na dodatek zawiera ona imponujące sekwencje wspinaczki po Alpach, w których Eastwood postanowił całkowicie zrezygnować z dublerów. Zważywszy na to, że film nakręcono w połowie lat 70, jego realizacja okazała się technicznym i logistycznym koszmarem, a już w drugim dniu kręcenia zginął jeden z kaskaderów zajmujących się zdjęciami. Mimo to produkcję udało się ostatecznie dokończyć, a krytycy zachwalali doskonale zrealizowane sceny w górach. Czy udało im się przetrwać próbę czasu? Jak prezentuje się Akcja na Eigerze po czterdziestu pięciu latach od premiery?
Głównym bohaterem filmu jest Jonathan Hemlock, emerytowany zabójca na usługach rządu i wykładowca historii sztuki, grany rzecz jasna przez samego Eastwooda. Kontaktuje się z nim Smok, dawny szef protagonisty, który prosi go o wypełnienie ostatniego zadania. Hemlock, zachęcony przez piękną Jemimę, postanawia przyjąć misję. Celem Jonathana jest zamordowanie zabójcy amerykańskiego agenta, który znajdować się ma wśród ekspedycji wchodzącej na alpejski szczyt Eiger. Bohater musi przypomnieć sobie swoją alpinistyczną przeszłość i jak najszybciej wyeliminować mordercę.
Opis fabuły brzmi dość pretensjonalnie i faktycznie, scenariusz jest bez wątpienia najgorszym elementem Akcji na Eigerze. Opowiedziana przez Eastwooda historia przypomina kalkę z cyklu o Bondzie, na dodatek z tych co bardziej absurdalnych filmów z Rogerem Moore’m w roli głównej. Nie oszukujmy się, amerykański rip-off agenta 007 po prostu nie działa, a Eastwoodowi brakuje elegancji i stylu, by konwencja kina szpiegowskiego mogła w filmie zadziałać. Właśnie dlatego główna intryga wydaje się być naciągnięta do granic możliwości, a kolejne łóżkowe podboje (by nie wspomnieć o niezwykle seksistowskim zachowaniu, np. klepaniu przypadkowych dziewczyn za tyłek) raczej irytują, niż bawią. Denerwuje także bardzo dziwna struktura filmu, przekładająca się na dłużyzny fabularne niepotrzebnie spowalniające akcję.
Z drugiej strony w scenariuszu znaleźć można kilka naprawdę ciekawych momentów, takich jak chociażby sekwencja treningu Jonathana z piękną George, a także scena wspinaczki z przyjacielem bohatera, Benem Bowmanem. O ile ta pierwsza czaruje świetnym pomysłem i realizacją, o tyle ta druga bawi ciętymi dialogami. Zresztą ten aspekt historii udał się twórcom znakomicie – wypowiedzi bohaterów, szczególnie Jonathana, mają w sobie dużo krnąbrności i humoru, a jego dobrze poprowadzona relacja ze wspomnianym Benem przełożyła się na całkiem udany finał Akcji w Eigerze. Zupełnie niepotrzebny pod względem fabularnym był natomiast wątek romansu z Jemimą Brown, choć zważywszy na czasy doceniam odważne pokazywanie międzyrasowych relacji intymnych.
Creme de la creme filmu są jednak sceny wspinaczki na Eiger, które zajmują ostatnie czterdzieści minut filmu. Muszę przyznać, że zrealizowano je z niezwykłym rozmachem i wizją godną przyszłego mistrza kina. Sama wspinaczka budzi ogromne emocje, a zaprezentowane podczas niej widoki zapierają dech w piersiach. Uwielbiam góry, więc doceniam ogromne poświęcenie Eastwooda oraz jego ekipy, choć nie jestem pewien, czy nakręcenie Akcji w Eigerze było warte śmierci jednego z członków ekipy. Swoją drogą, tak prawdę mówiąc, to film znacznie lepiej zadziałałby jako zwykła historia o czwórce alpinistów chcących zdobyć szczyt góry. Wszystkie wątki szpiegowskie czy sensacyjne z pierwszej części filmu były po prostu znacznie gorzej wykonane i mniej wciągające. Cóż, szkoda, ale nie można mieć wszystkiego, prawda?
Gdyby ktoś się mnie spytał, czy Akcja na Eigerze to jeden z najlepszych dzieł Eastwooda, nie wiedziałbym, co odpowiedzieć. Choć film oglądało się z niekłamaną przyjemnością, szczególnie w ostatnich czterdziestu minutach, legendarny Amerykanin nakręcił tyle dobrych dzieł, że trudno jest mi wybrać kilka najlepszych. I choć wątki szpiegowsko-sensacyjne są bez wątpienia najsłabszym elementem filmu, a w niektórych momentach wkrada się w niego nuda, warto jest zobaczyć Akcję na Eigerze nie tylko dla świetnych scen wspinaczki na tytułowy szczyt (i jeszcze piękniejszych krajobrazów Alp!), ale też dla zapoznania się z wczesnymi latami reżyserskiej kariery Eastwooda, gdy ten jeszcze szlifował swój fach, który wykorzysta później przy reżyserowaniu tak kultowych filmów jak Bez przebaczenia czy Gran Torino.
- oryginalny tytuł: The Eiger Sanction
- data premiery: 1975
- gatunek: thriller
- reżyseria: Clint Eastwood
- scenariusz: Rod Whitaker, Hal Dresner, Warren Murphy
- aktorzy: Clint Eastwood, George Kennedy, Vonetta McGee
- moja ocena: 7/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.