Nowi mutanci (2020) są dużo lepsi, niż myślałem

Reklama

Trzy lata. Trzy lata czekałem na wyreżyserowanych przez Josha Boone’a Nowych mutantów. No, może i niecałe trzy, bo pierwszy zwiastun filmu wyszedł równo 13 października 2017 roku, ale fakt faktem, że dużo od tamtego dnia się wydarzyło, zarówno w moim życiu, jak i na świecie. Czekałem wiernie na nowy film z uniwersum X-menów, a Nowi mutanci jak na złość wciąż leżeli na studyjnej półce… Na szczęście długi okres oczekiwania na premierę znacząco zmniejszył mój hype, dzięki czemu do kina (po raz pierwszy od rozpoczęcia pandemii!) poszedłem bez wygórowanych oczekiwań. Takie podejście sprawiło, że się nie rozczarowałem – choć jestem pewien, że gdybym zobaczył dzieło Boone’a dwa lata wcześniej, wywołałoby ono u mnie bardziej mieszane uczucia.

Plakat filmu

Danielle Moonstar jest młodą Czejenką wychowywaną przez ojca. Pewnej nocy jej rezerwat zostaje zniszczony przez tajemniczą siłę, która zabija wszystkich członków szczepu, rzecz jasna poza nią. Danielle budzi się w tajemniczym, odizolowanym od świata szpitalu, gdzie pod przewodnictwem dr. Reynes poznaje resztę pacjentów – Rahne, Ilianę, Roberto oraz Sama. Puste korytarze kompleksu i brak zajęć zachęcają do rozwijania relacji pomiędzy młodymi mutantami, którzy szybko odkrywają, że w za stosowaną przez dr. Reynes terapią kryje się przerażająca tajemnica.

Miksy gatunkowe to ryzykowny biznes – łatwo jest się zagubić na pograniczu, w tym wypadku horroru, coming-of-age movie oraz filmu superbohaterskiego. A jednak Boone doskonale czuje się na gatunkowych rubieżach. Muszę przyznać, że Nowi mutanci mieli na siebie całkiem sprawny pomysł. Wrzucenie kilku nastolatków z supermocami i obowiązkową traumą z przeszłości do odizolowanego od świata miejsca z sekretem to świetny pomysł na film, z którego mogła wyjść Wyspa tajemnic (2010, reż. Martin Scorsese) lub Lekarstwo na życie (2016, reż. Gore Verbinski), tylko że dla nastolatków. Jednak wspomniane filmy opierały się przede wszystkim na tajemnicy, która dopiero w finale zostaje w mniej lub bardziej udany sposób zdemaskowana. W przypadku Nowych mutantów ów sekret jest oparty na nieco wyświechtanej już kliszy, a zatem oczywisty od samego początku, choć, prawdę mówiąc, nie odbiera to zanadto przyjemności z seansu.

Niestety dość przeciętnie wypadła obsada, na czele z irytującą Maisie Williams, która po prostu nie potrafiła poradzić sobie z odegraniem silnego, szkockiego akcentu. W ogóle akcenty, czy to rumuński (lub rosyjski, ciężko stwierdzić) u postaci granej przez Anyę Taylor-Joy, czy też amerykański w przypadku Charliego Heatona przesadnie udziwniają bohaterów i są po prostu zbędne. Abstrahując od kwestii głosowych, młodzi aktorzy poradzili sobie z zadaniem wcielenia się w mutantów na czwórkę z małym plusem. Zdecydowanie najgorzej wypadła główna bohaterka grana przez debiutantkę, Blu Hunt. Młodej aktorce zabrakło charyzmy, na dodatek wypadła sztucznie w kluczowej dla fabuły scenie o charakterze romantycznym. Na pochwałę zasługuje natomiast wspomniana już Anya Taylor-Joy, która pomimo koszmarnego akcentu stworzyła zapadającą w pamięć kreację, a także Alice Braga jako enigmatyczna i socjopatyczna dr. Reyes.

Reklama

Gdy spojrzeć na Nowych mutantów w kontekście gatunkowym, zdecydowanie najlepiej sprawdzają się jako młodzieżowy film grozy eksplorujący traumy głównych bohaterów. Boone sięga po horrorowe rekwizytorium i wyciąga z niego dużą dawkę oczywistej symboliki. Klarowne zmetaforyzowanie demonów przeszłości czyhających na bohaterów nie tylko broni się pod względem symbolicznym (w końcu ważnym elementem coming-of-age movie było zawsze przezwyciężenie strachu przed dorastaniem), ale też sprytnie uzupełnia się z regułami rządzącymi uniwersum X-menów. Trochę gorzej, choć wciąż z klasą wypadają elementy teen movie. Boone udowodnił już głośnym Gwiazd naszych wina (2014, rez. Josh Boone), że dobrze czuje się w tematyce młodzieżowej, a jego wyczucie pozwoliło zamienić Nowych mutantów w zaskakująco angażujące widowisko.

Zdecydowanie najmniej ciekawy element gatunkowy w dziele Boone’a to, nomen omen, kino superbohaterskie. Niestety Nowi mutanci nie wychodzą poza klasyczną dla Marvela i DC sztampę, a przesadnie kameralny, mało efektowny finał nie wynagradza rozczarowania zbyt oczywistym rozwiązaniem tajemnicy. Szkoda, bo jak już wspominałem, film miał ogromny potencjał do wyznaczenia na nowo granicy pomiędzy kinem superbohaterskim oraz horrorem, podobnie jak nakręcony później i przełomowy (co prawda tylko pod kątem pomysłu) Brightburn: Syn ciemności (2019, reż. David Yarovesky). Dzięki wyzbyciu się wygórowanych oczekiwań nie żałuję wycieczki do kina, choć zdaję sobie sprawę z tego, że Nowi mutanci nie przypadną do gustu dużej części publiczności. Boone nakręcił film specyficzny, balansujący na granicy gatunków i wpadający w kilka zastawionych po drodze pułapek. Mimo to przy odrobinie wyrozumiałości powinniście się dobrze bawić – a to przecież jest w kinie komercyjnym najważniejsze, prawda?

  • oryginalny tytuł: The New Mutants
  • rok premiery: 2020
  • gatunek: superbohaterowie / horror
  • reżyseria: Josh Boone
  • scenariusz: Josh Boone, Knate Lee
  • aktorzy: Blue Hunt, Anya Taylor-Joy, Maisie Williams, Charlie Heaton, Alice Braga, Henry Zaga
  • moja ocena: 7/10
Reklama

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij