Nadszedł listopad, a wraz z nim liczne premiery niezależnych, niskobudżetowych horrorów. “Złe miejsce” to bez wątpienia jeden z takich filmów – reżyser i autor scenariusza, Frank Sabatella, wyreżyserował parę lat temu kilka nieznanych w Polsce slasherów, a zwiastun firmowany jest przez niewymienionego z nazwiska producenta “Piły”. Cóż, na kilometr czuć kinem klasy B, albo i Z. Żałuję natomiast jednego – dystrybutor filmu, Kino Świat, po raz kolejny podjął niezrozumiałą dla mnie decyzję przetłumaczenia “The Shed” na “Złe miejsce”. Polska wersja tytułu może i brzmi groźniej od oryginału, ale przez to wprowadza w błąd potencjalnego widza oczekującego zwykłego horroru. Tymczasem dzieło Sabatelli to tak naprawdę połączenie dziwnej wariacji na temat filmów o licealistach z kinem klasy Z nieświadomym swej kampowej estetyki. Dlatego też mam pomysł na znacznie lepsze tłumaczenie tytułu, zachowujące przy okazji klimat filmu – “Krwiożercza szopa”.
Stan ma w życiu przerąbane. Rodzice mu zmarli, przez co opiekuje się nim dziadek, zgorzkniały i rygorystyczny weteran wojny w Wietnamie. Na dodatek wraz z przyjacielem, Dommerem, jest gnębiony w szkole przez miejscowych chuliganów, kiepsko idzie mu także podrywanie szkolnej sympatii, Roxy. Jakby tego było mało Dommer zachowuje się jakby chciał zrobić w szkole drugie Columbine, a w szopie przed domem Stana zamieszkał krwiożerczy wampir. I jak w takich okolicznościach uważać, że szklanka jest do połowy pełna?
Scenariusz “Złego miejsca” to zbiór mocno skondensowanych, gatunkowych klisz, którym brakuje choć odrobiny świeżości. I tak mamy tutaj postacie żywcem wyjęte z młodzieżowego horroru – głównego bohatera z traumą, psychopatycznego przyjaciela protagonisty, bandę szkolnych oprawców, piękną dziewczynę, w której zabujał się Stan, małomiasteczkową panią szeryf, wreszcie weterana wojennego z PTSD. Reżyserowi zabrakło odwagi lub chęci, by wyjść poza skostniałe schematy, przez co postacie pełnią funkcję scenariuszowych figur, wyzutych z jakiegokolwiek realizmu czy psychologii. Wyjątkiem tutaj jest główny bohater, który co prawda nie ma własnego charakteru, ale paradoksalnie właśnie dlatego da się go polubić i mu kibicować.
Niezbyt wesołe grono schematycznych postaci uzupełnia zamieszkały w szopie wampir, o którym wiemy już od pierwszej sceny. Mimo że otwierająca film sekwencja już od razu pokazuje widzom wszystkie karty z ręki reżysera, to ostatecznie doskonale sprawdza się ona jako wprowadzenie w kampową estetykę produkcji. Mdła gra aktorów (szczególnie kumpla głównego bohatera oraz wybitnie beznadziejnej pani szeryf) i tanie efekty specjalne tworzą wybuchową mieszankę, dzięki której “Złe miejsce” staje się fenomenalnym guilty pleasure. Idiotyczne decyzje protagonistów, fabularne głupotki i nieudolny sposób inscenizowania niektórych scen paradoksalnie jedynie dodają filmowi walorów rozrywkowych.
Przeładowanie kliszami i scenariuszowe głupoty sprawiają, że ciężko nie potraktować “Złego miejsca” jako nieświadomego lub częściowo świadomego pastiszu horroru. Ciężko jest powstrzymać się od śmiechu podczas niektórych scen, szczególnie w finale. Stan rzucający nożem (i konsekwencje tego rzutu) czy pani szeryf starająca się zaaresztować protagonistę przed szopą najzwyczajniej w świecie są tak źle nakręcone, że aż dobre. Do śmiechu zachęcają także niepasujące do horroru rekwizyty (złoty kastet!), wybitnie stereotypowe wykorzystanie motywu snu głównego bohatera czy nadmiar przekleństw używany przez Dommera w zakończeniu, wyjęty z kina gangsterskiego. Nawet sposobowi, w jaki wykorzystano elementy gore takie jak sztuczna krew czy odcięte kończyny jest zdecydowanie bliżej do “Strasznego filmu” niż nakręconego na serio horroru. Cóż, sporo w dziele Sabatellego komizmu, także takiego niezamierzonego.
A jednak “Złe miejsce” nie jest czarną komedią. W kilku momentach reżyser silił się na powagę, o czym świadczyć mogą wspomniane wcześniej sny, regularnie nawiedzające protagonistę. I to właśnie one teoretycznie mogły zbudować jakiekolwiek, nawet nieskomplikowane drugie dno tego filmu. Niestety jednak wątek ten został instrumentalnie wykorzystany przez Sabatellego do epatowania przewidywalnymi, nudnymi jumpscare’ami, które nie były ani straszne, ani zaskakujące. Mimo wszystko to właśnie sen, w którym Stan marzy o Roxy jest najlepszym elementem “Złego miejsca”. Scena ta wydaje się być wyjęta z zupełnie innej konwencji, jest solidnie zrealizowana i bardzo wymowna. Reżyser nie wykorzystał jednak jej potencjału do opowiedzenia czegoś na temat seksualności i potrzeby bliskości wśród małomiasteczkowej młodzieży. „Złe miejsce” to mógłby być film z ciekawie rozbudowaną metaforyką, eksplorujący i poszerzający tego typu tematy, coś w rodzaju „Coś za mną chodzi„… Cóż, mógłby to słowo kluczowe. Zresztą do absolutnego minimum zostały spłycone także wszystkie inne potencjalnie interesujące wątki: traumy głównego bohatera, przeżyć jego dziadka, czy wreszcie dręczenia w szkole i relacji prześladowca-prześladowany.
Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że bawiłem się słabo na “Złym miejscu”. Co prawda nie ma w tutaj ani grama grozy czy napięcia, ale jest za to ogrom śmiechu i guilty pleasure, które pozwalają przetrwać półtoragodzinny seans. Kampowa estetyka filmu zdobyła szturmem moje serducho, a dzięki niej, mimo licznych wad i idiotyzmów, seans dostarczył mi wiele przyjemności. Bo finalnie dzieło Sabatellego dostarcza zarówno śmiechu, jak i czystej rozrywki. “Złe miejsce” to dumny przedstawiciel filmów tak złych, że aż dobrych, a przynajmniej wartych obejrzenia.
Jeżeli chcesz zobaczyć Złe miejsce w legalnym źródle, film znajdziesz na Player+.
- oryginalny tytuł: The Shed
- data premiery: 2019
- gatunek: horror
- reżyseria: Frank Sabatella
- scenariusz: Frank Sabatella
- aktorzy: Jay Jay Warren, Timothy Bottoms, Cody Kostro, Sofia Happonen
- moja ocena: 3/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.