Już za kilka dni poznamy zwycięzcę amerykańskich wyborów prezydenckich. Może nim być Donald Trump – kontrowersyjny biznesmen i polityk, którego nie trzeba nikomu przedstawiać. Jeśli zostanie wybrany w ramach reelekcji, to jego możliwa prezydentura na pewno minie w atmosferze wielu skandali, zupełnie jak premiera Wybrańca. Film Aliego Abassiego jest bowiem fabularyzowanym biopicem o młodości Trumpa, a każdy film o nim siłą rzeczy musi wywoływać kontrowersje. Pytanie brzmi – czy słusznie?
Niepotrzebne kontrowersje
Zanim poszedłem do kina, przeczytałem kilka recenzji Wybrańca, więc wiedziałem, czego się spodziewać. Amerykańska prawica obwieściła światu, że to brutalny atak na Trumpa, zresztą sam zainteresowany wszedł w taką narrację, choć, jak uczciwie zaznaczył, filmu nie zobaczył i nie zobaczy. Cóż, trochę rozumiem, skąd pojawiają się takie głosy, ale wszystkie kontrowersje są zdecydowanie przesadzone, bowiem Ali Abbasi nakręcił wyjątkowo wyważony i uczciwy film.
Kręta droga do fortuny
Wybraniec opowiada o młodości Donalda Trumpa – o tym, jak uczył się prowadzenia biznesów pod okiem bezwzględnego prawnika Roy’a Cohna i jak stopniowo przejmował we władanie rodzinną fortunę. Była to droga kręta i trudna, bowiem na drodze biznesmena pojawiało się wiele przeszkód, włącznie z jego charakterem. Choć film nakręcił reżyser z Iranu, a większość aktorów pochodzi z Europy Wschodniej (za wyjątkiem Jeremy’ego Stronga w roli Roy’a Cohna), Wybraniec jest bardzo „amerykańskim” filmem, bowiem opowiada o cenie, jaką trzeba zapłacić za amerykański sen – a niemal zawsze jest ona wysoka.
Ali Abassi sięgnął po tradycyjną strukturę buildungsroman, która stanowi kościec fabuły filmu. Dla niezaznajomionych z niemiecczyzną tłumaczę – buildungsroman to opowieść o dojrzewaniu głównego bohatera. Tematem Wybrańca nie jest sam Trump jako postać czy biznesmen, a raczej proces psychiczny, jaki zachodzi w nim na przestrzeni lat. To właśnie zmiana, jaka w nim zachodzi, interesuje reżysera, a pozostałe kwestie (np. polityczne), choć oczywiście istotne, pozostają gdzieś na uboczu.
Relacje to siła napędowa Wybrańca
Stąd najważniejszą częścią filmu jest relacja między Donaldem Trumpem a jego mentorem, kontrowersyjnym prawnikiem Roy’em Cohnem. To bezwzględny zawodnik, który uwielbia stanąć w szranki z rządem federalnym i gra tak brudno, jak tylko się da – podsłuchuje urzędników oraz polityków, szantażuje ich i niszczy, aby osiągnąć swój cel. Zgadza się pomóc Trumpowi, bo ten mu się podoba – a przynajmniej taka jest sugestia, bowiem Cohn jest homoseksualny. Kryje się z tym, ale tylko częściowo.
Cohn uczy Trumpa stanowczości oraz przedstawia mu trzy bezwzględne zasady, którymi kieruje się w życiu oraz biznesie. Na przestrzeni fabuły obserwujemy, jak główny bohater powoli się ich uczy, a następnie wdraża je w życie, co zmienia jego charakter. Widać to chociażby w jego życiu rodzinnym – stosunkach z rodzicami, bratem, żoną Ivaną. Wybraniec to świetnie napisane kino psychologiczne, w którym wątki społeczno-polityczne są jedynie dodatkiem. Istotnym, ale dodatkiem.
Ten film nie mógł się udać, gdyby nie trio aktorów. Sebastian Stan jako Donald Trump jest świetny. Oczywiście jest to na tyle charakterystyczna postać, że ani przez moment nie wierzyłem, że oglądam prawdziwego, młodego Trumpa, natomiast rumuńskiemu aktorowi udało się doskonale oddać konflikty wewnętrzne, jakie tlą się w głównym bohaterze. Maria Bakalova jako Ivana Trump kradnie kilka scen, natomiast numerem jestem jest bez wątpienia Jeremy Strong w roli Roy’a Cohna. Tworzy silną, bezwzględną osobowość i doskonale oddaje zmianę, jaka zachodzi w niej na przestrzeni filmu.
Czy Wybraniec to film polityczny?
Oczywiście nie wszystko wyszło w Wybrańcu, nie jest to film perfekcyjny. Finał pozostawia sporo do życzenia, pokazuje Trumpa „zmienionego”, pozbawionego już jakichkolwiek zasad moralnych. Ma to sens w obrębie fabuły, natomiast rozumiem już utyskiwania amerykańskiej prawicy – Wybraniec przedstawia Trumpa w bardzo negatywnym świetle, ponieważ pokazuje proces jego degeneracji moralnej. Główny bohater zaczyna jako neutralna, pusta postać i z czasem zaczyna się robić zły, a potem coraz gorszy.
Kontrowersje są więc zasłużone, natomiast Abassi nie przesadza zanadto i często pokazuje również dobrą stronę byłego prezydenta. Poza tym uważam, że Trump po prostu właśnie taki jest – drapieżny, pozbawiony zasad moralnych, ot stereotyp amerykańskiego biznesmena z Nowego Jorku, czym wielokrotnie się chwalił. Być może właśnie dlatego Wybraniec jest po prostu uczciwym filmem, natomiast to jest już kwestia sporna – rozumiem skrajnie odmienne opinie na ten temat.
Tak na marginesie, bardzo podobało mi się, w jaki sposób Abassi wprowadził do fabuły wątek AIDS. W czasach młodości Trumpa prawicowcy uważali to za boską karę, jaka spada na osoby homoseksualne. Irański reżyser świetnie złapał ten kontekst kulturowy i zagrał nim na kilka sposobów, co dodatkowo wzbogaciło warstwę społeczno-obyczajową filmu.
Wybraniec – moja ocena
Wybraniec to bardzo dobry film, ale nie jako biopic (pod tym względem jest co najwyżej niezły), ale jako kino psychologiczne i opowieść o dojrzewaniu. Głównym bohaterem jest skandalizujący biznesmen i polityk, więc nie mogło zabraknąć kontrowersji, natomiast sam film uczciwie pokazuje jego losy. Polecam wybrać się do kina i wyrobić sobie własną opinię – szczególnie że już za kilka dni Donald Trump może po raz drugi stanąć na czele Stanów Zjednoczonych.
- oryginalny tytuł: The Apprentice
- data premiery: 2024
- gatunek: biopic
- reżyseria: Ali Abbasi
- scenariusz: Gabriel Sherman
- aktorzy: Sebastian Stan, Jeremy Strong, Maria Bakalova, Martin Donovan
- moja ocena: 8/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.