Już na wstępie zaznaczę, że Nie! to najgorszy film w karierze Jordana Peele’a. Co nie mówi zbyt wiele, bo jego dwa poprzednie dzieła, Uciekaj (2018) oraz To my (2019), były co najmniej bardzo dobre. Muszę też przyznać, że w trakcie seansu Nie! bawiłem się wyśmienicie, ale z kina wyszedłem rozczarowany. I to nie była wina jakości filmu, a decyzji artystycznych, jakie podjął amerykański twórca.
Kalifornia. OJ i Emerald Haywood to rodzeństwo, które po śmierci ojca prowadzi rodzinny biznes, czyli hodowlę koni dla Hollywood. On chce po prostu robić swoje, a ona wpada tylko na chwilę, by uporządkować sprawy i wyjechać. Ale oboje mają problem – coś dziwnego pojawia się na niebie i zaczyna płoszyć konie. Czy to naprawdę latający spodek?
Można spokojnie powiedzieć, że to nie tylko najgorszy, ale też najmniej jordanpeelowski film w karierze Jordana Peele’a. Jasne, bohaterami są czarnoskórzy prowadzący własne ranczo, ale komentarz społeczny, z którego słynie twórca, został ograniczony do absolutnego minimum. Film jest natomiast bardziej gorzką refleksją na temat natury zwierząt oraz wykorzystania ich do robienia show.
By podkreślić ten temat, poza głównym wątkiem Peele wprowadza flashback związany z przeszłością postaci granej przez Stevena Yeuna. Reżyser pokazuje szympansa grającego w reality show, który z jakiegoś powodu wpada w szał. Ma to pokazać, że z tresurą zwierząt trzeba obchodzić się ostrożnie. Niestety każdy, kto ma choć niewielką wiedzę na temat zachowania małp człekokształtnych, wie, że to bzdura. Szympanse nie są drapieżnikami, bardzo rzadko jedzą mięso, a dorosła małpa nie byłaby w stanie zrobić tego, co stało się w filmie.
Trochę psuje to immersję, szczególnie, że kwestia wątku szympansa rozwiązuje się w trzech czwartych filmu, a wcześniej jest… Po prostu dziwnie. Niestety to nie jest jedyny problem Nie!. Peele miał ciekawy pomysł na fabularną woltę, ale „ciekawy” to za mało na nakręcenie filmu pełnometrażowego. Gdy wszystkie karty lądują już na stole, miałem ochotę westchnąć „aha, a więc o to chodzi” i wyjść z kina. Ale film trwał dalej – i to jeszcze dobre 45 minut! Trochę szkoda, bo Nie! zostało wtedy odarte z całej tajemnicy, przez co seans zrobił się nudny. A to przecież największy grzech, jaki mogą popełnić tego rodzaju produkcje.
Niestety w Nie! nie spodobała mi się też nagła zmiana konwencji w środku filmu. Z początku mamy do czynienia z klasycznym, jordanpeelowskim horrorem, który jest niby trochę dziwny, ale jednak odtwarza w świeży sposób klasyczne dla gatunku chwyty. Wbrew materiałom marketingowym film w połowie pozbywa się konwencji horroru i staje się… dziwnym połączeniem kina przygodowego, dramatu i science ficion. No dobra, trochę skłamałem, bo jest w tym też cosmic horror. Właściwie trudno nawet mi nazwać tę konwencję.
Wydaje mi się, że w Nie! leży pomysł i scenariusz, a nie realizacja. Ta ostatnia stoi na najwyższym możliwym poziomie, szczególnie od strony technicznej. Ujęcia spodka pojawiającego się między burzowymi chmurami są po prostu niesamowite – aż ciarki mi przechodziły po plecach. To duża zasługa efektów specjalnych, za wyjątkiem szympansa. Aktorzy też zrobili dobrą robotę, choć można dyskutować, że Kate Palmer w roli Emerald i Brandon Perea jako technik trochę przeszarżowali. Trochę.
Czy polecam wybrać się na Nie!? Aż kusi, by powiedzieć, że nie, ale tego nie zrobię. Moim zdaniem warto dać filmowi szansę, będąc świadomym, że tak naprawdę to nie jest horror. Bo słaby Peele to dalej dobry film. Szkoda, że tylko dobry.
- oryginalny tytuł: Nope
- data premiery: 2022
- gatunek: horror / science fiction
- reżyseria: Jordan Peele
- scenariusz: Jordan Peele
- aktorzy: Daniel Kaluuya, Keke Palmer, Brandon Perea, Steven Yeun, Michael Wincott,
- moja ocena: 6/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.