Panie z Dołu, zmiłuj się nad nami – recenzja Kodu zła (Longlegs)

Reklama

Osgood Perkins to mój ulubiony współcześnie tworzący reżyser. Jest wielu twórców lepszych, doskonalszych, artystycznie ciekawszych od niego – ale tylko on aż tak sprawnie i konsekwentnie realizuje założenia gatunku, w którym się porusza i do którego się ogranicza. Kod zła to najlepszy horror, jaki widziałem w tym roku, a przecież dopiero mamy lipiec!

Kod zła (2024) – plakat
Kod zła – plakat

Śledztwo, które się gmatwa

Kod zła opowiada o Lee Harker, młodziutkiej agentce FBI, która czasami ma jakieś (trudno powiedzieć jakie) zdolności prekognitywne. Zostaje przydzielona do sprawy seryjnego mordercy podpisującego się pseudonimem Longlegs. Zabija on rodziny z dziećmi, ale nie robi tego bezpośrednio – mord popełniają ojcowie, którzy potem sami się zabijają. FBI jest bezradne i nie jest w stanie zrozumieć, w jaki sposób działa Longlegs. Tylko Lee jest w stanie rozwikłać zagadkę.

Opis fabuły nie oddaje w pełni zawartości filmu. Nie będę spoilerować, więc zaznaczę jedynie, że gatunkowa maska thrillera detektywistycznego jest właśnie tym – maską, za którą kryje się inny, jeszcze mroczniejszy gatunek, czyli pełnokrwisty horror. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście mamy do czynienia z filmem detektywistycznym, utrzymanym trochę w nurcie Siedem (1995, reż. David Fincher), ale ewidentnie szukającym własnej drogi.

Tu i tu mamy seryjnego mordercę o tajemniczym modus operandi, bardzo podobny, mroczny klimat i jakiś tajemniczy związek pomiędzy zabójcą i detektywem. W obu filmach toczy się też śledztwo, które zalicza kolejne, obowiązkowe punkty, jakie trzeba odhaczyć w thrillerze. Jest badanie śladów, oględziny miejsca zbrodni, przesłuchiwanie świadków czy, wreszcie, przełomowe znaleziska. W Kodzie zła nie popychają one jednak fabuły do przodu, ale raczej dodatkowo ją gmatwają, a zarazem ujawniają intrygę, jaka rozgrywa się w tle.

Nade mną piekło, pode mną piekło, a wokół mnie – piekło

Nie chcę wam psuć zabawy, więc nie zdradzę, w którą stronę kieruje się film. Muszę jednak przyznać, że Osgood Perkins miał świetny pomysł i w pełni go wykorzystał. Reżyser powoli tka sieć intryg i krok po kroku ujawnia, co tak naprawdę się wydarzyło – i co się dzieje. Dawkowanie informacji jest na tyle sprawne, że większość widzów zapewne da się zaskoczyć licznymi zwrotami akcji, choć przy odrobinie szczęścia idzie się wszystkiego domyślić.

Finał Kodu zła mnie zadowolił, ale nie zachwycił. Perkins wyjaśnia całość w dobrym, choć być może nadmiernie ekspozycyjnym stylu, dzięki czemu elementy układanki składają się w spójną całość. W pierwszym i drugim akcie pojawiają się wskazówki interpretacyjne, które z perspektywy zakończenia wreszcie nabierają sensu.

Reklama

Technicznie bez zarzutu, a nawet jeszcze lepiej

Atmosfera jest na tyle gęsta i mroczna, że idzie ją ciąć nożem (podobnie zresztą jak ofiary Longlegsa). Sprzyja temu doskonała warstwa techniczna, do której właściwie nie mam żadnych zastrzeżeń. Perkins szczególnie umiejętnie wykorzystuje kolorystykę oraz grę kamery. Film jest zdominowany przez trzy zasadnicze kolory: czerwień, czerń oraz biel, przy czym dwa ostatnie są na tyle stonowane, że czerwone elementy wyróżniają się wizualnie i interpretacyjnie na tle reszty. Kod zła wykorzystuje dwa formaty obrazu (1,85:1 z obciętymi rogami kamery i tradycyjne 16:9), aby zaznaczyć różnice pomiędzy poszczególnymi scenami.

Praca kamery jest świetna. Ujęcia wzbudzają niepokój, widać w nich staranność i dyscyplinę podporządkowaną jednemu celowi – budowaniu dyskomfortu u widza. Perkins wykorzystuje do tego bardzo długie obiektywy, które zniekształcają perspektywę wewnątrzkadrową i twarze bohaterów, co można ciekawie interpretować w kontekście zakończenia. Świetna muzyka wprowadza natomiast elementy groteski i rozładowuje nieco napięcie, ale zarazem niepokoi w tych scenach, w których ma niepokoić.

Jeśli chodzi o grę aktorską, to nie mam do niej większych zarzutów. Maika Monroe w roli Lee Harper jest zagubiona, dziwna, niejednoznaczna – dokładnie taka, jaka miała być. Stało przed nią trudne zadanie, ale aktorka dała radę. Pozostała część obsady, na czele z Alicią Witt oraz Nicholasem Cage’m (trudnym do rozpoznania i wprowadzającym wspomnianą już groteskę) też perfekcyjnie wpisała się w przyjętą konwencję. Na tym polu, podobnie jak w przypadku kwestii technicznych czy reżyserii, nie mam żadnych zarzutów.

Kod zła: moja opinia

Od Kodu zła dostałem dokładnie tego, czego oczekiwałem. Nie wiem, czy to najlepszy film Osgooda Perkinsa – jest na pewno nieco lepszy od zrecenzowanego na stronie Małgosi i Jasia, ale Zło we mnie czy I Am the Pretty Thing That Lives in the House są już, w mojej opinii, na podobnym poziomie artystycznym. Nie jest to też na pewno film dla każdego. Mamy do czynienia z pełnokrwistym horrorem artystycznym, który ogląda się lepiej (czytaj: łatwiej), niż inne filmy Perkinsa – ale wciąż jest to trudny seans. Kod zła wymaga uwagi i zaangażowania widzów, ale te zostają nagrodzone mrocznym klimatem oraz ogromną dawką niepokoju, co realizuje oba podstawowe założenia, jakie stawia przed sobą gatunek horroru.

  • oryginalny tytuł: Longlegs
  • data premiery: 2024
  • gatunek: horror
  • reżyseria: Osgood Perkins
  • scenariusz: Osgood Perkins
  • aktorzy: Maika Monroe, Nicholas Cage, Alicia Witt, Blair Underwood
  • moja ocena: 9/10
Reklama

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij