Ja się dziwię, że Keanu Reeves’owi dalej chce się biegać, walczyć i skakać przed kamerą. Chłop ma już 54 lata, a ról w filmach akcji zagrał chyba z milion. No jasne, zawsze jest ten słodki aspekt finansowy, ale, prawdę mówiąc, po tylu latach wolałbym zabrać się za coś bardziej wymagającego artystycznie. Żeby wszystko było jasne – bynajmniej nie narzekam na to, że Reeves zaszczycił nas po raz kolejny swoją obecnością na wielkim ekranie, głównie dlatego, że “Johna Wicka 3” ogląda się (przez część seansu) znakomicie, a odtwórca roli Neo faktycznie daje z siebie wszystko.
W ogóle w tej serii mam problem z fabułą. Bo o ile część pierwsza była przyjemnym i prostym kinem zemsty, o tyle w części drugiej historia Wicka zaczęła się niepotrzebnie komplikować, a twórcy udziwniali ją na siłę. W trójce, niestety, trend ten jest kontynuowany. Nasz długowłosy protagonista próbuje opuścić Nowy Jork ze swoim buldogiem, co może okazać się niełatwe, zważywszy na to, że został ekskomunikowany, a na jego głowę czyhają wszyscy płatni mordercy w okolicy. Do historii wprowadzono kilka nowych, zarysowanych grubą kreską postaci, a także kontynuowano wątki z poprzednich części.
Niestety fabuła, zamiast bycia pretekstem do rozwałki, aspiruje do opowiedzenia pewnej historii. Nie są to bynajmniej aspiracje wysokie, ale zdecydowanie kłócą się z wydźwiękiem filmu. Bo fabuła w “Johnie Wicku 3” się zwyczajnie nie klei. Wątki pojawiają się i znikają, a rozmowy w przeważającej mierze nic nie wnoszą. Na szczęście opowiadaną historię przed całkowitą katastrofą ratują postacie poboczne, na czele z solidnym Markiem Dacascosem, szczególnie dobrze odnajdującym się w scenach komediowych, których tutaj mnóstwo. Dobrze sprawdza się też Asia Kate Dillon jako enigmatyczna, fascynująca pani sędzia, która przypomina żeńską wersję Dredda bez maski.
I znów, podobnie jak w części pierwszej, główny bohater jest tylko i wyłącznie dziwnie wyglądającym kolesiem z drewnianą mimiką, który bez momentu zawahania zabija kolejne dziesiątki przeciwników. A szkoda, bo nie da się z Wickiem ani utożsamić, ani go znielubić, nie mamy nawet żadnego sensownego powodu do kibicowania protagoniście, może poza chęcią ujrzenia szalonej rozwałki. Zresztą reżyser, Chad Stahelski, poświęca dość dużo czasu ekranowego postaciom pobocznym, przez co nijaka postać Johna Wicka rozmywa się w tłumie ekscentrycznych jednostek. Nie pomagają w tym sceny akcji, w szczególności ta w Maroku, podczas których w wielu przypadkach na pierwszy plan wysuwają się inni bohaterowie. Mam wrażenie, zważywszy na ciągłe, nieprzerwane rozbudowywanie świata przedstawionego, że twórcy chcą stworzyć kolejne uniwersum, tym razem z płatnymi zabójcami w roli głównej.
Na szczęście jednak najważniejszy element “Johna Wicka 3” to sceny akcji. A te są znacząco lepsze niż w drugiej części serii. Stahelski nie broni się przed stosowaniem długich ujęć, które z jednej strony uprawdopodabniają walkę i dodają jej odrobiny jakże potrzebnego realizmu, a z drugiej strony wzmacniają końcowy efekt niesamowitości. Dużo tutaj estetycznych nawiązań do różnych klasyków kina akcji, w tym rzecz jasna do “Matrixa”, którego dwóch bohaterów spotyka się raz jeszcze (brakuje trochę Trinity). Stylistyka scen akcji czerpie garściami z kina noir, na dodatek wreszcie twórcy postarali się o większą różnorodność, dzięki czemu długie sekwencje walk i strzelanin, które po pewnym czasie zaczynały nużyć w dwójce, w “Johnie Wicku 3” budzą już tylko zachwyt i ekscytację.
I tylko ostatni pojedynek Johna Wicka z Zerem oraz jego pomocnikami jest po prostu nużący. Głównym bohaterem miotano jak piłką do siatkówki i rozbito nim chyba z piętnaście szyb, a mimo to Wick ciągle wstawał i walczył. Tak, wiem, że słynną Babę Jagę zabić nie jest łatwo, ale widok protagonisty rozbijającego dziewiątą z kolei szybę budził u mnie ciarki zażenowania. Po drugiej stronie monety natomiast jest wyśmienita scena w muzeum broni, w której walka przypomina wirujący taniec ze śmiercią, a ilość sposobów na kreatywne wykorzystanie otoczenia świadczy o realizacyjnym geniuszu Stahelskiego. Scena w muzeum ma w sobie specyficzną poetyką, którą trudno mi nazwać czy opisać, ale to właśnie ona jest idealną egzemplifikacją powodów, dla których seria odniosła ogromny sukces.
“John Wick 3” to godna kontynuacja drugiej części serii. O ile fabuła coraz bardziej zmierza w stronę bezsensownego bełkotu, a tytułowa postać to de facto małomówny Gary Sue, o tyle sceny akcji są jeszcze lepsze od tych w dwójce. Co prawda moją ulubioną częścią pozostaje jedynka, ale “John Wick 3” zapewnił mi ogrom dobrej jakościowo rozrywki, a przy okazji pozytywnie zaskoczył. Bo, prawdę mówiąc, podchodziłem do filmu z dużą dozą sceptycyzmu, głównie dlatego, że seria zmieniła się w mocno komercyjny blockbuster, o czym świadczyć może bezczelny cliffhanger zastępujący zakończenie trzeciej części. Cóż, boję się trochę, że studio spartaczy czwórkę, która niewątpliwie powstanie… Z drugiej zaś strony pozostaje mi wierzyć w umiejętności Stahelskiego i Reevesa, bo co innego pozostało fanom Johna Wicka?
- oryginalny tytuł: John Wick: Chapter 3 – Parabellum
- data premiery: 2019
- gatunek: thriller
- reżyseria: Chad Stahelski
- scenariusz: Derek Kolstad, Shay Hatten, Chris Collins, Marc Abrams
- aktorzy: Keanu Reeves, Halle Berry, Ian McShane, Laurence Fishburne, Mark Dacascos, Asia Kate Dillon, Lance Reddick
- moja ocena: 7/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.