Amerykański zwyczaj Halloween, który pewien były ksiądz określił mianem “święta potwora diabelskiego szatana”, na dobre przyjął się nad Wisłą. Akurat w tym roku do drzwi mojego mieszkania dzieciaki zapukały dwa razy, ale to i tak niezły wynik, bo mieszkam na ostatnim piętrze bloku bez windy. Dzieci oczywiście dostały cukierki, a ja powróciłem do seansu “Halloween”. I cóż, to było całkiem udane.
Film Carpentera opowiada o Michaelu Myersie, szalonym mordercy, który w przeddzień święta duchów ucieka ze szpitala psychiatrycznego. W pościg za nim rusza dr Sam Loomis, doświadczony psychiatra, który jako jedyny zdaje się dostrzegać niebezpieczeństwo. Loomis jest pewien, że Myers wróci do swojego rodzinnego miasteczka Haddonfield, by zrobić w nim rzeźnię. Cóż, jak to zwykle bywa, nikt mu za bardzo nie wierzy. W międzyczasie obserwujemy losy Laurie, granej przez Jamie Lee Curtis, która jest przeciętną (choć może zaskakująco konserwatywną w sprawach seksu) uczennicą amerykańskiego liceum. Pracuje ona w halloweenowy wieczór jako niania. W okolicy domu jej podopiecznych bawią się jej znajomi oraz, oczywiście, grasuje Myers.
Jak ktoś widział w życiu x slasherów (pod x podstawcie liczbę, która wydaje wam się duża), “Halloween” was nie zaskoczy. Film naładowany jest schematami typowymi dla tego gatunku, ale właściwie nie ma co się dziwić – wszak to on je wymyślił. To właśnie Carpenter po raz pierwszy nakręcił horror dziejący się na typowym amerykańskim przedmieściu, wśród domków jednorodzinnych i bogatej amerykańskiej młodzieży. I chyba właśnie ten koncept, połączony z bardzo dobrze budowanym suspensem sprawiał, że nawet rzeczy tak bliskie amerykańskiej klasie średniej jak wyjście do pralni w ogródku czy rozwieszone na zewnątrz pranie, stawały się czymś przerażającym do szpiku kości.
Napisy początkowe są bardzo proste, ale klimatyczne. Wita nas świecąca w ciemności dynia oraz świetna, klimatyczna muzyka, od razu powodująca w nas dyskomfort. Bardzo interesujące było skorzystanie z ujęcia POV po początkowych napisach; było to kinematograficzne novum, przynajmniej w horrorze, a zabieg ten pozwolił na ukazanie jakim potworem jest Myers. W ogóle film od strony technicznej jest świetny – ujęcia z grasującym w Haddonfield Michaelem faktycznie potrafią przyprawić człowieka o ciarki. Jasne, ogólnie nie bałem się zbytnio, ale jakbym był kilka lat młodszy i widział kilkanaście slasherów mniej na pewno bym czuł grozę. Niestety momentami widać duże braki budżetowe, które Carpenter stara się sprytnie zamaskować. Nie przeszkadzało mi to, ale niektórym widzom może popsuć to rozrywkę.
Jamie Lee Curtis zagrała fenomenalnie. Jej rola wybrzmiewa na tyle mocno, że de facto zapoczątkowała w horrorze kliszę konserwatywnej nastolatki, która ma zazwyczaj największe szanse na przeżycie konfrontacji z mordercą. Co ciekawe, jej zachowania były zazwyczaj naprawdę logiczne i nie miałem wrażenia, że zachowuje się jak idiotka. Co do Myersa – facet budzi grozę. Jest idealnie ucharakteryzowany, a jego pozbawiona uczuć maska tylko potęguje wrażenie obcowania z ponadnaturalnym złem. Nie podobał mi się natomiast wątek Sama Loomisa, objętościowo najkrótszy. Donald Pleasence zagrał nieźle, ale moim zdaniem problem tkwi w scenariuszu. Pogoń psychiatry za Myersem wypada sztucznie, jest to wątek-zapychacz mający dać scenarzyście narzędzia do rozwiązania akcji w finale. Wątek ten można było albo nieco zmienić i rozbudować, albo całkowicie wyciąć; osobiście wolałbym drugie rozwiązanie.
Ciężko mi ocenić “Halloween”. To niekwestionowana klasyka horroru, która wprowadziła do gatunku wiele klisz i rekwizytów, które w dzisiejszych filmach są stanowczo nadużywane. To jeden z lepszych filmów Carpentera, naprawdę nieźle nakręcony, zważywszy na budżet. Wreszcie to film z problemami, rzutującymi na jego całościowy odbiór, ale nieodbierającymi przyjemności z seansu. “Halloween” oglądałem z wypiekami na twarzy i bawiłem się świetnie, niech więc to posłuży za moją rekomendację.
- oryginalny tytuł: Halloween
- data premiery: 1978
- gatunek: slasher / horror
- reżyseria: John Carpenter
- scenariusz: John Carpenter
- aktorzy: Donald Pleasence, Jamie Lee Curtis, Nick Castle
- moja ocena: 8/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.