Recenzuję 1. sezon Dota: Dragon’s Blood. Czy Netflix nakręcił dobre anime?

Reklama

Gdy 20 marca 2013 roku po raz pierwszy zainstalowałem Dotę 2, nie spodziewałem się, że gra ukradnie z mojego życia ponad 2600 godzin. A jednak stało się, a ja wciągnąłem się zarówno w samą rozgrywkę (znacznie lepszą od League of Legends, dodajmy), ale też w niezwykle ciekawy lore gry. W końcu Dota 2 oferuje nie tylko nietypowy koncept na świat fantasy (odwieczny spór pomiędzy Świetlistymi i Mrocznymi będący u podstaw wszystkiego), ale też aż 120 bohaterów, z których każdy ma swoją unikalną, fascynującą historię godną własnego serialu. Odpowiedzialne za Dota: Dragon’s Blood Studio Mir we współpracy z Netflixem przekuło świat gry na animowany serial stworzony z myślą o dorosłych widzach. Czy koreańskim twórcom udało się wyjść z tego zadania obronną ręką?

Plakat reklamujący pierwszy sezon serialu Dota: Dragon's Blood
Plakat Dota: Dragon’s Blood

Choć w Dota: Dragon’s Blood znajdziemy kilkoro różnych protagonistów, serial skupia się na historii dwojga z nich: smoczego rycerza Daviona oraz księżniczki Mirany. Ich drogi krzyżują się w tawernie w pewnym niewielkim miasteczku. Mirana, wierna wyznawczyni księżycowej bogini Selemene, zostaje wysłana z misją odzyskania skradzionych kwiatów lotosu stanowiących źródło siły bóstwa. Życie Daviona, pełne walk ze smokami i upijania się w tawernach, zmienia się na zawsze, gdy napotyka on na swojej drodze starożytnego smoka oraz pewną tajemniczą, złą siłę…

Duża część postaci w Dota: Dragon’s Blood wpisuje się w popularne schematy znane z klasycznej fantasy. Davion jest typowym bohaterem, który wraz z giermkiem pałęta się po tawernach i zabija smoki (z początku wydaje się być kopią Geralta), natomiast Mirana to dystyngowana księżniczka i doświadczona wojowniczka zmagająca się z przeszłością. Co więcej, także pozostałych protagonistów można zamknąć w ramy schematów: bogini Selemene jest zazdrosna, złośliwa i egocentryczna, a jej wierny generał i główna rywalka Mirany, Luna, to religijna fanatyczka, która wbrew odczuwanym wątpliwościom zrobi wszystko, by zadowolić boginię. Wbrew pozorom taka schematyczność wcale nie musi być zła, a w przypadku Dota: Dragon’s Blood sprawdza się ona wręcz znakomicie.

Powód takiego stanu rzeczy jest prosty – twórcy serialu nie ukrywają, że na pierwszym miejscu stawiają nie fabułę czy sceny akcji (choć te są rzecz jasna dopieszczone), ale bohaterów. Choć Mirana i Davion zaczynają w punkcie znanym każdemu fanowi fantastyki, to wraz z rozwojem akcji twórcy odchodzą od schematów na rzecz rozwoju postaci i budowania coraz większego konfliktu wewnętrznego. Ten ostatni jest zresztą kluczowym elementem relacji głównych bohaterów. Mirana nabiera wątpliwości co do słuszności swojej misji, na dodatek wciąż nie może sobie poradzić z arystokratyczną przeszłością, zaś Davion dosłownie próbuje zrozumieć i zaakceptować przemianę w coś, czego nienawidzi najbardziej na świecie. Trudno nie polubić głównych bohaterów, nawet jeżeli Davion zostaje w środku sezonu zepchnięty niejako na drugi plan. Na dodatek widać, że ich relacja rozwija się w naturalny sposób, czyli za sprawą pokrewnych problemów i wątpliwości. Lubię, gdy postacie w fantastyce są dobrze napisane, a ich wspólną misję wymuszają nie tylko okoliczności, ale też osobiste podobieństwa.

Reklama

Przyjrzyjmy się pozostałym bohaterom. W serialu pojawia się łącznie sześciu herosów z Doty 2 (Dragon Knight, Mirana, Luna, Invoker, Winter Wyvern, Terrorblade), choć nie każdemu z nich twórcy serialu poświęcają wystarczająco uwagi. Wspominałem już o Lunie, która wraz z boginią Selemene jest najprostszą i, niestety, najnudniejszą postacią. Twórcy postanowili uczynić z niej symbol religijnego fanatyzmu będący przeciwieństwem dla szczerej, choć nie żarliwej wiary Mirany. Wychodzi to nawet nieźle i rzecz jasna sprawdza się jako źródło konfliktu, ale historia Luny cierpi na brak odpowiedniej ilości czasu ekranowego, w efekcie czego nie jest wystarczająco rozwinięta. Zdecydowanie najciekawszy jest natomiast wątek Invokera. W Docie 2 był on tajemniczą postacią scharakteryzowaną jedynie przez obsesyjną chęć poszukiwania wiedzy. Dota: Dragon’s Blood zapełnia pustą kartkę w CV Invokera zaskakująco osobistą, wzruszającą historią, która tłumaczy motywacje postaci. Twórcy bardzo mile mnie tym zaskoczyli, tak samo zresztą jak rozwojem Fymryn, czyli młodej elfki, która chce wypełnić przepowiednię i przywrócić na tron Menę, dawną boginię księżyca. Jest to kolejna postać rozdarta wewnętrznym konfliktem, a droga, którą dotychczas przeszła ta postaci daje ciekawe nadzieje na wciągający drugi sezon.

Wspomniałem już, że Dota: Dragon’s Blood przekłada rozwój bohaterów ponad zwartą i spójną fabułę. Niestety jest to dość mocno widoczne i może odstręczyć część widzów. Twórcy serialu narzucili ostre tempo, przez co niektóre sceny są jedynie pokrótce zarysowane i nie są w stanie wystarczająco wybrzmieć. Dotyczy to szczególnie wątku Luny, w którym cięcia pomiędzy scenami są wręcz ekspresowe. Bez wątpienia dało się to zrobić lepiej, ale mimo wszystko taka forma prowadzenia fabuły broni się, szczególnie że twórcy serialu w sprytny sposób wprowadzają kilka wątków, które zostaną w pełni rozwinięte w przyszłych sezonach, a po ostatnim odcinku zostawiają widzów z większą liczbą pytań niż odpowiedzi. Bądź co bądź Dota: Dragon’s Blood opiera się na dwóch płaszczyznach fabularnych: “głównej” historii wokół bogini Selemene, Invokera oraz Terroblade’a oraz “mniejszej” (choć wcale nie pobocznej) historii Mirany oraz Daviona. Obie płaszczyzny fabularne w ostatnim odcinku zaczynają się powoli zazębiać, a w drugim sezonie zapewne się połączą, co zwiastuje przejście do bardziej klasycznego prowadzenia historii.

Na sam koniec zostawiłem kwestie techniczne. Co prawda napomknąłem już o nich wcześniej, ale chciałbym, żeby moje słowa w pełni wybrzmiały – warstwa wizualna Dota: Dragon’s Blood jest bardzo ładna, wręcz piękna. Styl graficzny przywodzi na myśl połączenie Castlevanii, Blood of Zeus oraz Darkest Dungeon, co sprawdza się szczególnie w przypadku statycznych scen rozmów, podróży itd. Fani Doty 2 zwrócą uwagę na liczne nawiązania do gry, szczególnie związane z umiejętnościami bohaterów. Studio Mir włożyło dużo pracy w easter eggi i mrugnięcia oczkiem do fanów, co szczerze doceniam. Jeżeli chodzi o sceny walki, te są zrealizowane nieźle, choć momentami widać bardzo słabą jakość efektów 3D. Dotyczy to głównie dynamicznych pościgów, ale też scen wielkich bitew, w których żołnierze w tle, cóż, rażą sztucznością. Na powyższe mankamenty można jednak przymknąć oko, szczególnie że z naddatkiem kompensuje je doskonała warstwa audio. Elektroniczna muzyka wykorzystująca syntezatory a’la Stranger Things nie przypadnie każdemu do gustu, ale dla mnie wpasowała się w klimat serialu. Angielski dubbing jest w porządku, choć aktorka podkładająca głos Miranie w niektórych scenach brzmi jak drugoplanowy NPC z pewnej starej gry RPG.

Czy Dota: Dragon’s Blood to dobry serial? Tak, bez wątpienia. Opowiedziana przez twórców historia broni się w swoim obrębie i wciąga, główni bohaterowie są ciekawi i emocjonalnie angażujący, a warstwa audiowizualna stanowi przyjemne uzupełnienie całości. Co prawda pierwszy sezon ma parę wad, a konwencja serialu (mroczne fantasy z dużą dawką patosu) nie przypadnie każdemu do gustu, ale fani gry oraz fantastyki powinni być zachwyceni. Ja jestem i już nie mogę się doczekać drugiego sezonu serialu… Oraz wysypu osób wybierających Miranę i Dragon Knighta w grach rankingowych w Docie 2.

  • oryginalny tytuł: Dota: Dragon’s Blood
  • rok premiery: 2021
  • gatunek: fantasy / animowany
  • twórca serialu: Ashley Miller oraz Studio Mir
  • aktorzy: Yuri Lowenthal, Freya Tingley, Lara Pulver, Troy Baker
  • moja ocena: 8/10
Reklama

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij