Udana prowokacja Larsa von Triera. Recenzuję Dom, który zbudował Jack (2018)

Reklama

Jeżeli chodzi o reżyserów-artystów, a takim niewątpliwie jest Lars von Trier, to dzieła takowych najczęściej mają wiele interpretacji. Z zasady też zachwycają nieszablonowymi metaforami i pomysłami, mają przesłanie, zazwyczaj ponadczasowe. Zapewne po części tak jest i z “Domem, który zbudował Jack”, ale z wrodzonej krnąbrności postaram się zinterpretować i ocenić ten film poprzez jeden prosty, wręcz ordynarny klucz – mianowicie Lars von Trier stworzył genialną wręcz prowokację, której jedynym celem jest szokowanie widzów i zirytowanie większości krytyków. Koniec, kropka.

Plakat filmu

Bo moim zdaniem nie można traktować poważnie filmu, w którym główny bohater to psychopata z zaburzeniami obsesyjno-kompulsyjnymi, który uważa siebie za artystę, a sposób wyrazu owej sztuki to morderstwa. Jasne, można próbować szukać wysublimowanych (albo i nie) smaczków i nawiązań, perorować, że główny bohater trochę przypomina Kubę Rozpruwacza, że film to tak naprawdę zmetaforyzowany manifest w duchu modernistycznym podejmujący temat sztuki bez granic w opozycji do sztuki służącej celom doczesnym. Ale wszystkie te próby interpretacji zawodzą, głównie z racji na ogromną ilość występujących w “Domie, który zbudował Jack” sprzeczności wizualnych i treściowych. I dlatego właśnie moim kluczem do tego filmu jest odczytywanie go jako prowokacji.

Bo czego tutaj nie mamy! Mordowanie dzieci, nazywanie Holokaustu arcydziełem (oczywiście na tle ujęć buldożerów chowających w ziemi zagazowanych Żydów), a do tego nawiązania do klasycznych dla kultury dzieł i motywów, takich jak np. “Boska komedia” Dantego i występująca w niej wędrówka po piekle. Von Trier poprzez nadmiar treści celowo tworzy szum informacyjny, z którego niemożliwe jest wychwycenie spójnego obrazu tego, o czym mówi. Gdy dodamy do tego charakterystyczny zabieg estetyczny, polegający na szybkim montażu różnych ujęć, którego efekt przypomina moje pierwsze próby z Windows Movie Makerem (no, może bez efektów przejść), obraz całości jest nieklarowny jak warszawskie ścieki.

Zaskakująca była duża doza czarnego humoru, jakim Trier naładował film. W “Domie, który zbudował Jack”, szczególnie w początkowych kilkudziesięciu minutach, dużo jest momentów zabawnych, głównie ze względu na to, że Jack nie ma jeszcze wprawy w mordowaniu. Zresztą bądźmy szczerzy – Matt Dillon zagrał tutaj życiówkę, ani przez moment nie wyszedł z roli szurniętego psychopaty. Jest to zdecydowanie gra na miarę Heatha Ledgera z “Mrocznego Rycerza”, choć Dillon nie kopiuje od swojego nagrodzonego Oscarem poprzednika. Ekranowy Jack jest hipnotyzujący, obrzydzający, charyzmatyczny, nieco fascynujący, rzecz jasna w ten zły sposób… Zarazem jest to ten typ postaci, którego nie chcielibyśmy nigdy spotkać na swojej drodze. Oczywiście można mieć zastrzeżenia do tego, że portret psychopaty nie jest zbudowany wystarczająco wiarygodnie pod względem naukowo-medycznym, ale w tym filmie nie o to chodzi.

Reklama

Ostatnie dwadzieścia minut filmu zmienia całkowicie tonację nie tylko za pomocą wydarzeń fabularnych, ale też poprzez spokojniejszy montaż oraz zupełnie inną kolorystykę i pracę kamery. Przyznam szczerze, że zepsuło mi to wrażenia z seansu. “Dom, który zbudował Jack” najlepiej sprawdza się jako kontestująca wszystko czarna komedia z dużą dozą pesymizmu i cynizmu. Dodanie bzdurnych, mocno pretensjonalnych wątków metafizycznych, będących zarazem nawiązaniem do tradycji kultury europejskiej było chybionym zabiegiem. Choć, oddając reżyserowi co reżyserskie, samo zakończenie wybrzmiało w odpowiednio mocny sposób. Mimo to, pozostając w przyjętym kluczu, końcówka to jedna wielka kropka nad i, podkreślająca prowokacyjność filmu – tym razem reżyser szokuje wszystkich tych, którym spodobały się wypełnione czarnym humorem i naturalistyczną przemocą sceny “Domu, który zbudował Jack”.

Film von Triera, jak na prowokację przystało, nie przeszedł bez echa, ale mimo wszystko mam wrażenie, że reżyserowi nie wyszedł. Bo, wbrew pozorom, o “Domie, który zbudował Jack” światowe media nie rozpisywały się zbyt szeroko, nie doszło też do ogromnej afery. Oczywiście pojawiło się wiele głosów negujących i atakujących film, jak i samego reżysera, szczególnie za wyraźne obśmianie akcji #metoo oraz radykalnego feminizmu, ale były to głosy na tyle nielicznie, że zaginęły w szumie informacyjnym toczącym media XXI wieku. A prowokacja, na którą nie ma dużej ilości gniewnych reakcji, to prowokacja nieudana.

  • oryginalny tytuł: The House That Jack Built
  • data premiery: 2018
  • gatunek: thriller
  • reżyseria: Lars von Trier
  • scenariusz: Lars von Trier
  • aktorzy: Matt Dillon, Uma Thurman, Bruno Ganz
  • moja ocena: 8/10
Reklama

1 komentarz do “Udana prowokacja Larsa von Triera. Recenzuję Dom, który zbudował Jack (2018)”

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij