Gdybym przed seansem nic nie wiedział o “Czarnym Mercedesie”, to po wyjściu z kina określiłbym ten film mianem nieudanego pastiszu jednej z gorszych powieści Agathy Christie, której fabułę zaadaptowano do realiów okupowanej Warszawy okresu II wojny światowej. Przed radosnym udaniem się do Cinema City przeczytałem parę dość krytycznych recenzji oraz wywiad z reżyserem, które nieznacznie obniżyły moje oczekiwania. Jednak prawdę mówiąc, ku mojemu zaskoczeniu, nie spodziewałem się aż tak słabego, kiczowatego i skrajnie seksistowskiego filmu o prawie zerowej wartości artystycznej i rozrywkowej.
Karol Holzer to polski adwokat, który prowadzi kancelarię w okupowanej Warszawie, a w wolnej chwili pomaga polskiemu podziemiu w rozmaitych operacjach prawno-finansowych. Gdy pewnego dnia wraca z pracy do domu, znajduje martwą żonę z nożem wbitym w plecy. Morderstwem zajmuje się nadkomisarz Rafał Król z granatowej policji, utalentowany detektyw, tak samo jak Holzer współpracujący z AK. Sprawa okazuje się być wielowątkowa, a do tego jedną z najważniejszych postaci śledztwa okazuje się być przyjaciel adwokata, oficer SS Maximilian von Fleckenstein.
Niestety intryga kryminalna w dziele Majewskiego jest zwyczajnie nieciekawa, na dodatek reżyser niespecjalnie daje widzom jakikolwiek powód do wczucia się w prowadzone śledztwo. Wszystkie postacie są grubymi nićmi szyte, zarysowane głównie poprzez schematy gatunku oraz wszechobecny kicz. Problem w tym, że ów kicz nie jest w żaden sposób przefiltrowany przez ironię, ba, wydaje się, że Majewski nie jest go nawet świadomy! Nagromadzenie elementów żywcem wyjętych z tandetnych, przedwojennych kryminałów nie tylko psuje jakiekolwiek próby budowania klimatu okupowanej Warszawy, ale także skutecznie odziera film z powagi.
“Czarny mercedes” zdecydowanie cierpi na brak głównego, wyrazistego bohatera, na którego barkach reżyser mógłby złożyć obowiązek pchania fabuły do przodu. Traci na tym zarówno wątek śledztwa, który wyzuty jest z ikry i dynamizmu, jak i wątki obyczajowo-miłosne powiązane z osobami Holzera, jego żony i niemieckiego oficera. Prowadzący śledztwo Król to chyba najciekawsza postać całego filmu, której ciężko odmówić charyzmy i pewnego wdzięku kojarzącego się z kinem noir. Scenariusz jednak sukcesywnie rzuca detektywowi kłody pod nogi, a grający śledczego Andrzej Zieliński momentami zbyt bardzo szarżuje z rolą. Wątek kryminalny może i miałby pewien potencjał, ale śledztwo idzie do przodu nie dzięki działaniom Króla, który ostatecznie nie jest w stanie w jakikolwiek sposób wykorzystać znalezionych poszlak, a przez dziwne zbiegi okoliczności.
Ze zredukowanym wątkiem obyczajowym, dzieło Majewskiego mogło być nudnym, historycznym kryminałem, którego seans okazałby się bezbolesną receptą na bezsenność. Reżyser jednak miał pewne ambicje, które zniżyły film do poziomu straszliwej szmiry. “Czarny Mercedes” jest bowiem przeładowany żenującym seksizmem, który objawia się niemożebnym wręcz uprzedmiotowieniem kobiet i całkowicie zbędną seksualizacją postaci. Najlepszą egzemplifikacją tego problemu jest przeładowana kiczem postać hrabiego Przewiedzkiego, którego monolog dotyczący kobiecych narządów płciowych jest najbardziej niesmaczną rzeczą, jaką widziałem w tym roku w filmie (co irytuje tym bardziej ze względu na to, że regularnie oglądam kino eksploatacji). Co gorsza ów seksizm nie prowadzi widzów donikąd – ani nie przybliża realiów epoki, te bowiem zostały potraktowane jako instrumentalne tło do opowiadanej historii, ani wreszcie nie niesie za sobą żadnego komentarza. Równie żenująco wypadło rozwinięcie postaci von Fleckensteina – pominę jednak ten fragment, by zarazemm uniknąć spoilerów i nie denerwować się jeszcze bardziej.
Nie każdy element filmu okazał się być zły. Całkiem udanie wypadła wizja okupowanej Warszawy, zarówno pod względem scenografii, jak i noszonych przez postacie kostiumów. Nie ma może w “Czarnym Mercedesie” rozmachu zachodnich filmów historycznych, ale dość realistyczne i wystarczająco pieczołowite oddanie czasów II wojny światowej to niewątpliwa zaleta dzieła Majewskiego. Szkoda jedynie, że przez dobrą realizację jeszcze bardziej na jaw wychodzą ogromne braki scenariusza. Ciężko mi natomiast pochwalić aktorów. Niewątpliwie w filmie wystąpiła plejada gwiazd polskiego kina, ich role jednak w większości zostały po prostu przeszarżowane i wyolbrzymione. Nie mam w tej kwestii pretensji do samych aktorów – z ich postaci nie dało się i tak wydobyć ani odrobiny człowieczeństwa, więc pozostało tylko dostosowanie się do kiczowato-szmirowej konwencji.
Nie spodziewałem się, że to napiszę, ale “Czarny Mercedes” to całkiem wdzięczny film dla fanów guilty pleasure i niezamierzenie kiczowatych kryminałów. O ile, rzecz jasna, takowym fanom nie będzie przeszkadzać niczym nieuzasadniony seksizm. Jako że nie sprawiają mi przyjemności żenujące sceny, a dzieło Majewskiego było nimi wypełnione, seans “Czarnego Mercedesa” okazał się dla mnie ciężkim i męczącym wyzwaniem. Jestem prawie pewny, że za parę lat Masochista zrobi o tym filmie odcinek, a ja, pomimo wielkiej sympatii do Miecia, po prostu owego odcinka nie obejrzę. Głównie dlatego, że o dziele Majewskiego chciałbym po prostu raz na zawsze zapomnieć.
- oryginalny tytuł: Czarny Mercedes
- data premiery: 2019
- gatunek: kryminał historyczny
- reżyseria: Janusz Majewski
- scenariusz: Janusz Majewski
- aktorzy: Maria Dębska, Artur Żmijewski, Andrzej Zieliński, Bogusław Linda, Aleksandar Milićević, Andrzej Mastalerz, Andrzej Seweryn
- moja ocena: 2/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.