Gdy ktoś popełni poważne przestępstwo, system sądowniczy izoluje taką osobę od społeczeństwa umieszczając ją w więzieniu. Nikt nie chce tam trafić, bo żeby przeżyć za kratami trzeba albo grypsować, albo układać się ze strażnikami, albo znosić naprawdę poważnie niedogodności ze strony obu tych grup. Zresztą kto chce marnować życie na siedzenie w celi, skoro lepiej poświęcić czas na dobre kino! Przygotowałem zestawienie 10 filmów o więzieniach, które warto zobaczyć. Oto one!
Skazani na Shawshank

Czy kogoś w ogóle zaskoczy, że Skazani na Shawshank – najpopularniejszy film w historii Filmwebu – otwiera niniejsze zestawienie? Już sobie wyobrażam wszystkie krytyczne komentarze, gdybym nie umieścił go na liście. Zresztą byłoby to głupie, bowiem rzeczywiście jest to bardzo dobry film, zaś większość zachwytów nad nim jest w pełni uzasadniona. Odpowiedzialny za reżyserię Frank Darabont nakręcił ponadczasową opowieść, której najważniejszą zaletą jest warstwa emocjonalna.
Główny bohater filmu, Andy Dufresne, to doświadczony bankier, który zostaje skazany na dożywocie za zabójstwo żony i jej kochanka. Trafia do więzienia Shawshank, gdzie szybko nawiązuje relacje z innymi więźniami, a także ze strażnikami, którym przewodzi psychopatyczny Byron Hadley oraz pobożny naczelnik, Samuel Norton. Andy postanawia w tajemnicy przygotować plan ucieczki.
Skazani na Shawshank wykorzystują niemal wszystkie schematy kojarzone z kinem więziennym – od gangów i gwałtów, przez brutalnych strażników, aż po ucieczkę z więzienia. A wszystko to robią w iście hollywoodzki sposób, to jest z umiarem. Film nie jest ani zanadto brutalny (choć oczywiście jest w nim dużo przemocy – ale Darabont nią nie epatuje, niektóre wydarzenia zostawia raczej w sferze domysłu), ani zanadto cukierkowy, jak to czasami Hollywood ma w zwyczaju.
Najmocniejszą częścią filmu wcale nie jest główny bohater, który jest nudnym amerykańskim everymanem (czytaj: osobą nijaką), a postacie odgrywane przez Morgana Freemana (najlepszy przyjaciel Andy’ego) oraz Jamesa Whitmore’a (podstarzały bibliotekarz, który spędził prawie całe życie w więzieniu). Losy obu z nich są nadzwyczaj smutne, a w niektórych scenach autentycznie płakałem, co raczej rzadko zdarza mi się na filmach. Skazani na Shawshank sprawdzają się właśnie jako “ten smutny blockbuster, przez który chce się płakać, ale który ostatecznie podnosi na duchu”. W końcu oryginalny, angielski tytuł zawiera w sobie słowo “odkupienie” – i właśnie o nim jest ten film.
- oryginalny tytuł: The Shawshank Redemption
- rok premiery: 1994
Przed egzekucją

Myślicie, że na liście znajdzie się Zielona mila? Haha, jesteście w błędzie? Nie dlatego, że to zły film – po prostu daleko mu do wybitności, zresztą jest też dużo innych dzieł, które realizują dokładnie tę samą strategię tematyczną (czytaj: wkrótce dojdzie do egzekucji więźnia skazanego na karę śmierci i jest smutno). Moim zdaniem bardzo podobnym, a znacznie lepszym dziełem od Zielonej mili jest Przed egzekucją. Dlaczego? Cóż, zacznijmy od tego, że to film stanowiący emanację chrześcijańskich zasad moralnych – a konkretniej przykazania miłości. I to dopiero początek jego zalet!
Przed egzekucją opowiada o siostrze Helen Prejean, która otrzymuje prośbę od jednego ze skazańców o pomoc w ostatnim możliwym odwołaniu od kary śmierci. Matthew Poncelet (w tej roli Sean Penn z niepokojąco dobrym występem) jest chamem, rasistą, nienawidzi kobiet, a do tego nikt nie ma wątpliwości, że zgwałcił młodą kobietę, a potem zamordował ją i jej partnera. Jednak nawet w takim bezwzględnym potworze Helen odnajduje zręby człowieczeństwa i nawiązuje z nim relację duchową, a także angażuje się w jego obronę i próbę zablokowania wykonania kary śmierci.
Przed egzekucją powstał na fali popularności Skazanych na Shawshank, choć Tim Robbins napisał scenariusz filmu jeszcze przed pracą na planie tego dzieła. Gwiazdor wyreżyserował również całość, więc jest to jego w pełni autorskie dzieło. Uważam, że Przed egzekucją to absolutna petarda – oceniłem go 9/10 i podtrzymuję tę ocenę. Chyba żaden inny film o więzieniach nie wywarł na mnie tak dużego wrażenia i nie stworzył tak silnej więzi z bohaterami. I to nie tylko mówię tutaj o samym więźniu, ale też o faktycznej bohaterce filmu, czyli zakonnicy, która stara się mu pomóc.
Rzecz w tym, że to nie jest łatwa relacja. Poncelet z początku nie chce współpracować i pod każdym względem jest złym człowiekiem. Helen zresztą też ciągle ma wątpliwości, ale ostatecznie działa zgodnie z zasadami swojej wiary i choć trochę wpływa na ostatnie miesiące życia głównego bohatera. Właściwie każda scena jest przepełniona emocjami, a film pokazuje skazaną z góry walkę o odkupienie, w której zakonnica nie ma, niestety, szans. Jedyne, co jest w stanie osiągnąć, to wykrzesać ze skazańca odrobinę człowieczeństwa – niewiele, ale na tyle dużo, by było nam go szkoda. Przed egzekucją ilustruje centralne przykazanie chrześcijańskiej etyki w praktyce – przykazanie miłości – i pod tym względem jest to wiarygodniejszy film, niż 99 proc. katolickiej lub protestanckiej propagandowej twórczości, która od lat zasypuje światowe kina oraz platformy streamingowe.
Zapraszam do zapoznania się z moją dłuższą recenzją tego filmu:
- oryginalny tytuł: Dead Man Walking
- rok premiery: 1995
Ucieczka z Alcatraz

Alcatraz to najsłynniejsze amerykańskie więzienie, może na równi z Guantanamo na Kubie. Nic więc dziwnego, że powstało wiele filmów na jego temat. Spośród nich wyróżniają się dwa: Ucieczka z Alcatraz oraz Ptasznik z Alcatraz. Oba są świetne, przy czym ten drugi jest bardziej dramatyczny, a pierwszy skupia się bardziej na budowaniu napięcia. Osobiście wolę Ptasznika z Alcatraz, natomiast tym razem jedynie go wspomnę (chyba wystarczy). Zamiast tego skupmy się na Ucieczce z Alcatraz, bo to amerykańskie kino w starym, dobrym stylu.
Ucieczka z Alcatraz jest silnie inspirowana prawdziwą historią. Autor scenariusza, Richard Tuggle, wykorzystał na równi własne badania, jak i książkę opisującą tę sytuację. Za kamerą stanął legendarny Don Siegel, a w głównego bohatera wcielił się nikt inny, jak Clint Eastwood. Jak sama tytuł filmu wskazuje, główny bohater planuje uciec z tytułowego więzienia, a jego plan jest, jak na tamte czasy, nietuzinkowy.
Film został nakręcony w zgodzie ze złotymi zasadami Hollywood, co oznacza, że jest do bólu konserwatywny. Nie ma w nim miejsca na eksperymenty czy artystyczną wizję reżysera. Zamiast tego Siegel ręką wytrawnego rzemieślnika konstruuje intrygę, zaliczając po kolei każdy obowiązkowy punkt scenariusza, który musiał pojawić się w tego typu historii. Efekt do dzisiaj budzi wrażenie i trzyma w napięciu, głównie za sprawą bardzo dobrej roli Eastwooda oraz wzorowej realizacji. Pod wieloma względami jest to najprostszy film z tej listy, ale nie uważam, żeby była to jego wada – wręcz przeciwnie!
- oryginalny tytuł: Escape from Alcatraz
- rok premiery: 1979
Dziura

Kolejny film o ucieczce z więzienia, tym razem francuski. To najstarsza produkcja z niniejszej listy, która pod wieloma względami skodyfikowała najważniejsze motywy obecne w kinie więziennym. Fabuła Dziury jest prosta jak budowa cepa – główny bohater, Claude Gaspard, dołącza do celi, w której znajduje się już czterech osadzonych. Pracują oni przy remoncie więzienia, a nocami kopią potajemnie tunel, który ma stać się ich drogą ku wolności. Po chwili zawahania Claude postanawia im pomóc i uciec razem z nimi.
Mamy więc tutaj do czynienia z klasycznym motywem kopania tunelu na wolność. Takie sytuacje w więzieniach zdarzały się i wciąż się zdarzają, choć oczywiście na dużo mniejszą skalę, niż w filmach fabularnych. Zaletą Dziury jest świetna realizacja (przynajmniej jak na 1960 rok i możliwości francuskiego kina) oraz nietypowy klimat. Osadzenie akcji w realiach Francji stanowi miłą odmianę dla wyniosłego Hollywood – w Dziurze nie ma w ogóle natrętnego patosu, a bohaterowie sprawiają wrażenie ludzi z krwi i kości, a nie kukiełek, które zachowują się tak, jak nakazuje im scenariusz.
Sama historia nie jest zbyt ekscytująca, choć ma kilka zwrotów akcji, które wcale nie są aż takie oczywiste. Na plus zasługuje również zakończenie – nie tak łatwo jest się go domyślić. Ogółem Dziura to bardzo dobry film i uważam, że warto dać mu szansę, nawet jeśli pod wieloma względami się zestarzał i spodoba się raczej głównie fanom starszego kina.
- oryginalny tytuł: Le Trou
- rok premiery: 1960
Bunt

Więźniowie mają to do siebie, że lubią się buntować. Filmów na ten temat nakręcono wiele i przynajmniej kilka z nich jest co najmniej niezłych, przy czym najlepszym, spośród tych, które widziałem, jest Bunt. Za tym prostym tytułem kryje się thriller nakręcony w konwencji docudrama (czytaj: jak fabularyzowany film dokumentalny stawiający na względny realizm) i wyreżyserowany przez Johna Frankenheimera, jednego z mistrzów amerykańskiego kina sensacyjnego. Choć w latach 90. swoje najlepsze lata kariery miał już dawno za sobą, to wciąż władał on kamerą i planem filmowym na rzadko spotykanym poziomie.
Bunt opowiada prawdziwą historię buntu więźniów w więzieniu federalnym Attica, który miał miejsce w 1971 r. W jego efekcie zginęło kilkadziesiąt osób, w tym zarówno osadzonych, jak i strażników. Akcję obserwujemy z perspektywy jednego z tych ostatnich, początkującego klawisza Michaela Smitha, który zaprzyjaźnia się z radykalnym, czarnoskórym aktywistą Jamaalem – wciela się w niego nikt inny, jak Samuel L. Jackson. Smith nie gnębi więźniów, czym zaskarbia sobie nienawiść kolegów oraz przełożonych… A później, rzecz jasna, wybucha tytułowy bunt.
Film doskonale zarysowuje atmosferę amerykańskich więzień lat 70. Był to czas powrotu do polityki “tough on crime” i wypowiedzenia wojny przestępczości, co odbiło się też na liczbie osadzonych, jak i na sposobie ich traktowania. Na duży plus zasługuje sprawna realizacja. Frankenheimer sprytnie wykorzystuje styl dokumentalistyczny, aby zbliżyć widzów do bohaterów i ułatwić utożsamienie się z nimi, a jednocześnie pokazać brutalność systemu. Kyle MacLachlan w głównej roli oraz Samuel L. Jackson jak Jamaal zaliczyli solidne występy, a ostatnie 15 minut filmu szokuje i zapada w pamięć. To mocne, solidne i godne uwagi kino.
- oryginalny tytuł: Against the Wall
- rok premiery: 1994
Prorok

Tak dużo mówi się teraz o gangach imigrantów we Francji, ale temat ten wcale nie jest nowy – ba, sięga wręcz kilku dekad. Bohaterem Proroka jest młody muzułmanin Malik, pochodzący z Algierii, który trafia do więzienia za napad na policjanta. Zakład karny kontroluje korsykańska mafia, która narzuca swoje brutalne zasady. Jej lider werbuje Malika, który staje się jego pomocnikiem.
Prorok to brutalne, naturalistyczne kino w najlepszym, a jednocześnie najgorszym tego słowa znaczeniu. Reżyser filmu, Jacques Audiard, pokazuje więzienie jako miejsce pozbawione nadziei i wyzwalające w ludziach to, co najgorsze. Główny bohater nie jest tak naprawdę złym człowiekiem – po prostu jest niewykształcony, nigdy też nie nauczył się czytać. Jednak zamiast się zresocjalizować, zamienia się w gangstera, a po drodze samemu doświadcza wszystkich możliwych problemów, z jakimi zmagają się więźniowie.
Nie będę spoilerował, jak potoczy się fabuła filmu, ale muszę przyznać, że szanuję Audiarda za to, jak pokazał więzienny świat. Przemoc, a szczególnie przemoc seksualna, jest w nim czymś powszechnym i wyzutym z emocji. Nie budzi już ani sprzeciwu, jest całkowicie obojętna. To prawdopodobnie najmocniejszy film z tej listy, a do tego osadzono go w dość egzotycznych jak dla polskich widzów realiach, stąd serdecznie zachęcam, aby go obejrzeć!
- oryginalny tytuł: Un prophète
- rok premiery: 2009
Symetria

Zawsze staram się umieszczać na moich listach polskie kino, niekoniecznie z powodów patriotycznych, a raczej z chęci dbania o dorobek naszej kultury. W przypadku zestawienia filmów o więzieniach Symetria po prostu musiała się pojawić, choć wcale nie uważam ją za dzieło wybitne. Ale czy warto ją obejrzeć? Zdecydowanie, choćby dlatego, że jak mało które dzieło kondensuje w sobie klimat Polski przełomu lat 90. i 00.
Główny bohater Symetrii, zostaje oskarżony o napad na staruszkę, którego nie dokonał. Na czas procesu trafia do aresztu śledczego, a konkretniej do celi dla grypsujących. Obsada w niej jest dość zróżnicowana, przynajmniej pod względem aktorskim – są w niej m.in. Borys Szyc oraz Andrzej Chyra. Gdy do celi trafia pedofil, grypsujący zaczynają go dręczyć.
Symetria nie jest wybitnym filmem, ale rozumiem, dlaczego zyskała aż taką popularność w momencie premiery. Była to zasługa bezwzględnej realizacji, bowiem reżyser filmu, Konrad Niewolski, z niczym się nie ceregieli. Nakręcił produkcję naturalistyczną aż do bólu, pod wieloma względami podobną do późniejszego Pitbulla Patryka Vegi. Ot, grupa więźniów żyje w nieludzkim, pozbawionym godności miejscu i zaczyna się w nim urządzać. Za takie podejście Niewolskiemu należy się szacunek, podobnie jak wskazanie patologii polskiego więziennictwa, choć mam wrażenie, że dużo więcej w tym taniego sensacjonalizmu, niż faktycznej troski o dobro społeczne.
- oryginalny tytuł: Symetria
- rok premiery: 2003
Nadzór

Była Symetria, teraz czas na polski film więzienny, który też jest klasykiem, który obecnie został, niestety, zapomniany. Nadzór powstał w 1983 r., ale miał premierę dopiero dwa lata później, jak przystało na porządny półkownik. Mimo to film powstał w złotym czasie dla PRL-owskich produkcji. Pod wieloma względami wpisuje się w założenia kina moralnego niepokoju. Dlaczego? Cóż, opowiada historię kobiety, której życie zostało zdefiniowane przez system społeczno-polityczny. Wprowadza również ciekawe konteksty moralne, a do tego dzieje się w dość niszowym środowisku, bowiem w więzieniu dla kobiet.
W ogóle bardzo zaskakuje mnie, że tak mało filmów kręci się o więzieniach dla kobiet. Przecież to wdzięczny temat, chociażby dlatego, że kobiety mogą zajść w ciążę – a wychowywanie dziecka w więzieniu to wielokrotnie trudniejsze zadanie, niż na wolności. Zresztą to właśnie ten problem stanowi centralny temat Nadzoru, bowiem film opowiada o młodej dziewczynie, Klarze Małosz, która rodzi w więzieniu dziecko. To trafia do jej macochy, ale bohaterka wciąż pozostaje matką. Na dodatek dożywocie zostaje zmienione na 25 lat więzienia, a więc pojawia się szansa, że Klara wyjdzie na wolność.
Nadzór to smutny i pesymistyczny film. Obejrzałem go wiele lat temu, gdy wciągnąłem się w kino moralnego niepokoju, zachęcony poleceniami widzów. Zdaje się, że był on wtedy dostępny w streamingu, chyba na stronie 35mm.online, ale nie jestem pewien. Tak czy siak, odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię Wiesław Saniewski, twórca nietuzinkowy, stworzył smutną, rzeczywistą opowieść, którą ogląda się jak mariaż dokumentu i kina psychologicznego. To jeden z kilku filmów, które obejrzałem, a potem stwierdziłem, że nie chcę o nim pamiętać.
- oryginalny tytuł: Nadzór
- rok premiery: 1985
Raid 2: Infiltracja

Postanowiłem umieścić na tej liście Raid 2: Infiltrację będąc w pełni świadomym, że tylko ok. 35 proc. filmu rozgrywa się w więzieniu. To właśnie jednak te sceny są najlepszą częścią tej produkcji, a poza tym zostały świetnie nakręcone i, nie oszukujmy się, na tej liście trochę brakuje filmów nastawionych na akcję. A seria Raid pod tym względem króluje, to najlepsze kino kopano-nawalane, jakie powstało w XXI wieku.
Fabuła filmu raczej nie jest przesadnie skomplikowana, a do tego można ją oglądać bez znajomości pierwszej części serii. Główny bohater, młody policjant Rama, zostaje wysłany pod przykrywką do więzienia, aby zinfiltrować jeden z indonezyjskich gangów. Musi chronić syna jego szefa, na którego polują inne gangi, a przy okazji zbudować jego zaufanie, aby dostać się w szeregi organizacji. Nie jest to jednak łatwe zadanie, bowiem przestępcy mają swoje wtyczki w policji.
Scenariusz Raid 2: Infiltracji jest niezły – obfituje w zwroty akcji i został sprawnie napisany, choć daleko mu do największych arcydzieł tego gatunku. Natomiast pod wieloma względami jest on pretekstowy, bowiem reżyser, Gareth Evans, po prostu chce pokazać jatkę. Podobnie jak jedynka, film narzuca ekstremalne tempo, zaś choreografii walk naprawdę nie da się niczego zarzucić. Raid 2: Infiltracja zawiera również jedną z najlepszych scen buntu więziennego, którą możecie obejrzeć poniżej. To absolutna, realizacyjna perfekcja – i główny powód, dla którego umieściłem ten film na tej liście:
- oryginalny tytuł: The Raid 2: Berandal
- rok premiery: 2014
Wzgórze

Nie wszystkie więzienia są dla cywilów – znajdziemy też takie, w których osadza się tylko i wyłącznie żołnierzy. W Wielkiej Brytanii nazywa się je “glasshouse’ami”, ponieważ pierwsze brytyjskie więzienie wojskowe w Aldershot miało szklany dach. Wzgórze opowiada jednak o specyficznym karcerze, bo znajdującym się na pustyni w Libii w czasie II wojny światowej. Przybywa do niego pięciu nowych skazańców, którzy muszą przetrwać nie tylko piekło osadzenia na środku pustyni, ale też psychopatycznych nadzorców. Niemal od razu wybucha konflikt między jednym z nowych osadzonych, Joe Robertsem (w tej roli doskonały Sean Connery, jeden z lepszych występów w jego karierze), który został skazany po tym, jak odmówił wysłania swoich żołnierzy na samobójczy atak, a brutalnym sierżantem sztabowym Williamsem.
Pod względem scenariuszowym jest to film banalny, bowiem grupa osadzonych po prostu stara się przetrwać w więzieniu, w którym panują nieludzkie warunki. Oczywiście pojawiają się wszystkie tradycyjne dla tego gatunku motywy, aczkolwiek tutaj zagrożeniem są nie tylko inni ludzie, ale też mordercze warunki pogodowe (w końcu to środek pustyni), kreatywnie wykorzystywane przez strażników do gnębienia więźniów.
Tym, co wyróżnia ten film na tle reszty jest ciekawa tematyka (mało jest filmów o więzieniach wojskowych), świetny występ Seana Connery’ego (choć inny aktorzy niczym się nie wyróżnili, a strażnicy byli przesadnie karykaturalni) oraz warstwa techniczna. Słynący z doskonałego warsztatu Sidney Lumet, który wyreżyserował Wzgórze, wykorzystał kilka przełomowych sztuczek, aby dodatkowo podkreślić samotność więźniów. Służyły temu m.in. ujęcia z dużych wysokości (dzięki nim kamera patrzyła na więźniów z góry) oraz wykorzystanie obiektywów 24 mm, dzięki którym obiekty w tle sprawiały wrażenie bycia dalej, zaś obóz niejako zajmował całość kadru. Dobrą robotę zrobiły także bardzo bliskie zbliżenia na twarze bohaterów, zajmujące większość kadru. Efekt końcowy jest wręcz skrajnie niepokojący.
- oryginalny tytuł: The Hill
- rok premiery: 1965

Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat (o filmie Threads) i magisterkę (o komiksach New Teen Titans i serialu animowanym Młodzi Tytani) na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.