Wbrew mało optymistycznym prognozom niektórych komentatorów Zielona granica świetnie się sprzedaje, a Polacy na masową skalę wybierają się do kin. Wyniki są na tyle dobre, że dystrybutor filmu Agnieszki Holland, Kino Świat, regularnie chwali się liczbą sprzedanych biletów. Ilu widzów zobaczyło Zieloną granicę w 10 dni po premierze?
Zielona granica – frekwencja po 10 dniach wyświetlania
Choć szum medialny wokół Zielonej granicy zdążył już częściowo opaść, to film Agnieszki Holland wciąż budzi ogromne kontrowersje. Zapewne jeszcze niejeden raz usłyszymy o nich w nadchodzących tygodniach, nawet po zakończeniu kampanii wyborczej. Dystrybutor regularnie podaje do wiadomości opinii publicznej liczbę widzów, którzy zobaczyli film. Ile wynosi frekwencja na Zielonej granicy po 10 dniach wyświetlania w kinach?
Okazuje się, że Zielona granica przyciągnęła do kin dokładnie 425 194 widzów. To świetny wynik, a sprzedaż biletów jak na razie nie notuje większych spadków, a wręcz nieznacznie rośnie! W jednym z poprzednich tekstów starałem się przewidzieć, jaki wynik frekwencyjny osiągnie film Agnieszki Holland. Obstawiłem łącznie 2,2 miliona widzów, ale później zmniejszyłem moją prognozę do 1,5 miliona osób. Zważywszy na wolumen oraz dynamikę sprzedaży, podtrzymuję to, co ostatnio napisałem. Trzeba przyznać, że bilety na Zieloną granicę sprzedają się jak ciepłe bułeczki. Do kina idą nie tylko zwolennicy demokratycznej opozycji, ale też zwykli, apolityczni Polacy, którzy chcą na własne oczy zobaczyć, skąd wzięło się to całe zamieszanie.
Czy Agnieszka Holland nakręciła antypolski film?
Moja odpowiedź na pytanie z nagłówka zapewne rozczaruje wiele osób, ale nie uważam, żeby Agnieszka Holland nakręciła antypolski film. Jasne, reżyserka ostro krytykuje polską Straż Graniczną i przedstawia ją w bardzo negatywnym świetle. Nasi pogranicznicy są wciąż dużo lepsi od białoruskich, ale nie oszukujmy się – krytyka Holland jest w dużej mierze nieuzasadniona, a film powinien być znacznie bardziej stonowany. Kontrast jest bardzo widoczny, bo Polacy sprzeciwiający się Straży Granicznej (postać Mai Ostaszewskiej oraz aktywiści z grupy Granica) są pokazali w skrajnie pozytywnym świetle. Zresztą reżyserka wypowiada się z pozycji moralnej hegemonii (patrzcie, MOJE podejście jest najlepsze i zaraz wam to udowodnię!), co wychodzi filmowi na źle.
Należy pamiętać, że Zielona granica to nie jest dokument, ale film fabularny. To ważna różnica, bo wiele razy zdarzało się, że artyści przeinaczali prawdziwe wydarzenia, żeby coś pokazać. Tym razem celem jest zademonstrowanie problemu, ale też uwrażliwienie społeczeństwa na tematykę uchodźców, czy raczej nielegalnych imigrantów. Trzeba przyznać, że ich losy jako worków z mięsem na polsko-białoruskiej granicy jest nie pozazdroszczenia i szczerze im współczuję, ale Zielona granica ani trochę nie zmieniła moich poglądów. Wciąż zasadniczo popieram działania polskiej Straży Granicznej i wojska. Mam głęboki szacunek do ludzi, którzy narażają swoje zdrowie psychiczne oraz fizyczne, a nawet życie, chroniąc polską granicę przed nielegalnymi imigrantami.
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.