Nagrodzona Złotą Palmą trzyaktowa satyra na podziały klasowe, podlana drogim szampanem, rzygami i gównem? Trzeba przyznać, że pomysł na W trójkącie brzmi intrygująco, szczególnie że za projekt odpowiada nikt inny jak Ruben Östlund. Szwedzki reżyser dobrze wie, jak kręcić, by zachwycić jury Festiwalu w Cannes – już raz otrzymał główną nagrodę za The Square (2019). Czy Złota Palma za W trójkącie to zasłużone wyróżnienie?
Statki są zawsze pełne szaleńców, czyli recenzja filmu W trójkącie
Jakoś już tak jest, że filmy rozgrywające się na statkach to albo produkcje katastroficzne (vide Tragedia Posejdona, Titanic), albo dramaty lub satyry, w których ostrze krytyki spada na podziały społeczne. W tym drugim kontekście warto przywołać nieco zapomniany, ale świetny Statek szaleńców (1965) Stanley’a Kramera – w trakcie rejsu część pasażerów statku dochodzi do wniosku, że nazizm wcale nie jest taki zły, jak go malują, a w Niemczech faktycznie mieszka za dużo Żydów.
O ile Kramer jak zwykle zrobił gęsty dramat biorący na warsztat jeden konkretny problem społeczny, o tyle Östlund znów sięgnął po satyrę. Tym razem szwedzki reżyser zamiast snajperki postanowił skorzystać z karabinu maszynowego. Kule lecą często i gęsto, a krytyka spada na wszystkich, nie tylko bogaczy. Czy taka strategia artystyczna ma sens? Na papierze może i wygląda to ciekawie, ale w praktyce Östlund zdecydowanie przestrzelił.
W trójkącie: fabuła filmu
Carl i Yaya pracują jako modele. Żyje im się nieźle, nawet jeśli poznajemy ich w scenie kłótni o kulturowy obowiązek płacenia przez mężczyzn na randkach. Dla większości z nas może to być błahostka, ale Carl nie jest zadowolony z podejścia partnerki, szczególnie że zarabia od niej trzy razy mniej tylko dlatego, że jest facetem.
Ale to dopiero pierwszy akt – fabuła W trójkącie podzielona jest na trzy części, a w drugiej z nich bohaterowie wyruszą parostatkiem w piękny rejs… No, może niekoniecznie parostatkiem, a luksusowym jachtem za kilkaset milionów dolarów, ale to tylko szczegóły. Nie dajmy się zwieść szczegółom!
W trójkącie: satyra społeczna
Jak już wspomniałem, W trójkącie to satyra na problemy społeczne XXI wieku. Östlund skupia się na krytyce klasy wyższej, inspirując się twórczością i specyficznym stylem Luisa Buñuela. Na jednym jachcie spotykają się rozpuszczeni, rosyjscy multimiliarderzy, brytyjscy producenci broni oraz lekko neurotyczny eks-szef firmy technologicznej, podejrzanie przypominający Markusa „Notcha” Perssona, twórcę Minecrafta.
Krytyka najbogatszych idzie dobrze znanym już torem. Oczywiście większość z nich jest zepsuta do szpiku kości, ma dziwne zachcianki i traktuje podwładnych jak niewolników. Ten aspekt W trójkącie jest wyjątkowo wtórny i nieciekawy. Nieznośnie wyolbrzymiony stereotyp rozpuszczonych bogaczy widzieliśmy na kinowym ekranie już setki razy, a Östlund nie wprowadza do tej kliszy niczego świeżego. Nawet słynna już scena z drugiego aktu, wypełniona rzygami i gównem, pomimo niewątpliwego komizmu nie wnosi nic ciekawego do konstruowanej satyry.
Jest jednak jeden wyjątek – miliarder Dimitry, który choć częściowo zrywa ze stereotypem. To ciekawa, a wręcz fascynująca postać, wyróżniająca się dużą dozą autentyzmu. Dyskusje Dmitry’ego z kapitanem statku, marksistą granym przez Woody’ego Harrelsona, to najśmieszniejsze momenty filmu. Tylko trochę szkoda, że słowa wypowiadane przez obie postacie są całkowicie odarte ze znaczenia i sprowadzone do pustych, pompatycznych powiedzonek, przez co nic z nich nie wynika.
W filmie dostaje się też „klasie pracującej”, czy jakkolwiek można nazwać normalnych ludzi, którzy zarabiają na życie usługując rozpieszczonym bogaczom. Okazuje się, że również i oni mają wiele grzeszków, co wychodzi na jaw w trzecim akcie W trójkącie. Niestety znów jest to krytyka płytka i oparta na stereotypach. Postawię kontrowersyjną tezę, ale uważam, że Östlund albo nie radzi sobie z satyrą społeczną, albo celowo ją łagodzi, by wpasować się w gusta jury Festiwalu w Cannes. Myślę, że druga opcja jest prawdziwa, a reżyser jest zwyczajnym konformistą, ale mogę się mylić.
W trójkącie: humor i żarty
Gdy odłożyć na bok kwestię wtórnej i nietrafionej satyry społecznej, można oglądać W trójkącie jako zwykłą komedię. I właśnie takie podejście polecam, bo Östlund ma wyczucie humoru. Żarty w filmie zostały oparte na ekskrementach oraz krindżu, przy czym ten ostatni z czasem staje się męczący. Reżyser celowo każe widzom obserwować sytuacje, w których trudno nie odczuć na ciele ciarek żenady – by chwilę później rozładować atmosferę za pomocą żartu o gównie lub wymiotach.
Brzmi to strasznie, ale ta strategia sprawdza się w praktyce, a przecież o to chodzi. Co prawda W trójkącie nie jest pełnoprawną komedią, bo większość żartów i zabawnych scen jest w drugim akcie, ale mimo to doceniam poczucie humoru szwedzkiego reżysera. Trzeba mieć talent, by przekuć skrajny prymitywizm w coś zabawnego.
W trójkącie: trzy akty
W trójkącie podzielono na trzy akty, przy czym ten drugi jest najdłuższy i najlepszy. Pierwsza część jest niezła – to nieco rozwleczony wstęp oraz udane wprowadzenie postaci Carla i Yayi. Natomiast trzeci akt jest zdecydowanie najsłabszy. Film niestety nie zakończył się w satysfakcjonujący sposób, a w finale czułem zmęczenie, znudzenie, a nawet pewne rozgoryczenie.
W trójkącie: gra aktorska oraz warstwa techniczna
Jeśli chodzi o grę aktorską, W trójkącie nie wyróżnia się niczym specjalnym. Podczas gdy Woody Harrelson szarżuje z charakterystycznym dla siebie wdziękiem, inne postacie (np. Carl) są wycofane ze świata. Trudno tutaj mówić o wybitnych kreacjach, szczególnie że nie było za wiele do zagrania. Warstwa techniczna W trójkącie jest bardzo dobra, a na szczególną uwagę zasługują zdjęcia. Östlund ma talent do podkręcania emocji w rozmowach między postaciami poprzez ciekawe, nieszablonowe ujęcia. Jako bonus dodam, że w filmie pojawia się Lady (Hear Me Tonight) od Modjo. To świetna piosenka, polecam ją odsłuchać!
W trójkącie – podsumowanie recenzji
Niestety zawiodłem się na W trójkącie, nawet jeśli w trakcie seansu bawiłem się nieźle. Słaby trzeci akt i ciosana siekierą satyra ciągną film w dół. Jasne, żarty są całkiem zabawne, ale czy to wystarczy, by mówić o tym, że Östlund zasłużył na Złotą Palmę? Wydaje mi się, że nie, nawet jeśli W trójkącie wydaje się być skrojony pod gusta jury festiwalu. Może właśnie to jest największą wadą tego filmu?
- oryginalny tytuł: Triangle of Sadness
- data premiery: 2022
- gatunek: komedia / dramat
- reżyseria: Ruben Östlund
- scenariusz: Ruben Östlund
- aktorzy: Harris Dickinson, Charlbi Dean, Woody Harrelson, Dolly De Leon, Zlatko Buric, Henrik Dorsin
- moja ocena: 6/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.