Autopilot Tesli zmienił świat samochodów, a inne koncerny motoryzacyjne powoli wdrażają podobne rozwiązania. Co prawda wypasiony Mercedes z Ultimatum nie ma takiej opcji, ale siedzący za jego kierownicą Liam Neeson jest na autopilocie. Tyle że aktorskim. Co gorsza, ten autopilot ciągle zbacza z trasy i wiedzie na manowce. Może wreszcie przyszedł czas na ostatnią podróż ku aktorskiej emeryturze?
„Ultimatum”, czyli Liam Neeson znów zabiera się za kino akcji
Ultimatum to kolejny już film należący do dość specyficznego gatunku „akcyjniaków z Liamem Neesonem”. Podczas gdy wielkie gwiazdy kina akcji takie jak Tom Cruise czy Dwayne Johnson wybierają najdroższe hollywoodzkie superprodukcje, Liam Neeson po sukcesie Uprowadzonej postawił na kino średniobudżetowe. Kolejne filmy akcji z jego udziałem są produkowane i wypuszczane taśmowo – z tych najnowszych widziałem Pasażera, zaś odpuściłem sobie m.in. Bez pamięci czy Strzelca wyborowego.
Tempo pracy Neesona budzi mój szacunek, szczególnie że aktor jest już po siedemdziesiątce. Niestety niektórych rzeczy nie da się przeskoczyć, a wiek stanowi jedną z nich. Amerykanin jest już za stary na bycie gwiazdorem kina akcji, nawet jeśli da się mu siedzącą rolę. Gdy dodać do tego zmęczenie materiału (piętnasta taki sam występ wykończy każdego aktora), okazuje się, że Ultimatum nie miało prawa działać… No i faktycznie nie działa, bo film to gniot.
Fabuła „Ultimatum”. O czym opowiada najnowszy film z Liamem Neesonem?
Liam Neeson wciela się w Matta Turnera, bogatego menedżera funduszu inwestycyjnego z Berlina. Gdy wsiada nad ranem do samochodu, dzwoni do niego telefon. Rozmówca informuje go, że pod siedzeniem jest bomba, która wybuchnie, jeśli biznesmen wstanie z siedzenia. Szkopuł w tym, że w aucie znajduje się dwójka jego dzieci, które akurat załapały się na darmową podwózkę do szkoły. Matt musi je uratować, wypełniając kolejne żądania szantażysty.
Schemat za schematem, czyli Liam Neeson na autopilocie
Ultimatum to kino akcji rodem z wieczornej ramówki TV Puls. Coś tam się dzieje, jest jakaś akcja, a scenariusz w błyskawicznym tempie odhacza coraz to kolejne schematy gatunkowe, ale tak naprawdę nic z tego nie wynika. Bohaterów jest niewielu – to dzieci i żona Matta, kilku najbliższych współpracowników oraz twarda policjantka z Europolu, która powinna wrócić na naukę do akademii policyjnej. Każdy, kto kiedyś widział jakiś akcyjniak, łatwo odgadnie, kto jest tym złym i jakie ma motywacje. Twórcy pokusili się co prawda na jakieś zwroty akcji, ale są one na tyle oklepane, że trudno ich nie przewidzieć. Zresztą plan antagonisty jest skrajnie idiotyczny…
Co ciekawe, występ Liama Neesona jest jednym z najgorszych elementów filmu. Aktor sprawia wrażenie zagubionego i zrezygnowanego. Nie ma w nim tej determinacji i siły, którą powinien mieć ojciec dwójki dzieci w sytuacji ekstremalnej. Miałem wrażenie, że wyciągnięto go z jakiegoś sanatorium, gdzie sobie spokojnie odpoczywał. Może przyszedł już czas udać się na emeryturę, lub chociaż zrobić sobie rok lub dwa lata przerwy?
Pozostali aktorzy wypadli nieco lepiej, ale ich postacie są na tyle płaskie i jednowymiarowe, że nie ma to żadnego znaczenia. Niestety Ultimatum cierpi na klasyczny problem tego rodzaju kina – bohaterowie nie są w stanie racjonalnie myśleć i działać. Ignorowanie oczywistych, logicznych rozwiązań przez wszystkie postacie psuje przyjemność z oglądania filmu. Dotyczy to szczególnie zachowania policjantki z Europolu, która oczywiście nie wierzy głównemu bohaterowi i myśli, że to on jest sprawcą. To wyjątkowo absurdalny wątek, wprowadzony jedynie w celu generowania sztucznego, pozbawionego sensu konfliktu.
Nudy, nudy, jeszcze razy nudy
Ultimatum to wyjątkowo nudny film. Cała akcja opiera się na „gadających głowach”. O ile próba uspokajania dzieci przez Matta jest jeszcze w miarę ciekawa, o tyle kolejne rozmowy z szantażystą czy policją są nudne. Brakuje napięcia, nawet w tych kilku scenach pościgów samochodowych. Zakończenie to czysty absurd, ale to już standard w kinie akcji. Jest głupie, ale na takim poziomie głupoty, że da się je jeszcze jakoś przełknąć.
Jeśli chodzi o stronę techniczną, to nie mam większych zastrzeżeń. Scena napisów początkowych jest fatalnie nakręcona, bo operator kamery postanowił zabawić się ostrością, żeby stworzyć wątpliwej jakości efekt artystyczny. Widać, że film miał niski budżet – większość ujęć to zbliżenia, prawie nie ma mastershotów, statystów jest raczej niewielu, a wybuchy rażą taniochą. No, ale tutaj nie powinienem narzekać. Miało być tanie kino akcji, jest tanie kino akcji. Taki urok tego gatunku.
Czy warto zobaczyć „Ultimatum”? Moja opinia
Ultimatum to nudny, nijaki film, który niczym się nie wyróżnia na tle setek innych, podobnych produkcji. Nie zrozumcie mnie źle – uwielbiam kino akcji, ale tylko, jeśli jest dobrze nakręcone lub ma ciekawy pomysł na siebie. Tutaj zabrakło i tego, i tego. Co gorsza, Liam Neeson jest już za stary do tego rodzaju filmów. Czy warto wybrać się do kina? Nie, a jeśli ktoś jest spragniony kina akcji, to niech ten ktoś włączy coś na Netflixie, który w ostatnich latach taśmowo produkuje gnioty prezentujące podobny poziom, co Ultimatum.
- oryginalny tytuł: Retribution
- data premiery: 2023
- gatunek: thriller
- reżyseria: Nimród Antal
- scenariusz: Christopher Salmanpour
- aktorzy: Liam Neeson, Matthew Modine, Jack Champion, Lilly Aspell, Noma Dumezweni
- moja ocena: 3/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.