Raport Pileckiego to zmarnowane 38 mln zł. Recenzuję film TVP

Reklama

Od paru ładnych lat Telewizja Polska za publiczne pieniądze produkuje coraz to kolejne filmy historyczne. Zazwyczaj są to sztywne, propagandowe ramotki, które często biorą na sztandary postacie kontrowersyjne, lub wręcz faszystów albo zbrodniarzy wojennych. Tym razem jest inaczej, bo Raport Pileckiego opowiada o rzeczywistym bohaterze, o którym nawet najbardziej zaciekli, lewicowi komentatorzy nie mogą powiedzieć złego słowa. To mógł być świetny film, ale jak zawsze wyszło słabo. Gorzej, że poszły na to publiczne pieniądze – i to wcale niemałe…

Plakat do filmu Raport Pileckiego (2023)
Plakat do filmu Raport Pileckiego (2023)

TVP zmarnowało na Raport Pileckiego aż 38 mln zł. To nieco mniej niż połowa kwoty wydanej przez Jacka Sasina na wybory kopertowe. W kontekście budżetu państwa polskiego to niby niewiele, ale zważywszy na bajońskie dopłaty dla TVP perspektywa jest już nieco inna. Zresztą jest to czwarty najdroższy film w historii polskiego kina. Nie jestem zwolennikiem inwestowania publicznych pieniędzy w kulturę, ale skoro już to robimy, to Raport Pileckiego powinien być wielkim, historycznym widowiskiem. Zamiast tego wyszedł przeciętniak z chaotycznym scenariuszem, bez pomysłu i wizji.

Luźna biografia bohaterskiego rotmistrza

Raport Pileckiego to luźna biografia narodowego bohatera, rotmistrza Witolda Pileckiego. Wbrew pozorom tytułowy zbiór tekstów pojawia się w fabule jedynie w kilku sekwencjach i wcale nie jest aż tak istotny dla opowiadanej historii. Większość filmu wyreżyserował Krzysztof Łukaszewicz, który po interwencji Ministerstwa Kultury zmienił autora pierwotnego scenariusza, Leszka Wosiewicza.

Nie wiem, co nie spodobało się urzędnikom i stojącym za nim politykom, ale obecna wersja filmu nie broni się nawet w najmniejszym stopniu. To właśnie scenariusz jest najsłabszym elementem Raportu Pileckiego. Panuje w nim ogromny, trudny do opisania bałagan. Pomysł na film był z pozoru ciekawy – osią narracyjną jest przesłuchanie rotmistrza przez UB, wokół którego zbudowano chronologiczną opowieść o życiu Pileckiego.

A przynajmniej tak jest w teorii, bo w praktyce czas i miejsce akcji skaczą ze sceny na scenę bez żadnego ładu i składu. Raz jesteśmy w trakcie II wojny światowej, potem pod koniec lat 40., a za chwilę cofamy się do młodości Pileckiego na Wileńszczyźnie… Nawet najbardziej skupieni widzowie szybko zgubią się w meandrach ciągłych cięć i przeskoków fabularnych. Co ciekawe, w filmie praktycznie nie ma mastershotów. Większość ujęć kończy się po kilku, maksymalnie kilkunastu sekundach. Pogłębia to chaos w scenariuszu i utrudnia zorientowanie się w fabule.

Reklama

Budżet Raportu Pileckiego to 38 mln zł. Czy te pieniądze widać na ekranie?

38 mln złotych to ogromna suma. Powinna wystarczyć do drobiazgowego odtworzenia realiów epoki, w której żył Pilecki. Niestety pieniądze te widać na ekranie jedynie w kilku scenach – głównie w Auschwitz. Faktycznie są momenty, w których dużo się dzieje, ale filmowi brakuje rozmachu oraz ciekawych pomysłów inscenizacyjnych. Przykładowo sekwencja rozgrywająca się w trakcie powstania warszawskiego jest zaskakująco krótka i zrealizowana w cokolwiek amatorski sposób. Miasto 44 było pod tym względem kilka razy lepsze przy znacznie niższym budżecie.

Paradoksalnie najlepsze wrażenie robią sceny przesłuchania w areszcie UB na Rakowieckiej. Surowe wnętrza aresztu, ascetyczne mundury ubeków oraz naturalistyczne przedstawienie tortur z elementami body horroru – trzeba przyznać, że to robi wrażenie. Polacy potrafią robić filmy o przesłuchaniach, a bestialstwa stalinizmu pokazał już za czasów PRL-u Ryszard Bugajski w świetnym Przesłuchaniu. Widać, że Raport Pileckiego do pewnego stopnia inspiruje się jego filmem.

Sceny przesłuchania wybijają się na plus nie tyle za sprawą realizacji, co ze względu na dobrą grę aktorską (Mariusz Jakus jako sadystyczny porucznik Eugeniusz Chimczak sprawdza się znakomicie) oraz emocje. Niestety Raport Pileckiego przedstawia tytułową postać jak bohatera rodem z pomników, a nie jak człowieka z krwi i kości. Opowieść o życiu nawet najwybitniejszego bohatera może być ciekawa, ale tylko jeśli poznamy jego emocjonalną stronę. Tutaj zdecydowanie tego zabrakło, a Pilecki przypomina trochę robota, który bez wahania i zastanowienia wykonuje kolejne rozkazy. Emocjonalna pustka sprawia, że film jest zwyczajnie nudny. A to największy grzech, jaki może popełnić kino historyczne. Już dużo lepiej jest być niepokornym czy kontrowersyjnym, niż nudnym.

Moja opinia o Raporcie Pileckiego. Czy warto zobaczyć film TVP?

Do kina wybrałem się ze sceptycznym nastawieniem, świadomy problemów, jakie pojawiły się przy produkcji filmu. Oczekiwałem kolejnego słabego dramatu historycznego w rodzaju Legionów i niestety moje przewidywania się sprawdziły. Raport Pileckiego to nudne i nijakie dzieło, które niczym nie wyróżnia się na tle reszty polskiego kina historycznego. Największą wadą filmu jest chaotyczny scenariusz, a największą zaletę stanowią niezłe sceny przesłuchania w areszcie UB. Szkoda, że tak fascynująca postać jak Witold Pilecki otrzymała tak mierny film.

  • oryginalny tytuł: Raport Pileckiego
  • data premiery: 2023
  • gatunek: dramat historyczny / biograficzny
  • reżyseria: Krzysztof Łukaszewicz
  • scenariusz: Krzysztof Łukaszewicz
  • aktorzy: Przemysław Wyszyński, Paulina Chapko, Mariusz Jakus, Karol Wróblewski, Paweł Paprocki
  • moja ocena: 4/10
Reklama

4 komentarze do “Raport Pileckiego to zmarnowane 38 mln zł. Recenzuję film TVP”

  1. FILM PIEKNY I PRAWDZIWY.Aby go zrozumieć należy choć trochę zagłębić się w życiorys Witolda Pileckiego i poznać trudną historię Polski i Polaków od lata 30tych XXwieku a wszystko stanie się jadne.ŻADNA SCENA NIE BYŁA MI OBCĄ. Film szczerze polecam.Jola

    Odpowiedz
    • Jako laik w kwestii kina, ale nieco orientujący się w historii uważam ten film za wartościowy. Świetna gra aktorska, postać nietuzinkowa, człowiek kierujący się w życiu wartościami takimi jak wiara i patriotyzm. Przykre, że sala kinowa była prawie pusta. Czy można było zrealizować ten film lepiej? Być może. Tak można powiedzieć o każdym filmie. Szczerze polecam. Oby więcej takich produkcji.

      Odpowiedz

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij