Seryjni mordercy w maskach? Demony i duchy opętujące nastolatki? Demoniczne lalki biegające z nożem? Phi, straszniejsze od tych motywów są dzieci. Małe toto, zachowuje się często w osobliwy sposób, nie kojarzy nam się z niebezpieczeństwem, ba, odruchowo o nie dbamy. Choć czy aby na pewno? Wśród wielu creepypast, które miałem przyjemność czytać, jedną z mocniejszych była ta o czarnookich dzieciach (dla zainteresowanych podaję link), zresztą znaleźć można setki tekstów i filmów łączących grozę z dziećmi. “Prodigy. Opętany” oczywiście wpisuje się w dziedzictwo takich filmów jak “Omen”, choć niestety nie wnosi zbyt wiele do gatunku.
Sarah i John, stereotypowa amerykańska rodzina, spodziewają się dziecka. Rodzi im się chłopczyk, Miles. Wraz z upływem czasu okazuje się, że jest on nadzwyczaj inteligentny… Ach, no i oczywiście zaczyna się dziwnie zachowywać. Wiecie, mówi przez sen po węgiersku, robi straszne miny, takie tam. No właśnie – reżyser sięga po dość oklepane motywy z kina grozy i żongluje nimi w bardzo konserwatywny sposób. “Prodigy. Opętany” zaczyna się typowym family drama i rozkręca się powoli. Nie jest to bynajmniej wada filmu – grająca matkę Taylor Schilling daje solidny występ, który rekompensuje wiejącą z ekranu nudę.
Oczywiście wraz z upływem czasu robi się coraz ciekawiej. Wątki horrorowe wprowadzane są powoli, choć mało subtelnie. Większość z tego zapewne już kiedyś widzieliście na ekranie, ba, jest nawet taka komedia, “Małe zło”, która już dwa lata temu obśmiała wiele z występujących w “Prodigy. Opętany” motywów. Jednak pomimo braku subtelności film ogląda się nieźle, czy to za sprawą niezłego występu wspomnianej wcześniej Taylor Schilling, czy równie dobrej gry młodego Jacksona Roberta Scotta. Nie oszukujmy się – jeżeli oglądaliście choć kilkanaście horrorów, raczej bez problemu uda się wam przewidzieć rozwój fabuły… No, może poza zakończeniem. Nie jest ono bardzo zaskakujące, nie zawiera shyamalanowskiego twistu, ale mimo wszystko nie udało mi się go przewidzieć, a było wiarygodne i logiczne.
Parę słów pochwały należy się solidnej stronie technicznej. Reżyser sprawnie operuje prostą symboliką, która nie zachwyca, ale skutecznie spełnia rolę uzupełniającą w stosunku do fabuły. Może i momentami sceny symboliczne są nieco zbyt nachalne, ale w ciekawy sposób wprowadzają nawiązania do klasyków kina grozy takich jak “Halloween” z 1978 roku, którego recenzję miałem przyjemność napisać. Twórców filmu należy też pochwalić za wyjątkowo niewielką liczbę jumpscare’ów, które na dodatek umieszczone są w odpowiednich momentach. Dzięki temu film przez większość czasu stara się straszyć poprzez klimat i budowane z przeciętnym skutkiem napięcie – nie wychodzi to najlepiej, ale jest znacznie lepsze, niż nawała wyskakujących nagle straszaków. Sprytnie wykorzystano także główny motyw muzyczny, który jest ważnym elementem przy budowaniu klimatu. Nucące dzieci są straszne!
“Prodigy. Opętany” wpisuje się w trend horrorów-produktów, niemających większych ambicji artystycznych, ale starających się podejść do tematu w uczciwy sposób. Cóż, nie ma co się dziwić – kino grozy to dość niszowy gatunek, mający swoich wiernych fanów (vide ja), którzy chodzą na większość z nich do kina. O ile osobiście wolałbym, żeby filmy takie jak “Prodigy. Opętany” miały większe ambicje artystyczne, tak jak np. zeszłoroczna “Suspiria”, o tyle jestem zadowolony z tego, że powstają solidne horrory, które da się oglądać z prawdziwą przyjemnością.
- oryginalny tytuł: The Prodigy
- data premiery: 2019
- gatunek: horror
- reżyseria: Nicholas McCarthy
- scenariusz: Jeff Buhler
- aktorzy: Taylor Schilling, Jackson Robert Scott, Colm Feore
- moja ocena: 6/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.