W Hollywood funkcjonuje coś takiego, jak The Black List, czyli Czarna Lista. Nazwa jest myląca, bo znajdują się na niej scenariusze, które najbardziej spodobały się amerykańskim producentów z dużych studiów filmowych. Scenariusz Pajęczyny trafił na listę w 2018 roku. Muszę przyznać, że pomysł na fabułę rzeczywiście jest ciekawy, ale niestety nie wszystko wyszło tak, jak wyjść powinno.
O czym opowiada Pajęczyna? Fabuła filmu
Głównym bohaterem Pajęczyny jest Peter, młody chłopiec, który żyje ze swoimi dziwnymi, nadopiekuńczymi rodzicami. Pewnej nocy budzą go głośne odgłosy za ścianą. Słyszy głos małej dziewczynki, która prosi go o pomoc. Chłopiec zaczyna podejrzewać, że jego rodzice mają coś na sumieniu. Życiem Petera interesuje się też nauczycielka ze szkoły, która zauważa, że coś jest nie tak.
Ciekawy pomysł na historię
Pajęczyna nigdy nie miała dużych ambicji artystycznych. Ot, kolejny straszak, który ma zapewnić widzom rozrywkę i zabawić się gatunkowymi schematami. Moje oczekiwania nie były wysokie, szczególnie że reżyser, Samuel Bodin, to debiutant, a scenarzysta ma w portfolio tylko jeden, słaby horror. Na szczęście brak doświadczenia aż tak nie przeszkadzał.
Pomysł na historię jest całkiem ciekawy. Z jednej strony mamy nieco autystycznego, samotnego chłopaka, który cierpi przez nadopiekuńczość rodziców. Horrorów wykorzystujących postać dziwnego, nawiedzonego dziecka było już wiele – za przykład niech posłuży Prodigy. Opętany (2019). Jednak w większości z nich rodzice nie są kreowani na antagonistów, a raczej starają się pomóc dziecku. Tutaj taką funkcję spełnia nowa nauczycielka ze szkoły, która dochodzi do wniosku, że Peterem jest coś nie tak.
Pajęczyna wyróżnia się tajemniczą atmosferą oraz dobrym aktorstwem
Pierwsza połowa filmu toczy się powolnym tempem. Reżyser rzadko sięga po jumpscare’y – zamiast nich skrzętnie buduje klimat i aurę tajemniczości. Stary dom jest dziwny, a rodzice bohatera są niepokojący, choć na pierwszy rzut oka wydają się być całkiem mili. Duża w tym zasługa świetnej gry Lizzy Caplan oraz Antony’ego Starra, który wykorzystuje doświadczenie zdobyte na planie The Boys. Duet aktorów doskonale poradził sobie z rolami polegającymi na dawaniu sprzecznych sygnałów. Z jednej strony wydaje się, że szczerze i mocno kochają swojego syna. Z drugiej strony coś jest z nimi ewidentnie nie tak, a w ich oczach widać iskry obłędu.
Młodziutki Woody Norman, który wcielił się w rolę Petera, zagrał poprawnie, choć przez cały film sprawiał wrażenie wycofanego oraz pozbawionego sprawczości dziecka. Zupełnie tak, jakby miał lekki autyzm. Wyszło to całkiem nieźle, ale zastanawiam się, czy był to celowy zabieg. A może reżyser po prostu nie potrafi prowadzić dziecięcych aktorów? Na duży plus zasługuje natomiast wątek zaangażowanej nauczycielki. Jej postać przewija się przez cały film i odgrywa zaskakująco ważną rolę dla fabuły.
Beznadziejne zakończenie to największa wada Pajęczyny
Na trzydzieści minut przed końcem filmu ma miejsce kilka zwrotów akcji, które wyszły całkiem nieźle. Nie są one może przesadnie zaskakujące, ale spełniają swoją funkcję fabularną. Niestety później jest już znacznie gorzej. Tempo akcji nagle przyspiesza, a fabuła zostaje całkowicie odarta z aury tajemniczości. Ostatnie pięć minut Pajęczyny wołają o pomstę do nieba – są beznadziejnie nakręcone i zmontowane, a finał nie dostarcza takiej satysfakcji, jak powinien. Odniosłem wrażenie, że studio nakazało reżyserowi wyciąć kilka scen i przyspieszyć montaż, co okazało się być fatalną decyzją.
Pajęczyna: moja opinia
Pierwsza część Pajęczyny jest bardzo dobra. Reżyser doskonale poradził sobie ze zbudowaniem klimatu, a powolne tempo rozwoju fabuły służy zbudowaniu atmosfery godnej kina grozy z najwyższej półki. Niestety w pewnym momencie tajemnica zostaje wyjaśniona, a od tego momentu film staje się przewidywalny i niezbyt ciekawy, aż do beznadziejnego zakończenia. Pajęczyna to zmarnowany potencjał – straszna szkoda, że wyszło tak, jak wyszło, bo pierwsza część filmu świetnie się zapowiadała.
- oryginalny tytuł: Cobweb
- data premiery: 2023
- gatunek: horror
- reżyseria: Samuel Bodin
- scenariusz: Chris Thomas Devlin
- aktorzy: Lizzy Caplan, Antony Starr, Cleopatra Coleman, Woody Norman
- moja ocena: 6/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.
Lekki autyzm???? Człowieku najpierw ogarnij czym jest autyzm i jego spektrum, a później wypisuj bzdury