W październiku 2025 r., wraz z początkiem sezonu jesiennego, na Netflixie pojawiło się nowe anime, które rozgrywa się w Polsce – a raczej w bliżej nieokreślonym Królestwie P., bo tak nazywa je Uoto, autor komiksowego pierwowzoru. O ruchach Ziemi wyróżnia się na tle dziesiątek takich samych battle shounenów, isekai’ów oraz licealnych romansideł, bo bardziej przypomina moje lekcje filozofii w liceum (tak, miałem takie), niż tradycyjną opowieść fabularną. Jest to jednak produkcja na tyle ciekawa, że zasługuje na osobny tekst – szczególnie że anime wykorzystuje nowatorską strukturę narracyjną, która jest na tyle unikalna, że wyróżnia się na tle innych, podobnych dzieł.

Opowieść o idei, nie o bohaterach
Nie będę streszczał fabuły anime, bo zepsuje to wam zabawę z oglądania. Z kronikarskiego obowiązku napiszę jedynie, że akcja rozgrywa się w XV-wiecznym Królestwie P., w którym wszyscy piszą i mówią po polsku, a do tego mają polsko- lub niemieckojęzyczne imiona, a fabuła śledzi kilku bohaterów, którzy natrafiają na teorię heliocentryczną i przyjmują wobec niej różne stanowiska. Z jednej strony mamy heretyków, którzy potajemnie rozwijają heliocentryzm wbrew zakazom Kościoła katolickiego, z drugiej – inkwizytora Rafała, który ściga heretyków z zawziętością pozbawionego emocji terminatora. Pomiędzy tymi skrajnościami jest oczywiście całe spektrum postaw, w którym mieszczą się poszczególne postacie.
No właśnie, bohaterowie. Jest ich kilku, bo i struktura narracyjna anime kilkukrotnie zmienia protagonistów. Niestety większość postaci jest przez to dość płaska – opisują je dwie, maksymalnie trzy cechy charakteru, a ich użyteczność sprowadza się do bycia nośnikiem wybranych postaw wobec centralnego tematu serii (czyli konfliktu między nauką i religią, a raczej między wiarą a wiedzą), lub wobec konkretnych poglądów filozoficznych. I tak bohater X reprezentuje pogoń za wiedzą, a bohater Y wręcz przeciwnie, strach przed autorytetem itd.
Personifikacja poglądów i postaw filozoficznych oczywiście pogłębia główny temat anime, natomiast utrudnia przywiązanie się do większości bohaterów. Nie są oni postaciami z krwi i kości, a raczej narzędziami narracyjnymi, których ustami autor wyraża, często explicite, tezy i poglądy. Przypomina to trochę współczesny traktat filozoficzny, co ma nawet pewne uzasadnienie fabularne (o którym napiszę później), natomiast nie uważam, żeby taka narracja sprawdzała się w praktyce. Można powiedzieć, że Uoto (a za nim twórcy anime) poszli o jednego protagonistę za daleko.
(A)historyczne anime o P(olsce)
Myli się ten, kto myśli, że O ruchach Ziemi to pełnoprawne anime historyczne. Bohaterowie mają polskie imiona i nazwiska (względnie niemieckie, co oczywiście ma historyczne uzasadnienie), natomiast na tym historyczna dokładność się niestety kończy. Świat przedstawiony jest na tyle nijaki, że akcja serii mogłaby się dziać dosłownie wszędzie, w dowolnym kraju europejskim.
UWAGA, SPOILER – KLIKNIJ TUTAJ, ABY GO PRZECZYTAĆ LUB CZYTAJ DALEJ
Problem w tym, że większość anime to historyczna fikcja w fikcji. W dwóch ostatnich odcinkach serii okazuje się, że fabuła to tak naprawdę treść książki, której autorem jest Albert Brudzewski – postać historyczna, profesor na Uniwersytecie Jagiellońskim i jeden z nauczycieli Mikołaja Kopernika. Oglądanie opowieści w opowieści nie jest niczym nowatorskim, natomiast w przypadku O ruchach Ziemi główny bohater napisał nie tyle powieść fabularną, a traktat filozoficzny – a więc nieprzypadkowo całe anime ma właśnie taką formę. Muszę przyznać, że to całkiem ciekawy i jednocześnie udany zabieg, natomiast nie wymazuje on przecież wad, z jakimi zmaga się ta historia.
A więc można powiedzieć, że O ruchach Ziemi to historyczne anime o Polsce, którego większość to ahistoryczne anime o Królestwie P., czymkolwiek to Królestwo P. miałoby być. Wiem, to trochę zagmatwane, ale co zrobić.
Heliocentryzm licealny
Mój problem z O ruchach Ziemi nie polega na tym, że jest to opowieść o różnych aspektach filozofii (religii, nauki i nie tylko). Nie ma w tym nic złego, wręcz przeciwnie – to bardzo miło, że anime ma coraz większe ambicje intelektualne, a na dodatek polski kontekst. Rzecz w tym, że poziom przemyśleń uwzględnionych w fabule kojarzy się raczej z licealnym kółkiem filozoficznym, niż czymś szczególnie poważnym.
Poszczególne postacie prezentują widzom konkretne poglądy filozoficzne lub streszczają różne problemy, jakie wiążą się z poszukiwaniem wiedzy. Zazwyczaj jednak są to patetyczne bon moty o wierze i wiedzy, które może i ładnie brzmią, ale nie mają większego sensu – za to są przepełnione taką pompą, że efekt jest wręcz odwrotny od zamierzonego. W anime są dziesiątki scen opartych na następującym schemacie:
Postać wygłasza swoją wątpliwość lub zauważa pewien paradoks -> Druga postać opowiada historię ze swojego życia lub powołuje się na jakiś pogląd filozoficzny -> Pierwsza postać zmienia zdanie, uświadamia sobie jakąś prawdę o rzeczywistości lub uczy się czegoś nowego
Taka powtarzalność szybko nudzi i męczy, bo tak rozmawiają ze sobą bohaterowie traktatów filozoficznych, a nie zwykli ludzie. A kto chce obejrzeć traktat filozoficzny w formie anime, jeszcze na dodatek taki, który nie ma sobą nic ciekawego do zaoferowania poza warstwą filozoficzną?
Technicznie bez zarzutu
Jeśli chodzi o techniczną stronę anime, to nie mam do niej żadnych zarzutów. W anglojęzycznym internecie widziałem narzekania, że animacja jest słaba, bo postacie ciągle ze sobą rozmawiają i robią raczej niewiele, natomiast trudno zgodzić się z tą krytyką – rzeczywiście, anime jest przegadane, ale to przecież wina scenariusza, a nie animatorów. Zresztą O ruchach Ziemi ma kilka dynamicznych scen walk czy pościgów, które wyszły przynajmniej nieźle, jeśli nie bardzo dobrze.
W warstwie graficznej serial wygląda trochę jak doskonała Saga winlandzka (polecam ją każdemu, nie tylko fanom anime!), choć ta ostatnia znacznie lepiej odwzorowuje właściwe jej realia historyczne. Na szczególną pochwałę w przypadku O ruchach Ziemi zasługuje wygląd postaci (zauważalnie poprawiony względem mangi), muzyka oraz świetna seria openingów, które zmieniają się za każdym razem, gdy pojawia się nowy protagonista. Co jak co, ale OP z O ruchach Ziemi zapadają w pamięć i są same w sobie artystycznym majstersztykiem.
O ruchach Ziemi – podsumowanie recenzji. Czy warto obejrzeć anime?
O ruchach Ziemi to specyficzne anime. Idzie zupełnie w bok wszystkich trendów, jakie rozwijają się obecnie w obrębie tego medium. Już tylko z tego powodu warto je obejrzeć, a gdy dodać do tego nietypową strukturę narracyjną oraz polski kontekst, to w mojej opinii jest to pozycja obowiązkowa, przynajmniej dla wszystkich fanów produkcji historycznych oraz animacji dla dorosłych. Natomiast nie jest to, niestety, dobry serial, choć w trakcie seansu bawiłem się nieźle. Trochę szkoda, że O ruchach Ziemi udaje głębszą intelektualnie opowieść, niż jest w rzeczywistości, ale co zrobić – nie jest łatwo napisać dobry traktat filozoficzny w XXI wieku, a już szczególnie w formie mangi…
- oryginalny tytuł: Chi: Chikyū no Undō ni Tsuite
- data premiery: 2024-2025
- gatunek: animowany, seinen-anime, dramat historyczny
- reżyseria: Kenichi Shimizu
- scenariusz: Shingo Irie
- aktorzy: Maaya Sakamoto, Kenjiro Tsuda, Katsuyuki Konishi, Yuichi Nakamura, Miyuri Shimabukuro
- moja ocena: 6/10

Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat (o filmie Threads) i magisterkę (o komiksach New Teen Titans i serialu animowanym Młodzi Tytani) na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.