Nowy Władca Pierścieni raczej będzie kiepskim filmem, ale ludzie i tak masowo pójdą do kina, i to z kilku różnych powodów.
Marka
Po pierwsze, marka „Władca Pierścieni” jest po prostu potężna. Kojarzą ją właściwie wszystkie osoby, które choć kiedyś miały jakiś kontakt z fantastyką, kinem lub kulturą popularną. Nawet jeśli ostatnio sprzedaje się pod nią straszny szajs (czyli pierwszy sezon Władcy Pierścieni. Pierścieni Władzy od Amazon Prime Video), to legendarna trylogia Petera Jacksona oraz oryginalna twórczość Tolkiena mają na tyle dobrą opinię, że widzowie wybiorą się do kina nawet jeśli recenzje filmu będą beznadziejne, czy to z sentymentu, czy to z ciekawości.
Fakt, że nowego Władcę Pierścieni produkuje sam Peter Jackson, a reżyseruje Andy Serkis, dodatkowo legitymizuje go w oczach publiczności i daje pewien kredyt zaufania. Nie jest to już tylko i wyłącznie pomysł korporacyjnych menedżerów w garniturach.
Popularność Tolkiena
W 2021 roku liczba sprzedanych powieści J. R. R. Tolkiena na całym świecie przekroczyła 600 milionów egzemplarzy. Angielski profesor jest zatem jednym z najczęściej kupowanych autorów w historii światowej literatury, a jego popularność nie ogranicza się jedynie do Europy Zachodniej oraz Ameryki Północnej. Co do zasady, Tolkien choć częściowo przebił się przez barierę kulturową w Azji oraz Ameryce Południowej, a to ogromne rynki zbytu, także dla produkcji filmowej.
Hollywood wie, że prawie każdy zna kogoś, kto czytał kiedyś Tolkiena, lub przynajmniej ma Tolkiena na półce. A w świecie korporacji grzechem byłoby nie wykorzystać kury, która znosi złote jaja…
Świat Śródziemia
Wielkie korporacje odkryły moc, jaka drzemie w światotwórstwie i coraz szerzej rozpychają się na tym rynku. Konkurencja jest ogromna, a im starsze uniwersum, tym większą przewagę komparatywną ma nad innymi.
Śródziemie nie tylko jest bardzo stare, ale też stanowi egzemplifikację najpopularniejszych archetypów powiązanych z klasycznym wysokim fantasy. To popularna konwencja, lubiana przez szeroką publiczność. Co więcej, świat nie jest przesadnie skomplikowany i dość łatwo jest w niego wejść, przynajmniej jeśli chodzi o wydarzenia z Trzeciej Ery. Środziemie jest intermedialne, ale bez przesady – nie oferuje milionów różnych gier, komiksów, książek, filmów oraz seriali, w których łatwo można się pogubić.
Wręcz odwrotnie, pierwszy kontakt ze światem Ardy jest raczej oczywisty (przez powieściowego lub filmowego „Władcę Pierścieni” lub „Hobbita”) a jak ktoś chce wejść głębiej, to może to zrobić w dość prosty sposób. A jeśli ma wątpliwości, zawsze można wesprzeć się gotowym „Atlasem Śródziemia” Karen Wynn Fonstad, albo innymi publikacjami z kręgu tolkienologicznego.
„The Hunt for Gollum” nie będzie dobrym filmem
Pozwolę sobie nieco wyjść przed szereg i wyrazić wątpliwości, które już teraz dotykają duże grono fanów Tolkiena. The Hunt for Gollum raczej nie będzie dobrym filmem, nawet jeśli Peter Jackson i Andy Serkis dadzą z siebie wszystko, a talentu przecież nie możemy im odmówić. Dlaczego?
Cóż, z pierwszych informacji ujawnionych przez serwis Vanity wynika, że film „will explore storylines yet to be told”. W języku korporacyjnym oznacza to, że scenariusz jest na wczesnej fazie preprodukcji i nie tyle może, co wręcz na pewno ulegnie wielu zmianom. Historia nie będzie zatem oparta na twórczości Tolkiena, a brak literackiego pierwowzoru sprawia, że wszystko spoczywa na barkach scenarzystów.
Za scenariusz odpowiadają Fran Walsh oraz Philippa Boyens, czyli autorki scenariusza do trylogii Władcy Pierścieni. To dobry znak, ale pamiętajmy, że obie panie napisały też scenariusz do trzech części Hobbita, z których każda kolejna była znacznie gorsza, od poprzedniej. Nie oszukujmy się, Walsh oraz Boyens zrobiły sieczkę z powieściowego pierwowzoru Tolkiena, wprowadzając zupełnie niepotrzebne zmiany do prostej, ale spójnej historii. Efekt był niestety zły.
To niejedyny haczyk, bo scenarzystami The Hunt for Gollum zostali również Phoebe Gittins oraz Arty Papageorgiou. Ów duet dotychczas napisał i wyreżyserował jeden film, nieznany nikomu dramat The Sorrows, który nie ma nawet jednej recenzji na IMDB. To tyle. Gittins oraz Papageorgiou nie mają żadnego doświadczenia, a pierwszy sezon Pierścieni Władzy nauczył już nas, że niedoświadczeni scenarzyści są w stanie całkowicie położyć film lub serial.
Pożyjemy, zobaczymy…
Na tym etapie trudno mi powiedzieć coś więcej, bo jak na razie nie wiemy za wiele na temat The Hunt for Gollum. Sam scenariusz jeszcze nie istnieje, zapewne dopiero jest na etapie treatmentu, lub takowy treatment powstaje. Nie chcę krakać, ale pozostaję sceptycznie nastawiony do nowego Władcy Pierścieni, w dużej mierze ze względu na opłakaną kondycję intelektualną współczesnego Hollywood.
Cóż, może się mylę. Ba, mam nadzieję, że się mylę! Pożyjemy, zobaczymy The Hunt for Gollum i dopiero wtedy dowiemy się, czy to będzie dobry film.
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.