Ach, nie ma to jak stary, dobry Tom Cruise, prawda? Któż go nie lubi? Cóż, ja na przykład. Właściwie “nie lubię” to może nieco zbyt mocne słowa, ale na pewno nie jestem fanem tego aktora. I prywatnie, bo jest członkiem szkodliwej społecznie sekty wyłudzającej pieniądze na masową skalę, i zawodowo, bo nie uważam, że jest nadzwyczaj dobry w swoim fachu (choć solidny z niego rzemieślnik). Mission: Impossible to jednak jeden z wcześniejszych filmów Cruise’a, który powstał jeszcze zanim zaczął on wybierać złe role (vide Mumia).
Fabuła filmu, jak to w akcyjniakach bywa, nie jest istotna. Ot, zespół agentów amerykańskich, w skład którego wchodzi grany przez Toma Cruise’a Ethan Hunt, zostaje wyrżnięty podczas tajnej misji przechwycenia listy agentów CIA, która wyszła na światło dzienne przez znajdującego się w agencji kreta. Nasz przystojny protagonista oczywiście jako jeden z niewielu przeżył akcję, przez co to na niego padły oskarżenia o zdradę. Ethan Hunt musi teraz wszelkimi sposobami oczyścić swoje dobre imię i złapać prawdziwego kreta.
Pierwsza połowa filmu pozytywnie mnie zaskoczyła. Szczególnie sceny przyjęcia jest ciekawie zaaranżowana i dobrze zagrana. Intryga rozkręca się powoli, obserwujemy zespół agentów pieczołowicie realizujących tajną misję przy wsparciu technologii wyjętych żywcem z filmów o Agencie 007. Zresztą sam Ethan Hunt przypomina Jamesa Bonda, jest dość młody, całkiem przystojny i bardzo sprytny. Nieco później zaś, w okolicach środka filmu, siedziałem ze spuszczoną szczęką. Sceny w Langley były cholernie emocjonujące i świetne nakręcone. Wiele filmów z gatunku heist movie czerpało potem z Mission: Impossible zarówno na płaszczyźnie inscenizacyjnej, jak i pomysłowej. I absolutnie nie ma co się dziwić!
Niestety domek z kart zaczyna się chwiać pod koniec Mission: Impossible. Niestety twisty są banalne i każdemu średnio rozgarniętemu widzowi uda się je przewidzieć. Nie, żeby to było coś nadzwyczaj złego, bo Mission: Impossible wciąż oglądało się z niesłabnącą przyjemnością, ale jednak częściowo psuje to odbiór fabuły. A ta mimo wszystko jest niezła – aż do ostatnich piętnastu minut. Kwadransa wypełnionego absurdem i słabym CGI. Jasne, rozumiem, że filmy akcji nie są, nie muszą i nie powinny być nadmiernie realistyczne, ale festiwal głupoty w końcówce nie tylko nie pozwalał mi dobrze się przy niej bawić, ale też pozostawił po sobie niesmak.
Siłą filmu jest solidne aktorstwo. Cruise nie straszy, ma parę gorszych momentów (np. scena z Biblią, albo z Max), ale ogólnie gra solidnie, a jego postać jest zbudowana z krwi i kości. Jon Voight to klasa sama w sobie, tak samo zresztą jak Jean Reno czy Emmanuelle Béart. Szkoda, że dla Reno i Voighta pozostawiono niewiele czasu ekranowego. Scenariusz aż się prosił o rozbudowanie postaci granych przez tych aktorów kosztem dodatkowych kilku minut filmu.
Jak już wspomniałem irytujące były efekty specjalne w końcówce. Rozumiem, że Mission: Impossible wyszło w latach dziewięćdziesiątych, a niektóre z efektów są jak na tamte czasy świetne, ale te z zakończenia raziły moje oczy tanią sztucznością. Cóż, to głównie kultowe już sceny w Langley ciągną film. Dobra jest ponadto muzyka, chyba każdy z nas zna główny motyw filmu, który przygrywa nam w trakcie napisów początkowych i w kilku innych ważnych momentach. Świetna melodia, która odcisnęła swoje piętno na popkulturze. Podobały mi się ujęcia stylizowane na pierwszoosobowy widok z perspektywy Ethana Hunta. Zabieg ten pozwolił zbudować więź między z granym przez Cruise’a agentem.
Mission: Impossible to dobrze nakręcony, lekki akcyjniak, który doczekał się kilku wysokobudżetowych kontynuacji i na stałe wszedł do panteonu popkultury. Film zapewnia dużo rozrywki i, pomimo paru wad, wciąga. No i jest jeszcze Tom Cruise, dla niektórych to nazwisko stanowi już wystarczający argument.
Jeżeli chcesz zobaczyć Mission: Impossible w legalnym źródle, zapraszam do skorzystania z Amazon Prime Video.
- oryginalny tytuł: Mission: Impossible
- data premiery: 1996
- gatunek: thriller / heist movie
- reżyseria: Brian De Palma
- scenariusz: Robert Towne, David Koepp
- aktorzy: Tom Cruise, Jon Voight, Emmanuelle Béart, Jean Reno
- moja ocena: 7/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.