Ciężko jest określić moment, w którym gry na stałe weszły do głównego nurtu popkultury. A jednak już od dekad powoli, krok za krokiem, następuje zjawisko syntezy gier oraz kina, nie tylko na płaszczyźnie formy (przerywniki filmowe w grach, filmy interaktywne takie jak “Black Mirror: Bandersnatch”), ale także treści. Przykładem świetnego dzieła adaptującego konwencję gry komputerowej na potrzeby kina jest “Hardcore Henry”, pozycja eksperymentalna, jedyna w swoim rodzaju i, przy okazji, niewątpliwie przełomowa. W podobny sposób językiem filmu zabawił się Jason Lei Howdens, budzący kontrowersje reżyser “Guns Akimbo”. Jego dzieło łączy ze sobą zabawę formą z kinem klasy W jak wybuch. Całkiem udanie, co warto dodać.
Miles to młody programista bez konkretnego celu w życiu. Swój czas spędza na stalkowaniu byłej dziewczyny, marnowaniu czasu w mediach społecznościowych, pisaniu nudnych gier mobilnych, a także walce z trollowaniem w internecie. To ostatnie sprowadza na niego kłopoty w postaci gangsterów z organizacji Skizm, którzy przybijają mu do rąk dwa pistolety i napuszczają nań doświadczoną wojowniczkę Nix. Co gorsza, sytuacja jest transmitowana na żywo w internecie, a Miles musi znaleźć jakiś sposób na wyjście z kłopotów.
Choć główny pomysł “Guns Akimbo” jest świeży i oryginalny, fabuła dzieła Howdensa to zbiór dziesiątek rozmaitych motywów zapożyczonych z innych filmów i sklejonych w jedność za pomocą zasady fajności. I tak prowadzona przez Skizm gra wydaje się żywcem skopiowana z “Nerve”, ścigająca protagonistę Nix to kopia Harley Quinn i odwrotność schematu “twardego, męskiego antybohatera”, a ilość zabitych przeciwników rośnie w postępie geometrycznym. Całość fabuły przypomina bezsensowną kakofonię, podkreśloną dodatkowo przez teledyskowy montaż i kolorową stylistykę. Krew, brutalna przemoc oraz humor kloaczno-koszarowy w nowozelandzkim wydaniu sprawiają, że “Guns Akimbo” to kino świadomie tandetne i łamiące pewne bariery, do których zdążyli się przyzwyczaić widzowie.
Chyba każdy z wykorzystanych przez Howdensa zabiegów formalnych jest bezczelnym zapożyczeniem. Monolog głównego bohatera żywcem wyjęty z “Deadpoola”? Jest. Łamanie czwartej ściany przez film? Jest. Bohaterowie świadomi zasad rządzących kinem akcji? Jest. Karykaturalne, mocno komiksowe przedstawienie przeciwników? Jest. Absurd i wulgarna przemoc rodem z “Adrenaliny”? Jest. Wszystko to wykorzystane jest po to, by uatrakcyjnić film w oczach odbiorców. I choć zdawać by się mogło, że w “Guns Akimbo” kryje się jakieś przesłanie dotyczące nadużywania mediów społecznościowych, tak naprawdę film pozbawiony jest jakiejkolwiek poważnej treści. I bardzo dobrze – tandetna forma kina klasy W siłą rzeczy nie tylko zniechęca do jakichkolwiek przemyśleń, ale nawet skutecznie ośmiesza samą ideę filmów posiadających poważną treść.
Pod względem realizacyjnym “Guns Akimbo” to produkt przeciętny. Howdens stara się, by było zabawnie, fajnie i emocjonująco zarazem. Ciężko odmówić reżyserowi talentu do inscenizowania scen akcji, ale film cierpi na ten sam problem co “Hardocre Henry” Naishullera – powtarzalność. I o ile w przypadku filmu Naishullera ciągła akcja była elementem budowania metafory gry komputerowej jako medium, o tyle “Guns Akimbo” po prostu cierpi na brak pomysłów i odpowiedniego rozmachu. Zamiarem reżysera było ciągłe dostarczanie akcji, humoru, rozrywki i czego jeszcze zapragnęliby widzowie. Niestety mniej więcej w dwóch trzecich filmu Howdensowi skończyła się przysłowiowa para.
Na osobną wzmiankę zasługują aktorzy. Daniel Radcliffe właściwie w dużej mierze gra samego siebie, a zachowanie wykreowanej przez aktora postaci nie różni się zbyt wiele od sposobu bycia Anglika. Nie jest to bynajmniej wada filmu – bardzo lubię Radcliffe’a (nie tylko za Harry’ego Pottera, ale także za mądre wybory życiowe oraz ciekawe, nietuzinkowe role), a nieco dziwne zachowanie Milesa dodaje filmowi kolorytu. Na zupełnie przeciwnym biegunie znajduje się postać Nix, w którą wcieliła się Samara Weaving. Tę australijską aktorkę śledzę już od dawna i, przyznam się szczerze, lubią ją jeszcze bardziej od Radcliffe’a. Weaving nie tylko ma talent, ale także nie boi się tworzyć odważnych kreacji. Nix bardzo przypomina postać Melanie z równie odlotowego i rozrywkowego “Korpo”, co bynajmniej nie jest złym skojarzeniem.
“Guns Akimbo” to przedstawiciel takiego rodzaju kina, które trafia do bardzo wąskiego, wręcz hermetycznego grona odbiorców. Wszak mało który widz lubi oglądać kakofonię brutalności, przemocy oraz humoru żerującego na najniższych instynktach. I choć film nie jest niczym przełomowym, stanowi bardzo udaną syntezę kilku konwencji charakterystycznych dla kina akcji i niektórych strzelanek. Pomimo dość przeciętnego wykonania “Guns Akimbo” ma w sobie to ciężkie do uchwycenia coś, które sprawia, że warto jest film zobaczyć. O ile, rzecz jasna, w kinie szukasz intensywnych doznań wizualnych, a nie emocji – tych praktycznie tutaj nie ma.
- oryginalny tytuł: Guns Akimbo
- data premiery: 2019
- gatunek: thriller
- reżyseria: Jason Lei Howden
- scenariusz: Jason Lei Howden
- aktorzy: Daniel Radcliffe, Samara Weaving, Ned Dennehy, Natasha Liu Bordizzo
- moja ocena: 7/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.