Pierwszy Escape Room (2019, reż. Adam Robitel) widziałem w streamingu i bawiłem się na nim nieźle. Film nie wszedł na ekrany polskich kin ze względu na tragedię w Kołobrzegu (na początku 2019 roku w pożarze escape roomu zginęły cztery nastolatki) i trafił bezpośrednio do HBO GO. Za granicą jednak nieźle się sprzedał, a cliffhangerowe zakończenie sprawiło, że drugą część można było nakręcić wręcz na autopilocie, bez żadnych innowacji czy choćby grama oryginalności. Niestety tak też się stało – Escape Room: Najlepsi z najlepszych to niezły popcorniak, ale słaby film bez pomysłu na siebie.
A szkoda, bo film, podobnie jak pierwsza część, miał ogromny potencjał. Stery reżyserskie objął Adam Robitel, twórca dość młody i niezbyt doświadczony, ale mający w portfolio The Taking of Deborah Logan (2014), czyli kultową już pozycję wśród fanów found footage. Poza tym wyjściowy pomysł jest naprawdę niezły – połączenie Piły (2012, reż. James Wan) oraz Gry (1997, reż. David Fincher) z dodatkiem escape roomu, czyli świeżego i cokolwiek ciekawego fenomenu w światowej kulturze. Druga część dodaje do tego wątek „turnieju czempionów”, obecny w sztuce już od dawna i rozsławiony niedawno przez Igrzyska śmierci: W pierścieniu ognia (2013, reż. Francis Lawrence). Na pierwszy rzut oka nie wygląda to tak źle, prawda?
Niestety Escape Room: Najlepsi z najlepszych nie jest w stanie nawet twórczo przetworzyć schematów pożyczonych z innych filmów, nie mówiąc już o wprowadzeniu czegoś świeżego. Nie zawsze jest to coś złego, szczególnie w przypadku kina gatunkowego o mocno komercyjnym charakterze, a dzieło Robitela jest na tyle kompetentnie nakręcone, że angażuje… Przez nieco ponad godzinę. Nie jest to, niestety, poziom jedynki, ale pierwsze cztery pokoje są zaprojektowane przyzwoicie i widać w nich ślad spójnego zamysłu. Pułapki są odpowiednio trudne, choć ich pełnej brutalności nie dało się wykorzystać przez zaniżoną kategorię wiekową. Z tego powodu w Escape Room: Najlepsi z najlepszych próżno szukać elementów gore, które co najwyżej ograniczają się do niewielkich ran i śladów po oparzeniach. Film na tym dużo traci, ale mimo braku krwi elementy horrorowe wciąż działają tak, jak powinny.
Dużo gorzej jest niestety z fabułą. Robitel zaczyna film od krótkiego, wybitnie sztampowego recapu, w którym streszcza najważniejsze wydarzenia z pierwszej części. Montaż jest dynamiczny, ale brakuje mu sznytu, jakim cechowało się chociażby zakończenie Piły. Później jest niewiele lepiej. Kwestia traumy głównych bohaterów, Zoey oraz Bena, zostaje sprowadzona do raptem dwóch scen, w których Zoey bierze udział w sesji z psychoterapeutką, a Ben ma w nocy koszmar, nieudolnie wystylizowany na fragment krwawej rozgrywki od firmy Minos. A szkoda, bo trauma po tak przerażającym przeżyciu to zawsze niezwykle nośny wątek, który dobrze napisany może udźwignąć każdy film.
Takie podejście do rozwoju postaci sprawia, że są one nadzwyczaj płaskie i papierowe, nawet pomimo istnienia poprzedniej części. Nieciekawi są też nowi bohaterowie, zwycięzcy poprzednich edycji rozgrywek. Są zaskakująco głupi i nierozgarnięci, za wyjątkiem pewnego księdza, który jest, cóż, po prostu ostro pierdolnięty. Ja wiem, że Escape Room: Najlepsi z najlepszych to zwykły, komercyjny horror, od którego nie powinniśmy przecież wymagać za wiele, ale błagam – niech ma on chociaż strukturę filmu, a nie zlepka luźno powiązanych ze sobą scen.
Na sam koniec zostawiłem zakończenie, a właściwie ostatnie dwadzieścia minut filmu. Jeżeli mam być absolutnie szczery, podczas finału Escape Room: Najlepsi z najlepszych straciłem co najmniej kilka komórek mózgowych. Absurd goni absurd, a końcowy twist jest tak oczywisty i tak głupi, że do końca miałem nadzieję, że reżyser oszczędzi widzom gwałtu na ich inteligencji. Aż mi się zrobiło szkoda aktorów odgrywających głównych bohaterów – na ich miejscu nie byłbym w stanie wypowiadać kwestii dialogowych z powagą, nie mówiąc już o jakiejkolwiek próbie gry mimiką. Ale moja kariera aktorska sprowadza się do dwóch występów w liceum i jednego w przedszkolu (jako strażnik numer 2), także żadna ze mnie Pytia. Końcowy sequel hook zapowiada kolejną część, choć kto wie, czy ona powstanie, zważywszy na marne wyniki finansowe filmu w USA. Jeśli trójka wyjdzie do polskich kin, na pewno na nią pójdę. Niestety choruję na beznadziejny przypadek miłości do komercyjnych horrorów. Cóż, życie.
Ostatecznie Escape Room: Najlepsi z najlepszych to przyzwoicie nakręcony horror, na który warto pójść, o ile potraficie wyłączyć mózg i nie zwracać uwagi na fabularne głupotki. Próżno tutaj szukać czegoś ciekawego czy oryginalnego, ale pierwszą godzinę ogląda się z nieudawaną przyjemnością, a przecież później zawsze można wyjść z kina…
- oryginalny tytuł: Escape Room: Tournament of Champions
- data premiery: 2021
- gatunek: horror
- reżyseria: Adam Robitel
- scenariusz: Will Honley, Maria Melnik, Daniel Tuch, Oren Uziel
- aktorzy: Taylor Russell, Logan Miller, Deborah Ann Woll, Holland Roden
- moja ocena: 4/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.
Tragedia, która miała miejsce w 2019 roku wydarzyła się w Koszalinie a nie w Kołobrzegu.. Brak słów.