Diabeł (2010) mógł być dużo lepszy – recenzja

Reklama

Po niezbyt dobrym ze względu na braki budżetowe, ale trzymającym poziom “The Poughkeepsie Tapes”, którego recenzję znaleźć możecie tutaj, John Erick Dowdle został zauważony przez Hollywood. A dokładniej przez M. Night Shyamalana, który słynie już z dość dziwnych pomysłów i twistów fabularnych na miarę “Piły”. I tak powstał “Diabeł”, czyli film o pięciu nieznajomych zamkniętych w zepsutej windzie. Brzmi jak świetne remedium na problemy z zaśnięciem, prawda?

Plakat filmu

Na szczęście reżyser raz na jakiś czas opuszcza ciasną windę i przedstawia nam wątek detektywa Bowdena, alkoholika na odwyku, który wraz z ze swoim mało wyrazistym partnerem oraz dwójką ochroniarzy – żarliwie wierzącym Latynosem oraz starym cynikiem – musi rozwiązać cały ten bałagan i wydobyć uwięzionych z windy. Aha, gliniarz de facto powinien się pospieszyć, bo w środku windy zamknięty jest morderca, który regularnie morduje towarzyszy podróży. Choć czy aby na pewno? A może gdzieś wśród prowadnic i stalowych lin skrywa się sam diabeł? Oczywiście nie zdradzę zakończenia, ale jako że za fabułę “Diabła” opowiada Shyamalan, pod koniec filmu czekają na nas solidne i faktycznie zaskakujące twisty.

Problem w tym, że Dowdle niespecjalnie ma ochotę choćby udawać, że jego dzieło jest czymś więcej, niż może się nam wydawać. “Diabeł” rozpoczyna się dość oklepanym cytatem z Pisma Świętego, który następnie płynnie przechodzi w odwrócone ujęcia lotnicze z Filadelfii, doprawione przerażającą muzyką przywodzącą na myśl kubrickowskie “Lśnienie”. Z pozoru buduje to przyjemny klimat, ale w praktyce zabieg ten jest wyświechtany i użyty na tyle mało subtelnie, że budzi raczej rozbawienie. Zresztą nie spodziewajcie się po “Diable” za wiele – dzieło Dowdle’a z horrorem nie ma nic wspólnego, a w wielu momentach jest raczej zabawne. 

Reżyser od początku do końca, z żelazną konsekwencją tworzy zamknięty świat urban fantasy, w czym pomaga mu nieznośnie wręcz stereotypowy latynos, który służy Dowdle’owi de facto narzędzie ekspozycyjne. Podobną funkcję spełnia ponadto narrator, który nie bawi się w subtelności i od początku wykłada na stół wszystkie karty. Ot, chociażby zdaniem pewnej postaci kawałek pizzy spadający na stronę z salami to znak, że szatan jest w okolicy… Cóż, ciężko to nawet jakkolwiek skomentować. Niestety “Diabeł” to film zbyt poważny, a przez co momentami niezamierzenie komiczny. A, dodajmy, niezamierzony komizm w thrillerach mających zaskoczyć czymś widza to bardzo zły znak.

Reklama

Na szczęście jednak dzieło Dowdle okazuje się wciągającym widowiskiem, głównie ze względu na solidnie budowane napięcie. Reżyser z odpowiednim kunsztem gra z widzami, ciągle myląc tropy i podsuwając nowe. Końcowy twist faktycznie ciężko nam przewidzieć, głównie ze względu na kunszt Dowdle’a. Ważną funkcję spełnia tutaj wątek detektywa Bowdena, który nadaje “Diabłu” głębszego sensu i dodaje filmowi odrobiny paraboliczności. Szczególnie do gustu przypadło mi same zakończenie i ostatnie słowa Bowdena wypowiedziane tuż przed napisami końcowymi – doskonale podkreśliły one metaforyczną warstwę filmu.

Dobrym pomysłem było także zatrudnienie mało znanych aktorów. I choć Dowdle zaszczycił nas festiwalem klisz, z których niektóre były niezwykle irytujące (wspomniany wcześniej religijny Latynos), aktorzy wyszli ze swoich ról obronną ręką. Nie było tutaj miejsca na aktorskie popisy, ale każda z głównych postaci wypadła wiarygodnie i na swój sposób interesująco. Jedyną sceną, w której widzimy aktorski kunszt, jest monolog Bowdena, w którym detektyw opowiada o swoim alkoholizmie. Grający policjanta Chris Messina wspiął się na wyżyny swoich umiejętności, a z jego mimiki i głosu da się wyczytać wiele sprzecznych ze sobą emocji. Zresztą w ogóle postać Bowdena jest fenomenalnie zagrana. To dość ciekawe, bo nie spodziewałem się tak dobrego aktorstwa w tego typu filmie.

“Diabeł” to solidna rozrywka, stworzona pod gusta miłośników shyamalanowskich twistów. Co prawda Dowdle prowadzi swoje dzieło z gracją pijanego czołgisty, a łopatologiczne wprowadzenie wątków nadprzyrodzonych było irytujące, ale film trzymał mnie w napięciu, a końcowy twist fabularny wynagrodził większość niedogodności. Nie jest to bynajmniej kino wybitne czy nadzwyczaj warte uwagi, ale “Diabeł” sprawdza się jako solidne urban fantasy, balansujące na granicy śmiertelnej powagi i niezamierzonego absurdu.

  • oryginalny tytuł: Devil
  • data premiery: 2010
  • gatunek: horror
  • reżyseria: John Erick Dowdle
  • scenariusz: Brian Nelson
  • aktorzy: Chris Messina, Logan Marshall-Green, Bojana Novakovic, Bokeem Woodbine, Geoffrey Arend
  • moja ocena: 6/10
Reklama

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij