Reżyserowanie kameralnego dramatu przypomina taniec na polu minowym – niezbędne są nie tylko ogromne umiejętności oraz dobre przygotowanie koncepcyjne, ale też odrobina szczęścia, bez którego poszczególne elementy filmu nie połączą się w spójną całość o wystarczającym ładunku emocjonalnym. Po seansie Cząstek kobiety jestem pewien, że duet twórców (i przy okazji prawdziwe małżeństwo) – reżyser Kornéli Mundruczó oraz scenarzystka Kata Wéber – bez wątpienia mogą pochwalić się zarówno talentem, jak i odpowiednim przygotowaniem. Niestety tym razem zabrakło tej jakże ważnej odrobiny szczęścia…
Martha i Sean to młoda para spodziewająca się pierwszego dziecka. Ona pracuje w biurze i pochodzi z bogatej rodziny, on jest biednym, ciężko pracującym robotnikiem zajmującym się budową mostu. Martha decyduje się na urodzenie dziecka w domu, w asyście doświadczonej położnej, jednak już w trakcie porodu pojawiają się nieprzewidziane komplikacje, a dziecko ostatecznie umiera na rękach matki. Sytuacja ta kładzie się cieniem na relacje pomiędzy Marthą, Seanem oraz ich najbliższą rodziną, a każde z nich zupełnie inaczej radzi sobie ze stratą.
Jak już wspomniałem film jest kameralnym dramatem, który de facto przygląda się trzem głównym kwestiom – żałobie po stracie dziecka, problemom w relacjach z najbliższą oraz walką z duchową i emocjonalną pustką. Teoretycznie najciekawszy jest ten ostatni problem, który staje się niejako jednym ze współczesnych problemów cywilizacyjnych. Poszukiwanie jakiegokolwiek sensu we współczesnym świecie opartym na konsumpcji i pośpiechu wydaje się być niezwykle trudne, a poszukujący bywa narażony na różne dystraktory. To właśnie w ich pułapkę wpada Sean, w przeciwieństwie do Marthy pogrążającej się w apatii. Jest to jeden z wielu przykładów kontrastu, którym operuje Mundruczó. Choć główni bohaterowie są razem, tak naprawdę różni ich niemal wszystko, na dodatek na każdej możliwej do wyrażenia płaszczyźnie – emocjonalnej, socjoekonomicznej, ideowej, moralnej. Muszę przyznać, że działa to dobrze i buduje zaskakująco angażujący, asymetryczny konflikt (Sean jednak jest dość jasno postawiony w roli oprawcy/agresora, a zatem Martha stoi na tej „lepszej” pozycji), ale mimo to każe zastanowić się też nad tym, jakim cudem takie dwa przeciwieństwa tworzyły wcześniej udany związek. Co ciekawe, Cząstki kobiety są inspirowane prawdziwą sytuacją z życia Mundruczó i Wéber, więc może w tym aspekcie film jest dla pary czymś w rodzaju artystycznej terapii. Jednak kontekst biograficzny twórców jest dla mnie oraz większości widzów zbyt mało znany, by przywołać go z całkowitą pewnością.
Kwestia żałoby po stracie dziecka jest dość oczywistym źródłem opisanych wyżej konfliktów, na tyle oczywistym, że Mundruczó wpada niejako w banał. Trywialność nie zawsze jest zła, ale w tym konkretnym przypadku niestety nie sprawdza się najlepiej i sprawia, że relacja Marthy i Seana jest jednak nadmiernie płytka i jednowymiarowa. Natomiast reżyser całkiem ciekawie podszedł do kwestii rodzinnych sporów. Choć konflikt ten ma charakter wątku pobocznego pogłębiającego wspomniany już problem walki z emocjonalną pustką, to właśnie w scenach rodzinnych (oraz w brawurowej scenie porodu) wychodzi realizacyjna maestra Mundruczó. Zamyka on widzów razem z wszystkimi istotnymi postaciami na niewielkiej przestrzeni w trakcie Święta Dziękczynienia, tradycyjnie kojarzonego z rodzinnym pojednaniem. Jednak familijne spotkanie staje się źródłem konfliktów i pokazuje całkowity rozpad więzi pomiędzy bohaterami. W podkreśleniu tego pomagają długie mastershoty pokazujące Marthę kręcącą się apatycznie po mieszkaniu – kobieta niemal się nie odzywa, a tocząca się w tle rozmowa powoli staje się coraz bardziej agresywna. W trakcie realizacji tej sekwencji Mundruczó bez wątpienia inspirował się świetną, rumuńską Sieranevadą (2016, reż. Cristi Puiu), która wykorzystywała dokładnie te same zabiegi formalne.
Niestety mniej więcej w dwóch trzecich Cząstek kobiety pojawiają się poważne pęknięcia, a w wizji reżysera zaczynają wybrzmiewać fałszywe nuty. Najbardziej rozczarowująca jest przemiana głównej bohaterki, która wydaje się być zbyt szybka i sztuczna. Vanessa Kirby faktycznie dała elektryzujący występ, choć nie dołączę się do chóru pochwalnych głosów domagających się dla niej co najmniej Oscara. To prawda, że aktorka doskonale odegrała niezwykle trudną scenę porodu, a w środkowej części filmu wyeksponowała apatyczność Marthy. Jednak w końcówce filmu, szczególnie podczas przesadnie patetycznej sceny przemowy sądowej, aktorka wypadła zwyczajnie nieprzekonująco. Reszta aktorów zaliczyła poprawne występy, a na plus zaliczyłbym Shia LaBeoufa, który miał przed sobą trudne zadanie, z którego wywiązał się na czwórkę z plusem. Muszę też pochwalić brawurową reżyserię Mundruczó oraz ciekawy, choć niestety niewykorzystany symbol jabłka mogący oznaczać albo zdolność tworzenia nowego życia, albo sens wypełniający pustkę. Niestety ostatnia scena filmu sprawia, że ów symbol staje się nadmiernie wyeksponowany, co odbiera tej metaforze jakże niezbędnej mistycznej tajemniczości.
Ostatecznie Cząstki kobiety to udany i angażujący dramat, którego głównymi atutami jest bardzo dobry występ Vanessy Kirby oraz realizacyjne mistrzostwo Mundruczó, a najpoważniejsza wada – problemy fabularne – nie odbiera przyjemności z seansu. Mimo pozytywnych wrażeń nie jestem jednak w stanie przymknąć oka na wspomniane wyżej problemy. Bądź co bądź stanowią one poważną szramę odbierającą filmowi dużą część tego, co jest najważniejsze w kameralnych dramatach. Mimo to mam nadzieję, że Cząstki kobiety staną się dla Mundruczó oraz Wéber przepustką do znacznie większej artystycznej swobody, bo para węgierskich twórców bez wątpienia ma talent i zapał niezbędny do tworzenia w przyszłości wybitnych filmów.
- oryginalny tytuł: Pieces of a Woman
- rok premiery: 2020
- gatunek: dramat
- reżyseria: Kornél Mundruczó
- scenariusz: Kata Wéber
- aktorzy: Vanessa Kirby, Shia LaBeouf, Ellen Burstyn, Sarah Snook
- moja ocena: 7/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.