Czarny telefon (2022) nie straszy, ale też nie nudzi. Recenzja

Reklama

Do kin trafiają właśnie ostatnie współczesne półkowniki, czyli filmy, których premiera została opóźniona przez pandemię. Do tej grupy produkcji zalicza się Czarny telefon, który na srebrny ekran miał wejść jeszcze w 2021 roku. Blumhouse Production zdecydowało się jednak opóźnić premierę o rok. Może i dobrze, że tak się stało, bo w polskich kinach już od dawna nie było zbyt wielu horrorów, a zwiastun Czarnego telefonu zapowiadał smakowite widowisko. I to nie tylko przez ciekawy pomysł, oparty na opowiadaniu Joe Hilla (czyli syna Stephena Kinga!), ale też dzięki postaci reżysera, Scotta Derricksona, który wyreżyserował Egzorcyzmy Emily Rose (2005) oraz kasowy hit Sinister (2012). Niestety tym razem nie wspiął się on na wyżyny swoich umiejętności, choć muszę przyznać, że Czarny telefon nie tylko mnie nie rozczarował, ale wręcz spełnił obietnice złożone przez materiały promocyjne. A to, szczególnie w dzisiejszych czasach, zdecydowanie się ceni!

Plakat do filmu Czarny telefon (2022)
Plakat filmu

Lata 70. Na północnych przedmieściach Denver grasuje seryjny morderca o pseudonimie Grabber. Policja jest bezradna – porywa on dzieci i młodszych nastolatków, a detektywi nie mają żadnych konkretnych poszlak. Jedną z ofiar Grabbera jest niewyróżniający się niczym Finney. Zamknięty w betonowej, wygłuszonej piwnicy, musi znaleźć drogę wyjścia na zewnątrz, w czym pomagają mu duchy poprzednich ofiar, komunikujące się przez zepsuty, czarny telefon. W międzyczasie młodsza siostra Finneya, Gwen, prowadzi własne śledztwo, korzystając z pomocy proroczych snów…

Pomysł na fabułę od razu głośno krzyczy “STEPHEN KING”, co zresztą ma w sobie ziarno prawdy, bo Joe Hill napisał wiele opowiadań utrzymanych w duchu twórczości ojca. Zresztą sama historia jest też prosta. Scenarzyści po kolei zaliczają najważniejsze punkty, pozwalając sobie na dwa niespodziewane twisty, które jednak niewiele zmieniają w kontekście całości. Można powiedzieć, że Czarny telefon to film wybitnie staroświecki, zupełnie jak horrory z lat 80 – od razu wiadomo, dokąd zmierza opowiadana historia i co stanie się po drodze. Dla wielu widzów może to stanowić poważną wadę, ale doceniam taki pomysł na fabułę, bo prostota czasami jest dużo lepsza, niż nawet najbardziej wymyślne eksperymenty. Mam jednak jedno, poważne zastrzeżenie. Historia idzie do przodu w bardzo szybkim tempie. Widać, że na etapie scenariusza lub już w montażu skrócono albo wycięto niektóre sceny tak, by nie przekroczyć zanadto 90 minut, czyli optymalnego czasu dla horrorów. Ostatecznie Czarny telefon trwa 102 minuty, a więc wcale nie tak długo. Niestety film traci na tak krótkim metrażu, a szkoda – dodatkowe piętnaście minut pomogłoby rozbudować niektóre wątki i wprowadzić trochę kontekstu np. dla postaci antagonisty.

Reklama

No właśnie, antagonista. W rolę Grabbera wcielił się Ethan Hawke, aktor znany i lubiany. Przez praktycznie cały film nosi on dwuczęściową maskę przedstawiającą rogatego demona. Reżyser starał się zaznaczyć, że Grabber ma różne osobowości w zależności od tego, którą część maski aktualnie nosi. Doceniam ten zabieg, ale mimo to w antagoniście zabrakło mi jakiegoś pazura, czegoś szalonego, co faktycznie byłoby niepokojące. Reszta bohaterów jest dość jednowymiarowa, co szczególnie dotyczy Finneya, czyli stereotypowego, zwykłego dzieciaka z biednej rodziny. Radzi on sobie trochę jak młody McGyver, co wydaje się nieco naciągane, nawet uwzględniając paranormalne wsparcie, jakie otrzymuje przez czarny telefon. Nieco lepiej wypadła jego młodsza siostra Gwen, choć gra ona drugoplanową rolę, na dodatek mało istotną dla rozwoju fabuły.

Nominalnie Czarny telefon to horror, a gatunkowość filmu objawia się tutaj w postaci antagonisty oraz w wątku tytułowego urządzenia. Finney otrzymuje przez nie wskazówki z zaświatów, a widzowie mają okazję zobaczyć poprzednie ofiary Grabbera. Derrickson chętnie sięga po charakterystyczne dla kina grozy sztuczki w rodzaju zmian barwy głosu czy jumpscare’ów. Tych ostatnich jest jedynie kilka i niestety wydają się być wrzucone na siłę, tak, by zadowolić gusta publiczności. Oczywiście straszny jest też sam fakt rozmawiania z martwymi ofiarami seryjnego mordercy, ale film nie robi z tego mistycznego doświadczenia, a raczej coś zaskakująco… normalnego. Trochę szkoda, bo na tym opiera się przecież pomysł na Czarny telefon, ale nie uważam, by to była poważna wada, szczególnie że duchy ofiar mają niezłą charakteryzację i bezpośrednio wpływają na świat żywych.

Czarny telefon ma niestety sporo problemów, a dla wielu widzów będzie to film przestarzały i wtórny. Mimo to doceniam prostą, staroświecką fabułę i poprawny klimat lat 70, podkreślony przez niezłą warstwę wizualną. Choć film w ogóle nie jest straszny, to w trakcie seansu bawiłem się znakomicie, będąc w pełni świadomym wszystkich wad i zalet produkcji, a przecież o to chodzi! Domyślam się, że opinie od widzów będą raczej przeciętne, ale jeśli ktoś ma ochotę na poprawny film w klimacie twórczości Stephena Kinga, to Czarny telefon będzie jak znalazł!

  • oryginalny tytuł: The Black Phone
  • data premiery: 2022
  • gatunek: horror
  • reżyseria: Scott Derrickson
  • scenariusz: Scott Derrickson, C. Robert Cargill
  • aktorzy: Ethan Hawke, Jeremy Davies, Madeleine McGraw, Mason Thames
  • moja ocena: 6/10
Reklama

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij