Filmy interaktywne nie mają przyszłości. A tak właściwie, będąc precyzyjnym, nie sądzę, by możliwe było nakręcenie bardzo dobrego filmu interaktywnego. A mimo to “Black Mirror: Bandersnatch” spodobał mi się. Bo to solidna rozrywka, sprawnie zrealizowana technicznie, z ciekawie wprowadzoną intertekstualnością. To rozrywka, zabawa formą i niestety nic więcej.
Akcja filmu ma miejsce w Wielkiej Brytanii, w latach 80. Śledzimy młodego programistę, Stefana, który pracuje nad swoją pierwszą grą, która w zamyśle ma być jak najwierniejszym odwzorowaniem powieści paragrafowej Bandersnatch. Stefan postanawia wysłać demo gry do Tuckersoftu, dynamicznie rozwijającego się wydawcy gier komputerowych, który zgadza się wydać Bandersnatcha. Gra wymaga jednak ukończenia, co okaże się znacznie cięższym zadaniem, niż mogłoby się wydawać.
Zatrzymajmy się na chwilę przy fabule, czyli najważniejszej części produkcji. “Black Mirror: Bandersnatch” to przecież film interaktywny, powinniśmy mieć więc dużo różnych opcji wyboru kierunku, w którym zmierza akcja, prawda? Cóż, nie do końca. Bo mimo, że de facto dokonywaliśmy dużo decyzji, tak naprawdę scenarzysta wciąż kierował nas w kierunku jednej, konkretnej ścieżki fabularnej. Wiele z dokonanych wyborów było czysto iluzorycznych, nie wpływały one znacząco na obserwowane na ekranie wydarzenia. Oczywiście nie zawsze musi to być coś złego, a pozorność naszych wyborów wpasowuje się w konwencję filmu, który postanowił mocno zaakcentować swoją intertekstualność i autotematyczność, wprowadzoną między innymi poprzez daleko idące łamanie czwartej ściany. To poczucie fałszywej kontroli pokazuje największą wadę filmów interaktywnych – mały faktyczny wpływ widza na wydarzenia. Bo w powieściach paragrafowych, a już szczególnie w grach przygodowych twórcy mają o wiele większe możliwości, dzięki czemu są w stanie stworzyć fabuły, na które mamy faktyczny wpływ. Setki, tysiące drzewek i wątków pozwala zanurzyć się w świecie takiego utworu, dzięki czemu dzieło takie działa. Natomiast równie złożony film wymagałby setek godzin materiału, co wiązałoby się ze zbyt dużymi kosztami produkcyjnymi. Niestety nie widzę tutaj kompromisu, wydaje mi się niemożliwe nakręcenie dwu-trzygodzinnego filmu interaktywnego, który miałby jakiś sens poza zabawą sam ze sobą.
I przed tym problemem, wpisanym niejako w same clou filmu interaktywnego, twórcy starają się bronić poprzez łamanie czwartej ściany, czy ciągłe kierowanie widza w kierunku jednej, głównej ścieżki wydarzeń. Paradoksalnie zabiegi te działają, dzięki czemu przedstawiona historia jest dość spójna. Oczywiście momentami widać rozlazły scenariusz, ale jak na tak skomplikowany projekt jest nieźle. Świetnie wypadli aktorzy, szczególnie Will Poulter w roli lekko szurniętego, hipsterskiego twórcy gier komputerowych, a do znanego z “Dunkierki” Fionna Whitheada nie mam żadnych zastrzeżeń. Szczególnie zabawne były dialogi w jednej z linii fabularnych, która mocno związana była z Netflixem. To był fajny przykład umiejętnego złamania czwartej ściany, przypominający najlepsze momenty z “Deadpoola”. Od strony czysto technicznej irytująca była konieczność wybierania spośród jedynie dwóch opcji – w niektórych momentach aż się prosiło o trzy lub cztery wybory. No cóż, znów zadziałały tutaj wspomniane przeze mnie ograniczenia gatunku.
W ucho wpadła mi przyjemna muzyka, szczególnie elektroniczne kawałki stworzone na syntezatorze. Przyjemny był klimat lat 80, początku boomu na komputery, choć tamtejszy okres od strony scenografii przedstawiono dość biednie, bez fajerwerków. Zgrabnie wypadł też montaż, szczególnie sceny w mieszkaniu Colina oraz jego fenomenalny monolog o Pac-Manie. Czułem wtedy prawdziwą moc i szaleństwo bohaterów, którzy byli pod wpływem narkotyków. Bardzo zirytowała mnie natomiast aktorka grająca psychoterapeutkę głównego bohatera. Ewidentnie nie wczuła się w rolę, wypadła nienaturalnie, psuła immersję, wybijała z historii.
Bardzo cieszy mnie to, że “Black Mirror: Bandersnatch” dość świadomie pokazuje ograniczenia techniczne filmu interaktywnego. Mimo to obawiam się, że gatunek ten to może być pułapka, w którą wpadną Netflix oraz inne serwisy streamingowe. Wielu ludziom zapewne będą się podobać tego typu produkcje, ale mi raczej nie przypadną do gustu, bo będą nakładać na widzów zbyt duże ograniczenia w zamian za poczucie fałszywej kontroli nad fabułą. Uważam, że znacznie lepiej jest przeczytać dobrą powieść paragrafową, albo zagrać w solidną, rozbudowaną grę tego typu. Jeżeli grę w dobrą paragrafówkę porównałbym z “Odyseją”, to film interaktywny byłby co najwyżej rejsem rowerem wodnym po Zalewie Solińskim. Mimo wszystko “Black Mirror: Bandersnatch” to był przyjemny seans, głównie za sprawą intertekstualności oraz autotematyczności, a także dzięki soldnej grze aktorskiej oraz części technicznej. By być całkowicie szczerym, zdecydowanie zachęcam do obejrzenia tego interaktywnego filmu i wyrobienia sobie opinii, bo na pewno będzie to jedna z głośniejszych i szeroko dyskutowanych premier ostatnich miesięcy.
Film legalnie zobaczysz na Netflixie.
- oryginalny tytuł: Black Mirror: Bandersnatch
- data premiery: 2018
- gatunek: Film interaktywny
- reżyseria: David Slade
- scenariusz: Charlie Brooker
- aktorzy: Fionn Whitehead, Will Poulter, Asim Chaudhry
- moja ocena: 7/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.