Jakie zombie są, każdy widzi. Brudne, powolne, niebezpieczne i śmierdzące – no i, rzecz jasna, martwe. Nic dziwnego, że zdobyły ogromną popularność, głównie za sprawą wielkiego sukcesu wydanej w 1968 r. Nocy żywych trupów. Od premiery filmu George’a Romero minęło jednak wiele lat, a filmowcy wypuścili w międzyczasie wiele dzieł o tej tematyce. Specjalnie dla was wybrałem 10 filmów o zombie, które warto zobaczyć. W zestawieniu znalazło się kilka najpopularniejszych tytułów, ale starałem się jednak dobierać te mniej znane, które powinny was zainteresować.
Noc żywych trupów

Niniejsze zestawienie musiałem otworzyć Nocą żywych trupów, bo to film, który stworzył kino o zombie i wprowadził je na szerokie łono popkultury. Oczywiście żywe trupy istniały już wcześniej i to w różnych kulturach, ale przez Georgem A. Romero nikt jeszcze nie wykorzystał ich w znany nam sposób, odnosząc przy tym jednocześnie komercyjny sukces.
Mam pewien problem z tym filmem. Otóż – jest on stary, bo nakręcono go w 1967 r. i wydano rok później. Do tego budżet był dość niski – może nie ekstremalnie, ale jednak ewidentnie czuć braki budżetowe. Wszystko to sprawia, że Noc żywych trupów się koszmarnie wręcz zestarzała i po prostu trudno się ją ogląda. Ale jeśli zagryziemy zęby, okazuje się, że historia wciąż trzyma poziom, więc warto dać filmowi szansę – chociażby dla świetnego, kontrowersyjnego zakończenia, które zostaje w pamięci na długo.
Dzień żywych trupów

Sukces Nocy żywych trupów doprowadził do powstania szeregu kontynuacji, spin-offów i Bóg jeszcze wie, czego innego. Jedną z nich jest Dzień żywych trupów, czyli trzecia, a jednocześnie najlepsza część serii. Nakręcono ją w 1985 r., a więc niemal dwadzieścia lat po premierze oryginału, i to widać – w kulturze amerykańskiej nastały już zupełnie inne czasy, inaczej się też kręci kino, nawet jeśli mówimy o filmie rozgrywającym się w dusznych korytarzach silosu rakietowego.
No właśnie, duszne korytarze. To klaustrofobiczna atmosfera stanowi najważniejszą zaletę filmu. Jest on nią przesiąknięty, w niemal każdej scenie czuć to charakterystyczne uczucie osaczenia i beznadziei związanej z opanowaniem świata przez zombie. Fabuła ma kilka szybszych scen, które nakręcono, jak na lata 80., przynajmniej nieźle. Dzień żywych trupów stał się później klasykiem na równi z Nocą żywych trupów – w pełni zasłużenie, bo to dobry film, który robi wrażenie również i dzisiaj.
World War Z

Nie byłbym sobą, gdybym nie umieścił World War Z na tym zestawieniu, nawet jeśli jest to film, który zna chyba każdy miłośnik tematyki zombie. Nie jest to nawet zbyt dobre kino, choć niektóre sekwencje sprawdzają się pod kątem rozmachu i wizualnego przepychu, a pomysł na szybkie zombie jest pod wieloma względami odświeżający, nawet jeśli nie świeży. Zresztą odpowiedzialny za reżyserię Marc Forster wyciągnął zaskakująco wiele z dennego scenariusza, całkowicie spłaszczającego doskonałą powieść Maxa Brooksa, na podstawie której – czysto teoretycznie – nakręcono film.
Dzieje powstawania World War Z były długie i kręte, a ostatni akt filmu kręcono od nowa w dokrętkach, całkowicie zmieniając koncepcję zakończenia. Całkowicie siadło przez to tempo produkcji, natomiast ostatnia sekwencja jest wyjątkowo klimatyczna, zupełnie jakby została wyjęta z innego rejestru fabularnego. Nie ukrywam natomiast, że najbardziej podoba mi się pierwsza część filmu, bo sceny akcji w Filadelfii, Newark oraz Izraelu ciekawie pokazują rozwój globalnej pandemii zombie, co stanowiło przecież główną siłę powieści Brooksa. Sam film jest co najwyżej przeciętny, ale widziałem go tak wiele razy, że trudno mi go obiektywnie ocenić.
Zombie express

Koreańczycy wiedzą, jak kręcić dobre kino, i – co ważniejsze – chętnie korzystają z tej wiedzy w praktyce. Jeszcze przed ogólnoświatowym sukcesem Parasite powstał film zaskakująco podobny, choć oczywiście prostszy, mniej subtelny i skażony konwencją kina akcji. Zombie express, bo oczywiście o nim mowa, opowiada historię pewnego pociągu, którym podróżują pasażerowie akurat wtedy, gdy wybucha epidemia zombie. Krwiożerczy nieumarli pojawiają się oczywiście na pokładzie i rozpoczyna się walka o życie.
Film jest o tyle ciekawy, że poza krwią i flakami na pierwszy plan wysuwają się napięcia społeczne toczące koreańskie społeczeństwo. Gdzieś tam w tle pojawiają się kwestie nierówności społecznych oraz różnic klasowych, które, przynajmniej teoretycznie, niweluje fakt podróży tym samym pociągiem. Pod tym względem Zombie express nawiązuje do innego filmu Park Chan-Wooka, Snowpiercer: Arka Przyszłości. Jednak nawiązania nawiązaniami, napięcia społeczne napięciami społecznymi, a ostatecznie film jest po prostu dobrym kinem o zombie, z wyraźnie zaznaczonym kontekstem społecznym, który nie dominuje jednak nad esencją, jaką są krew i flaki.
28 dni później

Niniejsze zestawienie przygotowałem niedawno po premierze 28 lat później, czyli jednego z najbardziej wyczekiwanych filmów 2025 roku (no dobra, może trochę przesadziłem). Trzecia część serii, nakręcona z niemałym opóźnieniem, zebrała niezłe recenzje, ale jeszcze jej nie widziałem – obejrzę ją, gdy wyjdzie już na streamingu. Natomiast 28 dni później widziałem kilkukrotnie i za każdym razem film zrobił na mnie ogromne wrażenie, choć z innego powodu.
Najbardziej w pamięć zapadają dwie sekwencję. Pierwszą z nich jest kultowy już spacer po całkowicie opustoszałym Londynie, nakręcony na rzeczywistych lokalizacjach, drugą – wizyta w supermarkecie, po której jeden z bohaterów pozostawia bezużyteczną już kartę płatniczą przy kasie. To jedynie niektóre spośród wielu mocnych scen wypełniających ten film. Akcja warto biegnie do przodu, w grę wchodzą również niełatwe decyzje moralne, a postacie są ciekawe i realistyczne.
I tak, wiem, 28 dni później technicznie nie jest filmem o zombie, a raczej o zmutowanym wirusie wścieklizny, bowiem zarażeni ludzie wciąż są tutaj żywi. Mimo to fabuła nawiązuje do większości motywów znanych z kina zombilijnego (fajne określenie sobie wymyśliłem, prawda?) i buduje bardzo podobny, postapokaliptyczny klimat osaczenia. Główną wadą filmu jest beznadziejna warstwa wizualna, nakręcona w niskiej jakości na debiutujących wówczas w świecie kina kamerach cyfrowych. Ale nawet ona buduje niepowtarzalny, posępny klimat, który jest najważniejszą spośród licznych zalet 28 dni później.
[REC]
![[REC] (2008) - kadr z filmu](https://500filmow.pl/wp-content/uploads/2025/07/rec-2008.webp)
Wyprodukowane w 1999 r. Blair Witch Project spopularyzowało zupełnie nową konwencję filmową – found footage. A ponieważ film o trójce studentów szukających wiedźmy po leśnych odludziach, nakręcony za niewielkie pieniądze, osiągnął wielkie zyski, coraz to kolejne studia filmowe rzuciły się, aby skapitalizować popularność found footage. [REC] jest jedną z pierwszych prób pogodzenia tej konwencji z tematyką zombie, a jednocześnie próbą bardzo udaną, nawet jeśli zaskakująco standardową.
Narracja prowadzona jest z perspektywy ekipy telewizyjnej, która przyjechała nakręcić reportaż z nietypowej akcji ratunkowej w Hiszpanii. Z czasem okazuje się, że w domu, do którego weszli dziennikarze, znajdują się zombie. Ze środka nie będzie jednak się aż tak łatwo wydostać, szczególnie że budynek otoczyła policja, a sytuacja ma dość nietypowe rozwiązanie. [REC] wyróżnia się na plus bardzo dobrą realizacją, której zabrakło w kolejnych częściach. Fabuła jest prosta, nieco banalna, choć ma ciekawy plot twist, który pamiętam nawet te kilkanaście lat po zobaczeniu filmu. A to już coś!
Wysyp żywych trupów

Większość filmów o zombie to produkcje smutne i ponure, lub pełne akcji, wybuchów i strzelanin. Nic więc dziwnego, że ktoś musiał przekłuć ten balon fanfaronady – a tym kimś stał się Edgar Wright, brytyjski reżyser z wyjątkowym talentem do komedii. Wysyp żywych trupów stanowi komedię całego gatunku kina o zombie, a przy okazji kilku innych popularnych konwencji filmowych. Wright robi to, odpinając wrotki i dając się ponieść fantazji.
Film faktycznie jest szalony, a przy okazji dość trafnie wyśmiewa większość schematów związanych z zombiakami. Senne przedmieścia Londynu nie radzą sobie najlepiej z inwazją żywych trupów, podobnie jak bohaterowie, w tym niezbyt rozgarnięty Shaun, grany bezbłędnie przez nieocenionego Simona Pegga. Po drodze pojawia się pełno humoru sytuacyjnego, gier słownych, a ton filmu raczej podnosi na duchu – cóż za miła odmiana po większości pozycji z tej listy!
Resident Evil

W okolicach przełomu mileniów amerykańskie kino zaczęło odkrywać ogromny potencjał tkwiący w grach komputerowych. Nic w tym dziwnego – już wtedy był to rynek wielokrotnie większy pod względem wyceny, niż filmy, a dzisiaj różnice te są już wręcz tytaniczne. Resident Evil jest jedną z ciekawszych adaptacji gier z tamtego okresu. Pod wieloma względami wpisuje się w powstające wówczas kino superbohaterskie (przez podobieństwa do Elektry, choć dotyczą one głównie późniejszych części serii). Jedyna nie jest jeszcze aż tak efekciarska, jak jej kontynuacje, a do tego ma nawet względnie spójną fabułę. Słowem – nie jest aż tak słaba, jak to, co stało się z serią później.
Pierwszy Resident Evil opowiada o grupie korporacyjnych żołnierzy, którzy mają za zadanie sprawdzić, co stało się z tajną placówką badawczą, w której złowieszcza korporacja Umbrella prowadzi eksperymenty medyczne. Ich efekt jest chyba oczywisty, a film nie robi z niego wielkiej tajemnicy, choć warto pamiętać, że wirus T zmienia ludzi bardziej w mutanty, niż zombie – i atakuje również inne organizmy. Resident Evil ma w sobie dużo z tandetnego kina akcji, jest więc w nim dużo strzelanin i efektywnych walk. Główną zaletą produkcji jest jednak świetna muzyka oraz efekciarska warstwa wizualna, która ma w sobie coś z Matrixa. Poza tym jest to raczej przeciętniak, ale warto uwzględnić go na liście, szczególnie że ta seria nie ma szczęścia do adaptacji filmowych czy serialowych…
Zombie SS

Tommy Wirkola to jeden z najbardziej szalonych reżyserów kina głównego nurtu. Zanim pojechał do Hollywood i zepsuł sobie karierę kilkoma niezłymi, acz zupełnie niekasowymi filmami, tworzył kino w swojej rodzimej Norwegii, gdzie zrobił prawdziwą furorę za sprawą Zombie SS. Tytuł tego filmu tłumaczy właściwie wszystko, co powinniście o nim wiedzieć. Akcja rozgrywa się we współczesnej Norwegii, a bohaterowie natrafiają na żywe trupy SS-manów okupujących niegdyś ten kraj. Wszystko za sprawą przeklętego skarbu, strzeżonego przez martwych nazistów. Ach, są też zombie komuniści z Armii Czerwonej, bo jakże by inaczej…
Zombie SS to fenomenalna komedia, która nie bierze się na poważnie, a jednocześnie jednak trochę poważnie podchodzi do tematu. Nie ma w niej aż tak dużo humoru słownego czy sytuacyjnego, zastępuje je makabreska. Wirkola lubi, gdy krew leje się gęsto, flaki latają, a bohaterowie oraz zombie tracą coraz to kolejne kończyny lub inne części ciała. Efekt? Energetyczny koktajl ze śniegu i krwi, który zachwyci fanów i fanki szalonego kina. A sama idea stojąca za żywymi trupami została wykorzystana wręcz po mistrzowsku!
Ładunek

Australijczykom zdarza się czasami kręcić lekko szalone kino, które nic sobie nie robi z zasad sztuki filmowej. Udowodniło to niedawne Złoto czy Surfer, a Ładunek z 2017 r. też zalicza się do tej kategorii filmów – dziwnych, lekko zwariowanych, przesadzonych, ale ostatecznie ciekawych. Nie jest to przy tym produkcja udana, uważam, że to raczej przeciętniak – jest on jednak na tyle mało znany, że postanowiłem umieścić go w tym zestawieniu.
Tym razem apokalipsa zombie rozgrywa się na australijskich bezdrożach. Bohaterowie przez brak wody i pożywienia muszą zejść z bezpiecznej łodzi na niebezpieczny ląd, gdzie napotykają na Aborygenów, miejscowych mieszkańców i zombie. Potem fabuła zaczyna się komplikować, a odgrywający głównego bohatera Martin Freeman musi dużo chodzić. Przynajmniej tak zapamiętałem fabułę, bo film widziałem jakoś tuż po premierze, a więc minęło już od tamtego czasu 7 lub nawet 8 lat. Szmat czasu…
Pamiętam też, że Ładunek zrobił na mnie duże wrażenie, a już wtedy interesowałem się filmami o zombie. Warto więc dać mu szansę!

Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski oraz Gier Online. Obronił filmoznawczy licencjat (o filmie Threads) i magisterkę (o komiksach New Teen Titans i serialu animowanym Młodzi Tytani) na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.