Bardzo lubię filmy o kosmitach, nawet jeśli większość z nich to niskobudżetowy szajs kręcony na jedno kopyto. Mało która produkcja została zrealizowana z pasją i ciekawym pomysłem, choć zdarzają się też perełki, które warto docenić. Wybrałem 10 filmów o kosmitach, które warto zobaczyć. Oto one!
Mała uwaga: kierowałem się jakością, a nie popularnością. W zestawieniu znajduje się kilka klasyków, które rzeczywiście są bardzo dobre, ale też mniej znane produkcje – mam nadzieję, że je docenicie! Nie jest to też ranking, a zestawienie, a więc miejsce na liście nie ma znaczenia.
Obcy – ósmy pasażer Nostromo (1979)
Zestawienie 10 filmów o kosmitach, które warto zobaczyć muszą otworzyć dwa absolutnie kultowe klasyki. Pierwszym z nich jest rzecz jasna Obcy – ósmy pasażer Nostromo. Ridley Scott nakręcił jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy horror science fiction, a zarazem film, który przełamał wiele konwencji obowiązujących w kinie amerykańskim. Nagle okazało się, że w roli głównej można obsadzić kobietę, która przejmie stereotypową rolę męską i poradzi sobie z zagrożeniem znacznie lepiej, niż jakikolwiek mężczyzna. Co więcej, wyszło to tak naturalnie, że Ellen Ripley jest dla mnie wzorem dobrze napisanej twardej postaci kobiecej.
Ale dość o kwestiach płciowych, bo nie one są najważniejsze. Obcy – ósmy pasażer Nostromo opowiada historię załogi statku kosmicznego Nostromo, który transportuje materiały. Gdy złożona ze zwykłych robotników załoga odbiera sygnał SOS z pobliskiej planety, kapitan postanawia udzielić pomocy. Załoganci dowiedzą się, że popełnili śmiertelny błąd i wpuścili na pokład krwiożerczą, kosmiczną bestię, gdy będzie już za późno. Do walki z drapieżnikiem staje Ellen Ripley.
Obcy – ósmy pasażer Nostromo to techniczny majstersztyk. Puste korytarze Nostromo są klaustrofobiczne i wywołują ekstremalny dyskomfort, wzmocniony przez poczucie niepewności oraz zagrożenia. Wygląd ksenomorfa, włącznie z jej pierwszym atakiem na członków statku (kultowa scena z brzuchem) zapadają w pamięć. Scott do perfekcji wykorzystał miejsce akcji, czyli statek kosmiczny oddalony od cywilizacji. Właściwie każdy element filmu jest idealny, włącznie z doskonałą rolą Sigourney Weaver. Kolejne części serii (a szczególnie dwójka) też trzymają poziom, ale nie są aż tak dobre, jak Obcy – ósmy pasażer Nostromo.
Coś (1982)
Drugim klasykiem, który musiał znaleźć się na początku niniejszego zestawienia, jest Coś, czyli jeden z najlepszych filmów Johna Carpentera. Amerykański reżyser nakręcił Obcego – ósmego pasażera Nostromo, ale akcję osadził na placówce naukowej na Antarktydzie i uzupełnił fabułę o jeden, kluczowy szczegół – oto obcy mogą przybierać kształt, wygląd i brzmienie głosu osoby, którą zabiją. Oczywiście ich zachowanie się zmienia, ale nieznacznie. Na tyle, że trudno rozróżnić, kto jest jeszcze człowiekiem, a kto już jest obcym.
Coś jest równie dobre, co Obcy – ósmy pasażer Nostromo. Carpenter świetnie operuje zamkniętą przestrzenią odciętej od świata stacji badawczej, która przypomina wnętrze statku kosmicznego. Praktyczne efekty specjalnie do dzisiaj wyglądają przerażająco, a fabuła nie tylko obfituje w zwroty akcji, ale też budzi ogromny niepokój.
Carpenter wykorzystuje klasyczny motyw kosmitów zastępujących ludzi, znany z powieści „Inwazja porywaczy ciał” Jacka Finney’a oraz szeregu innych, równie popularnych filmów oraz powieści science fiction. Akcja rozgrywa się jednak na terenie odizolowanej, klaustrofobicznej placówki naukowej, co wzmaga poczucie niepokoju. Dużym plusem filmu jest Kurt Russell w roli głównego bohatera. To typowy twardziel, który nie boi się zignorować rozkazów i działać po swojemu. Ale nawet on nie może być pewnym sukcesu w starciu z obcym organizmem…
Władcy marionetek (1994)
Coś, Inwazja porywaczy ciał oraz inne, podobne filmy z reguły opierają się na motywie kosmitów, którzy zajmują miejsce ludzi i wyglądają tak samo jak oni. Ale są też takie dzieła, w których kosmici przejmują kontrolę nad żyjącymi ludźmi, zamiast ich zabijać. Do tego grona zaliczają się Władcy marionetek, czyli zaskakująco udana adaptacja powieści Roberta Heinleina z 1951 roku, wyreżyserowana przez Stuarta Orme’a.
Film opowiada o inwazji kosmicznych pasożytów, przypominających nieco ślimaki. Wżerają się one w układ nerwowy człowieka, przejmując nad nim pełną kontrolę. Co więcej, są w stanie porozumiewać się ze sobą telepatycznie i przekazywać myśli przejętych ludzi. Na ich trop wpadają agenci tajnej sekcji CIA zajmujący się nadzwyczajnymi wydarzeniami, którzy szybko poznają skalę zagrożenia i wypowiadają wojnę obcej rasie pasożytów, zanim ta przejmie całą ludzkość.
Władcy marionetek to nie jest głębokim dramatem, kryjącym się za konwencją science fiction. To raczej typowe kino akcji, opierające się na fabularnych woltach, strzelaninach oraz odkrywaniu coraz to kolejnych tajemnic. Nie ma w tym nic złego, a Orme świetnie prowadzi fabułę, wybierając najważniejsze wydarzenia z książki. Efekty specjalne, włącznie z wyglądem kosmicznych pasożytów, są więcej niż niezłe, podobnie jak gra aktorów. Eric Thal w roli głównego agenta oraz Julie Warner jako naukowczyni wypadają wiarygodnie, ale na pierwszy plan wysuwa się Donald Sutherland jako Andrew Nivens, ojciec bohatera i szef tajnej sekcji CIA. Ważną zaletą Władców marionetek jest też ciekawe i niegłupie zakończenie.
Mroczne spotkanie (2019)
Choć w zestawieniu 10 filmów o kosmitach, które warto zobaczyć znalazło się dużo klasyki, to postanowiłem umieścić w nim kilka nowych produkcji. Temat obcych jest teraz w modzie, głównie w horrorach, które lubią obsadzać przybyszów z kosmosu w roli potworów nie z tego świata. Mroczne spotkanie w reżyserii Carla Strathie nawiązuje do tego nurtu, ale zarazem wprowadza do niego zupełnie świeżą perspektywę, oddając przy okazji hołd klasyce.
Film opowiada o rodzinie małej dziewczynki, która spotyka się w pierwszą rocznicę jej tajemniczego zaginięcia. Dziecko zniknęło z domu właściwie bez śladów, a poszukiwania policji nie dały żadnego rezultatu. Rodzinne spotkanie zakłócają tajemnicze światła na niebie. Czy kosmici stoją za porwaniem dziewczynki?
Mroczne spotkanie wyróżnia się na tle innych horrorów spójną, ciekawą fabułą, w której najważniejsze są tajemnice oraz relacje między postaciami, a warstwa horrorowa znajduje się na drugim planie. Straszne sceny są dość proste i nieźle nakręcone, a wizyta kosmitów staje się pretekstem do opowiedzenia dość wzruszającego dramatu rodzinnego. Fabuła ma kilka dobrych zwrotów akcji, a zakończenie jest zaskakujące, ale przemyślane. Mroczne spotkanie zrealizowano przy dość niskim budżecie, ale mimo to film bardzo dobrze wygląda od strony technicznej i estetycznej, a do tego wiernie oddaje kolorowe realia lat 80. w USA. Serdecznie polecam, bo to proste, ale bardzo dobre kino!
Oni żyją (1988)
Czym byłyby świat spisków i konspiracji bez Oni żyją Johna Carpentera? To kultowe dzieło jak żadne inne oddaje kontrkulturalny charakter lat 80. w USA, a zarazem stanowi jeden z tych filmów, które porównuje się do czerwonej pigułki z Matrixa. Nie jestem pewien, czy zasłużenie, bo Carpenter nakręcił kino rozrywkowe, z prostym przesłaniem, z ambicją zdemaskowania przywar amerykańskiego kapitalizmu, a nie rzekomych spisków. No, ale nie każda metafora jest, jak widać, łatwa do zrozumienia.
Główny bohater Oni żyją, John Nada, to typowy włóczęga, który tuła się po industrialnej Ameryce i ima się różnych tymczasowych prac. Przypadkowo natrafia na trop spisku, który zostaje rozbity przez policję. W jego ręce wpadają okulary przeciwsłoneczne spiskowców. Okazuje się, że pokazują one rzeczywistość taką, jaka jest naprawdę – Amerykanie są inwigilowani przez wszechobecny konsumpcjonizm, a wśród nich ukrywają się kosmici, którzy razem z elitami społecznymi chcą przejąć władzę nad światem. Tak być nie może, więc John łapie za shotguna i gumę do żucia, żeby zrobić porządek.
Oni żyją to film przewrotny. Satyra na amerykańską rzeczywistość późnych lat 80., zmienioną przez reformy Ronalda Reagana, jest tak oczywista, że nie warto o niej pisać. Konsumpcjonizm, rozwarstwienie społeczne, zdradzieckie elity – łatwo to krytykować, ale co Carpenter oferuje w zamian? Film tworzy świetny obraz niższych warstw amerykańskiego społeczeństwa, a John Nada jest nie tylko bohaterem ludowym, ale wręcz rewolucjonistą. Gdy zignorować przesłanie ideowe Oni żyją, okazuje się, że jest to klimatyczne, dobrze nakręcone kino akcji, obfitujące w zwroty akcji oraz sceny bójek. Czyli coś, co miśki takie jak ja lubią najbardziej!
Gra Endera (2013)
Naczytałem się wiele złego o Grze Endera. Film adaptuje kultową powieść Orsona Scotta Carda pod tym samym tytułem. Adaptuje dość niewiernie, bo reżyser, Gavin Hood, zdecydował się na skrócenie i uproszczenie części kluczowych wątków. Książka rzeczywiście jest wybitna, a jej fani mają prawo być rozczarowani, ale uważam, że filmowa adaptacja też jest bardzo dobra. Może nie wybitna, ale Hood uchwycił ducha książki i zdołał przekazać to, co w niej najważniejsze.
Gra Endera opowiada o kilkunastoletnim, tytułowym bohaterze, który trafia do elitarnej, orbitalnej szkoły bojowej, szkolącej dowódców do nadchodzącej wojny z Formidami. Formidzi to rasa kosmicznych robali, które kilkanaście lat wcześniej zaatakowały Ziemię i zabiły miliony ludzi. Teraz ludzkość zamierza przenieść wojnę na ich terytorium i uderzyć prewencyjnie, żeby raz na zawsze wyeliminować zagrożenie z kosmosu. Rzecz w tym, że międzynarodowa flota potrzebuje dowódcy, a do tego celu najlepiej nadają się nastoletnie dzieci, które wyróżniają się refleksem, zdecydowaniem oraz brawurą.
Jak już wspomniałem, Gavin Hood rzeczywiście nie poradził sobie z trudnym zadaniem adaptacji „Gry Endera”. A jednak film sprawdza się jako uproszczona wersja powieści, niejako wydobywająca z niej nieco inne wątki. Gra Endera skupia się na dojrzewaniu, a reżyser umiejętnie buduje relacje pomiędzy młodocianymi bohaterami. Duża w tym zasługa świetnej gry aktorskiej młodej obsady, ze szczególnym uwzględnieniem Asy Butterfielda oraz Haliee Steinfeld. Harrison Ford sprawdza się jako bezwzględny dowódca programu szkoleniowemu, który zrobi wszystko dla osiągnięcia sukcesu, zaś końcowa bitwa chwyta za serce i hipnotyzuje imponującą wizją. Gra Endera to jeden z tych filmów, do których lubię regularnie wracać, nawet jeśli daleko mu do arcydzieła.
The Vast of Night (2019)
Amazon kręci własne filmy i seriale, które trafiają później jako oryginalne produkcje na serwis Prime Video. Robi to znacznie rzadziej, niż Netflix, HBO Max czy Disney Plus, nie mówiąc już o Apple TV+ (ci to mają rozmach!), ale efekty często są godne uwagi. The Vast of Night to jeden z lepszych filmów o kosmitach, jakie widziałem, a zarazem poruszająca opowieść typu coming to age, osadzona w prowincjonalnej Ameryce końca lat 50.
Film jest niezwykle klimatyczny, głównie za sprawą wspomnianej już tematyki. Konserwatywne, kolorowe realia lat 50., połączone z nieco stereotypowym, tajemniczym małym miasteczkiem oraz kilkoma młodocianymi bohaterami sprawiają, że The Vast of Night ogląda się trochę jak kino nowej przygody z lat 80. historia tajemniczych obiektów na niebie, które zakłócają sygnał radiowy i mogą stać za zaginięciami mieszkańców, nie jest specjalnie oryginalna.
Rzeczywiście, fabuła zapewne nie zachwyci wyjadaczy gatunku. Mimo to scenariusz stoi na wysokim poziomie, a The Vast of Night w swojej esencji nie jest filmem o kosmitach, a raczej o odkrywaniu siebie oraz, szerzej, odkrywaniu rzeczywistości. Reżyser, Andrew Patterson, skupia się przede wszystkim na budowaniu klimatu magii i nadnaturalności otaczającej bohaterów, co fajnie kontrastuje z przyziemnymi scenami meczu w szkole. Film jest też świetnie nakręcony, a twórcy włożyli dużo w wysiłku w kwestie techniczne. Na szczególnie wyróżnienie zasługują doskonałe zdjęcia oraz równie dobra muzyka. Polecam, bo zdecydowanie warto!
Uprowadzenie (1993)
Uprowadzenie nie jest dziełem wybitnym, ale to chyba najlepszy film o porwaniu przez obcych, jaki kiedykolwiek widziałem. Wyróżnia się na tle licznych horrorów o tej tematyce zupełnie inną konwencją. Odpowiedzialny za reżyserię Robert Lieberman opowiada historię opartą na rzeczywistych wydarzeniach – a przynajmniej tak twierdzi ich bohater, Travis Walton, który miał zostać uprowadzony przez UFO podczas pracy przy wyrąbie drewna w lesie.
Film nie przyjmuje konwencji horroru, a zamiast tego stawia raczej na kryminał oraz powolne budowanie tajemnicy. Reżyser pokazuje scenę uprowadzenia bohatera, ale zostawia dużo miejsca wyobraźni. Przez większą część scenariusza obserwujemy, jak przyjaciele Waltona go szukają i starają sobie poradzić z zaginięciem. Dopiero w zakończeniu film powraca do konwencji horroru, a reżyser ukazuje porwanie tak z perspektywy głównego bohatera.
Trzeba przyznać, że sekwencja porwania jest zdecydowanie najmocniejszą częścią filmu. O ile większość Uprowadzenia ogląda się nieźle, a fabuła wciąga pod względem emocjonalnym, o tyle zakończenie jest na tyle mocne, że rzeczywiście potrafi przerazić do szpiku kości. Aż człowiekowi odechciewa się łazić po nocy w lesie.
UFO (2018)
UFO to film ze wszech miar wyjątkowy. Nie stawia na akcję, a intryga opiera się na rozważaniach intelektualnych oraz odkrywaniu tajemnicy UFO, które niespodziewanie pojawiło się na lotnisku w Cincinnati. Główny bohater, Derek, to genialny student matematyki. Gdy natrafia na trop UFO, zauważa, że coś jest nie tak – zupełnie, jakby władze chciały zataić sytuację i zastraszyć potencjalnych świadków. Korzystając ze wskazówek zostawionych przez obcych, postanawia się z nimi skontaktować.
Odkrywanie tajemnicy przybyszów z kosmosu jest niezwykle interesujące. Choć stanowi to główną oś fabularną, to reżyser, Ryan Eslinger, na tym nie poprzestaje i wprowadza ciekawe wątki obyczajowe. UFO stanowi portret młodego geniusza, który nie potrafi wpasować się w oczekiwania społeczeństwa – nawet na jego uczelni. Alex Sharp w głównej roli gra wyjątkowo przekonująco, podobnie jak Ella Purnell, która wystąpiła w roli studentki, z którą Derek tworzy niejednoznaczną relację. Wątki obyczajowe wpleciono w scenariusz z gracją, dzięki czemu uzupełniają część science fiction, a nie ją zastępują.
No właśnie, science fiction. Film dość mocno trzyma się części „science”, zapożyczając sporo konceptów z matematyki teoretycznej. Znają je raczej specjaliści, choć Eslinger w wyjątkowo przystępny sposób tłumaczy najważniejsze kwestie, dzięki czemu nawet taki nieuk jak ja był w stanie podążać za fabułą. Dużym plusem filmu jest zakończenie. Finał został wyreżyserowany wzorowo. Satysfakcjonuje, a do tego zostawia widza z mieszanką zaciekawienia, nadziei oraz sceptycyzmu. Czy faktycznie pierwszy kontakt z obcą cywilizacją przebiegnie tak, jak zostało to przedstawione w UFO?
Bliskie spotkania trzeciego stopnia (1977)
Steven Spielberg kilkukrotnie sięgał po temat kosmitów, ale spośród nich tylko Bliskie spotkania trzeciego stopnia są warte uwagi. Tak, wiem, obrażam właśnie fanów E.T., ale co poradzić – jakoś nigdy nie lubiłem filmu o poczciwym, zagubionym przybyszu z gwiazd… Bliskie spotkania trzeciego stopnia są natomiast zupełnie inne. To film tajemniczy, wręcz mistyczny, opowiadający o próbie dotarcia do prawdy. Jest niezwykle klimatyczny, a do tego niepokojący, nawet jeśli ma wyjątkowo optymistyczne przesłanie, przynajmniej na tle reszty dzieł z niniejszego zestawienia.
Główny bohater, Roy Neary, to eklektyk, który bada tajemnicze zakłócenia energetyczne, występujące na terenie prawie całej Indiany. Gdy oświetla go tajemnicze światło, budzi się następnego dnia, ale nie może przestać myśleć o UFO. Postanawia zrobić wszystko, żeby poznać prawdę, którą ukrywa rząd. Tyle opis fabuły, ale film opiera się na próbie poznania prawdy o kosmitach. Bohater odkrywa ją powoli, natrafiając na kolejne wskazówki, które prowadzą go do pewnej znanej góry. Tam rozgrywa się finał opowieści, który wciąż budzi u mnie ciarki na plecach.
Spielberg nakręcił film kultowy, który zdefiniował założenia kina nowej przygody. Warto jednak pamiętać, że Bliskie spotkania trzeciego stopnia to nietypowe dzieło w dorobku reżysera. Jest znacznie bardziej niepokojące i mistyczne, niż inne jego filmy. Pod względem klimatu czerpie trochę z Pikniku pod Wiszącą Skałą, oczywiście za wyjątkiem zakończenia. To klasyk, ale zdecydowanie warto go zobaczyć!
To już wszystko! Tak naprawdę lista powinna być znacznie dłuższa, bo znam co najmniej kilkanaście świetnych filmów o kosmitach, których na niej zabrakło. Ale cóż, nie można mieć wszystkiego. A wy, co uważacie – jakiego filmu zabrakło w tym zestawieniu?
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.