Superbohaterki udowodniły już, że kinowy boxoffice nie jest im straszny, a filmy z kobiecymi protagonistami nie różnią się potencjałem sprzedażowym od reszty komiksowych adaptacji. I tak po sukcesach “Kapitan Marvel” (2019, reż. Anna Boden, Ryan Fleck) oraz “Wonder Woman” (2017, reż. Patty Jenkins) kwestią czasu było powstanie produkcji opowiadającej historię z perspektywy antybohaterki… Albo nawet i kobiecego czarnego charakteru, bo w przypadku Harley Quinn granica jest płynna. Przyznam się, że gdy usłyszałem o tym filmie, miałem pewne obawy dotyczące głównie podjętych przez producentów decyzji. Na szczęście jednak DC zostawiło reżyserce na tyle dużą swobodę, że rollercoaster, którym są “Ptaki nocy”, jest wystarczająco szalony i rozrywkowy.
Harley Quinn po zerwaniu z Jokerem szuka sensu w życiu. Zaadoptowanie hieny krokuty, alkoholowe ekscesy i ormiańskie kanapki zdecydowanie pomagają ulżyć w cierpieniu, ale grana przez Margot Robbie antybohaterka ma problem – straciła nietykalność zapewnioną przez związek z Księciem Zbrodni, a jej głowy na palu pragnie pół Gotham. Dosłownie. A gdy w tę nieciekawą sytuację wmieszany zostaje pewien wartościowy diament, dwóch bardzo złych kolesi oraz kilka dobrych lub niezbyt dobrych kobiet, cała fabuła nabiera rozpędu… No i, rzecz jasna, jeszcze więcej wystrzałowości!
Struktura “Ptaków nocy” to formalny eksces, uosabiający chaotyczną osobowość głównej bohaterki. Zresztą całość fabuły spina narracja Harley Quinn, która wzorem Deadpoola raz za razem łamie czwartą ścianę i komentuje wydarzenia mające miejsce na ekranie. Oczywiście protagonistka niespecjalnie dba o prawdę czy skrupulatność, przez co niektóre sekwencje są przez nią celowo wyolbrzymione lub wymyślane na nowo. Zapożyczenie konwencji od marvelowskiego “Deadpoola” (2016, reż. Tim Miller) okazało się strzałem w dziesiątkę. Gotham w “Ptakach nocy” jest kolorowe, wręcz cukierkowe, zupełnie jak sama Harley. Reżyserce produkcji, Cathy Yan, poprzez taki wybór udało się nie tylko zabawić z konwencją kina superbohaterskiego, ale także dość subtelnie podkreślić nierówności społeczne w Gotham. O ile ten wątek nigdy otwarcie nie wybrzmiewa, jego uosobieniem jest postać Cassandry, młodej złodziejki, która kradnie nie tylko dla zabawy, ale przede wszystkim ze względów ekonomicznych.
Wszechobecny chaos oraz nielinearna narracja dodatkowo zagmatwana przez bezkompromisową narrację Harley z początku fascynuje, lecz szybko zaczyna nużyć, a wręcz irytować. To prawda, że szalona narratorka wymaga podkreślenia swojego podejścia do świata poprzez odpowiednią formę, ale mam wrażenie, że Yan posunęła się odrobinę za daleko. Na szczęście mniej więcej w dwóch trzecich filmu reżyserka wciska pedał hamowania. To właśnie wtedy następuje dość gwałtowna zmiana konwencji, a “Ptaki nocy”, choć wciąż figlarne, stają się znacznie mroczniejsze. Na szczęście ta decyzja jest jak najbardziej trafiona, a odrobina powagi stanowi doskonałą klamrę, która spaja film.
I choć widniejąca w tytule “emancypacja”, a także skład formowanej przez Harley grupy mogły zwiastować sporą dawkę politycznego przesłania, wątki emancypacyjne zostały raczej potraktowane mocno deklaratywnie. Jasne, zbudowana przez protagonistkę ekipa składa się z samych twardych kobiet, zarówno tych ewidentnie dobrych, jak i tych moralnie ambiwalentnych. Tak, to prawda, że zdecydowana większość facetów dostaje od Harley i spółki ostre manto. Ale, tak właściwie, to tyle. Brak tutaj jakiejkolwiek głębszej refleksji nad podjętym tematem, potraktowanym przez reżyserkę jak hasło wyborcze, które ładnie brzmi, ale lepiej nie zagłębiać się w jego szczegóły. Nie uważam przy tym, żeby proste potraktowanie zagadnień politycznych było wadą “Ptaków nocy”, wszak Yan nakręciła pokręcone, szalone widowisko, którego forma musi z natury upraszczać podjętą przezeń tematykę.
Główną siłą filmu jest bez wątpienia fenomenalna strona wizualna. Już nawet wprowadzająca w fabułę krótka animacja ma w sobie coś przykuwającego uwagę, a dalej jest tylko lepiej – pełne kiczu i kolorów Gotham wygląda zniewalająco, a pojawiające się w licznych scenach efekty specjalne dodają kontekstu postaciom i wydarzeniom, wnoszą zabawę konwencjami na wyższy poziom. Całkiem fajnie wypadła także ścieżka dźwiękowa. Odpowiedzialny za nią Daniel Pemberton to świetny fachowiec, który jeszcze nigdy nie zawiódł moich oczekiwań. Muzyka w “Ptakach nocy” może i nie zapada w pamięci tak bardzo jak ta z “Szeptów” (2011, reż. Nick Murphy), ale i tak warta jest docenienia.
Oczywiście cały ten audiowizualny przepych byłby na nic, gdyby nie fenomenalna gra Margot Robbie, której charyzma dźwiga na barkach film. Gdyby inna aktorka wcieliła się w rolę Harley Queen, ciągłe monologi z offu byłyby co najmniej irytujące. Robbie jednak ewidentnie żyje tą postacią i jest w każdym calu autentyczna. Australijska aktorka musiała wyśmienicie bawić się na planie filmu, dzięki czemu udało jej się oddać podejście do życia afirmowane przez protagonistkę. Nieco gorzej natomiast jest na drugim planie. O ile Ewan McGregor w roli Romana Sionisa z umiarkowanym sukcesem dwoi się i troi, by marnie napisaną postać przekuć w wiarygodnego antagonistę, o tyle ekipa Harley wypada dość blado. Jurnee Smollett-Bell w roli Czarnego Kanarka wygląda na zagubioną, a Mary Elizabeth Winstead jako łowczyni jest nieprzyjemnie sztywna, jakby porwana z planu zdjęciowego innego filmu. Sytuację ratuje Rosie Perez jako Montoya, stereotypowa twarda policjantka, której nie brakuje wigoru, a także Ella Jay Basco jako Cassandra. Szczególnie ta ostatnia dostała trudne zadanie, w końcu zagranie charyzmatycznej, zagubionej nastolatki to niełatwa rzecz. Na szczęście młoda aktorka poradziła sobie wyśmienicie, a jej postać nie zniknęła w blasku bijącym od Harley Quinn.
Gdybym miał określić “Ptaki nocy” jednym zdaniem, napisałbym, że jest to kopia “Deadpoola”, która adoptuje elementy charakterystyczne dla DC z całym dobrodziejstwem inwentarza. Zadeklarowane, nierozwinięte wątki emancypacyjne, denerwujący od pewnego momentu chaos i problemy na aktorskim drugim planie prawdopodobnie zirytują wielu widzów, ale mnie na szczęście nie odebrały przyjemności z seansu. Yan z powodzeniem wykorzystała otrzymaną od producentów swobodę, dzięki której nakręciła odjechany, pełen energii film. “Ptaki nocy” to kolejny dowód na to, że filmowe uniwersum DC zmierza we właściwym kierunku. Oby nadchodzące “Wonder Woman 1984” potwierdziło taki stan rzeczy.
- oryginalny tytuł: Birds of Prey (And the Fantabulous Emancipation of One Harley Quinn)
- data premiery: 2020
- gatunek: superbohaterowie
- reżyseria: Cathy Yan
- scenariusz: Christina Hodson
- aktorzy: Margot Robbie, Mary Elizabeth Winstead, Ewan McGregor, Jurnee Smollett-Bell, Rosie Perez, Ella Jay Basco
- moja ocena: 7/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.