Kino kocha kontrowersje, nawet jeśli skandale obyczajowe czasami robią filmom niedźwiedzią przysługę. Chyba właśnie to stało się w przypadku Nie martw się, kochanie, bo kolorowa prasa przez długi czas żyła romansem Olivii Wilde i Harry’ego Stylesa, a także demonstracyjnym zachowaniem Florence Pugh, która zrobiła wszystko, by wyrazić dezaprobatę wobec reżyserki. Niestety film znalazł się w cieniu tej afery, a szkoda, bo to całkiem udany thriller. Całkiem, bo niektóre elementy Nie martw się, kochanie zwyczajnie nie wyszły tak, jak wyjść powinny.
Lata 50. Alice Chambers mieszka w miasteczku Victoria z mężem, Jackiem. Para wiedzie szczęśliwe życie – ona zajmuje się domem i dba o ukochanego, on co dzień jeździ do pobliskiego bunkra i ciężko pracuje na ich utrzymanie. Choć Victoria jest z pozoru perfekcyjna, to Alice zauważa, że coś tutaj nie gra. Miasteczko leży na środku pustyni i jest całkowicie odizolowane, kobietom nie wolno oddalać się poza jego obręb, a mężczyźni nie wyjaśniają, na czym polega ich praca. Jaką tajemnicę kryje Victoria?
Nie martw się kochanie to typowy thriller oparty na tajemnicy, którą odkrywamy wspólnie z główną bohaterką. Od pierwszych scen wiemy, że coś jest mocno nie tak, a idealny świat, w jakim żyje Alice skrywa straszny sekret. Nie będę wam zdradzał zakończenia – jeśli go jeszcze nie znacie, to radzę unikać spoilerów, bo tajemnica stanowi największą zaletę dzieła Olivii Wilde. Reżyserka całkiem sprawnie stopniuje napięcie i wprowadza coraz to kolejne sygnały popychające główną bohaterkę do poszukiwania prawdy. Czasami są to nieźle skrojone metafory przedstawiające stan psychiczny Alice, innym razem Wilde sięga po mocno już ograne klisze, które raczej nudzą, niż ciekawią.
Sam pomysł na film jest naprawdę niezły – fabularną woltę trudno jest przewidzieć, a niesie ona za sobą dość ponure implikacje. Zakończenie Nie martw się, kochanie jest ciekawe, ale brakuje w nim fajerwerków. Gdy maski zostają odkryte i poznajemy tajemnicę, fabuła się zwyczajnie rozłazi. Można powiedzieć, że brakuje kropki nad i, bo niektóre wątki podjęte przez Wilde (feministyczne przesłanie, analiza patriarchatu w latach 50) są niemal niewykorzystane. A szkoda, bo aż prosiło się o dosadny komentarz ze strony reżyserki.
Na szczęście pierwsza część Nie martw się, kochanie, dużo dłuższa od drugiej, jest zdecydowanie najlepsza. Proces dochodzenia do prawdy przez Alice ogląda się z zaciekawieniem, nawet jeśli film ma dość powolne tempo. Duża w tym zasługa Florence Pugh, jednej z moich ulubionych aktorek, która również i tym razem wręcz lśni w roli gospodyni domowej. Harry Styles grający jej męża zaliczył poprawny występ, tak samo jak reszta obsady, na czele z szarmanckim, nieco diabolicznym Chrisem Pinem.
Ogromną zaletą filmu jest warstwa wizualna, która nadrabia wszystkie scenariuszowe niedociągnięcia. Nie martw się, kochanie wygląda świetnie – widać to na przykładzie doskonale oddanej estetyki lat 50, podkreślonej przez mocne, krzykliwe kolory i oszałamiająco piękne ubrania. Reżyserka zestawia to z surowym pejzażem pustyni i unoszącym się w powietrzu pyłem, co dodatkowo podkreśla osamotnienie i wyobcowanie głównej bohaterki.
Nie martw się, kochanie to dzieło na jeden raz. Tajemnica, niesamowity klimat lat 50 oraz świetny występ Florence Pugh sprawiły, że seans filmu był wyjątkowo przyjemny, nawet jeśli scenariusz ma kilka słabych punktów. Nie jest to dzieło, które zapamiętam na długie lata, ale na pewno nie żałuję wycieczki do kina.
- oryginalny tytuł: Don’t Worry Darling
- data premiery: 2022
- gatunek: thriller
- reżyseria: Olivia Wilde
- scenariusz: Katie Silberman, Carey Van Dyke
- aktorzy: Florence Pugh, Harry Styles, Chris Pine, Olivia Wilde, Gemma Chan
- moja ocena: 7/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.