Netflix nie umie w fantasy – czwarty sezon Wiedźmina to porażka

Reklama

Pisanie recenzji Wiedźmina od Netflixa przypomina spacer po polu minowym – każdy krok przynosi ze sobą wybuch rozczarowania (ba dum, tss!). A czwarty sezon tylko potwierdza, że Netflix kompletnie nie rozumie, czym jest dobre fantasy. Dlaczego? Cóż, opinie na temat serialu są podzielone, a poza głośną mniejszością oburzonych fanów istnieje też milcząca większość, której nastawienie nie jest jednoznacznie negatywne.

Mógłbym oczywiście zjechać czwarty sezon Wiedźmina od prawa do lewa – to wdzięczny cel do zjadliwej krytyki – chciałbym jednak pochylić się nad szerszym problemem wielkich, serialowych widowisk fantasy. Dlaczego większość z nich kończy się artystyczną porażką mimo budżetów sięgających setek milionów dolarów?

Porażka czwartego sezonu Wiedźmina to nie tylko wina scenariusza

Czytałem i oglądałem zdecydowanie za dużo recenzji netflixowego Wiedźmina – dotyczy to każdego z dotychczasowych sezonów. Niestety, czwarty sezon niczego nie naprawił, a jedynie utrzymał stabilny, choć żenująco niski poziom. By oddać cesarzowi, co cesarskie – showrunnerzy nie mieli zbyt wiele przestrzeni do manewru, bo poprzednimi sezonami zapędzili się w kozi róg. Z gówna bata nie ukręcisz – przy takim nagromadzeniu głupot, nielogiczności i zmian względem książek po prostu nie dało się nic zrobić.

Widziałem jednak głosy, że porażka Wiedźmina od Netflixa to tylko i wyłącznie wina scenariusza, a konkretniej zmian wprowadzonych przez nieomylną showrunnerkę Lauren Hissrich i jej niewątpliwie wybitnych współpracowników. Cóż, sam zarzut jest słuszny – scenarzyści wzięli fabułę oryginalnej sagi wiedźmińskiej i przepuścili ją przez maszynkę do mięsa, czego efektem jest niesmaczna, śmierdząca papka. Problem w tym, że dodatki mające poprawić smak, zapach i wygląd tej papki – czyli słynne production value, jak to mówią merkantylni Amerykanie – również są słabe. A nikt przecież nie lubi, jeśli produkt premium (221 mln dolarów budżetu czwartego sezonu!) smakuje jak najtańsza mielonka z dyskontu.

Celowo wszedłem w kapitalistyczną logikę, nazywając serial „produktem” i używając języka, jakim posługują się księgowi z Netflixa, a nie twórcy filmowi. Dlaczego? Cóż, kultura popularna jest stowaryzowana, a tabelki w Excelu rządzą nią w równym, a może i większym stopniu niż artyści. Uważam jednak, że kiedyś była to jej zaleta – dziś jednak zmieniła się ona w wadę, bowiem za tworzenie seriali biorą się ludzie niekompetentni. Brak doświadczenia i talentu showrunnerów, a także prymat tabelek nad wizją artystyczną, to główne przyczyny upadku fantasy jako gatunku filmowego i telewizyjnego. Przyjrzyjmy się tym kwestiom na przykładzie czwartego sezonu Wiedźmina.

Czwarty sezon Wiedźmina, czyli jak wyrzucić 221 mln dolarów w błoto

221 mln dolarów to ogromna suma, ale pamiętajmy, że kręcona równolegle trylogia Władcy Pierścieni kosztowała 281 mln dolarów, a to – po uwzględnieniu inflacji – w 2025 roku daje około 545 mln dolarów, czyli niemal dwa razy tyle, co czwarty sezon Wiedźmina. Gdy wziąć pod uwagę metraż, okazuje się, że każda minuta Władcy Pierścieni kosztowała niemal dwa razy tyle, co minuta czwartego sezonu Wiedźmina. Porównanie trylogii kinowej z serialem na platformę streamingową jest z natury rzeczy asymetryczne, ale daje pojęcie o skali błędów produkcyjnych Netflixa. Zresztą producenci filmowej trylogii zastosowali kilka sprytnych sposobów na redukcję kosztów. I tu właśnie pies jest pogrzebany – producenci Wiedźmina nie oszczędzali, co okazało się dużym błędem.

Peter Jackson jeszcze przed rozpoczęciem zdjęć do Władcy Pierścieni zaplanował i opisał wszystkie lokacje – zarówno kluczowe, jak i te mniej istotne – które później służyły mu przez cały czas kręcenia trylogii. Twórcy Wiedźmina ewidentnie pokpili tę kwestię, bo co sezon zmieniają większość scenografii, kostiumów i rekwizytów. Jaki to ma sens, aby za każdym razem dokonywać tak kosztownych zmian? Napisałbym, że żaden, ale nie chcę narazić się na zarzut, że odpowiadam na własne pytania retoryczne.

Reklama

Zresztą zmiany scenografii mają konsekwencje nie tylko wizualne, lecz także fabularne – wprowadzają ogromny chaos do narracji. Jako widz obeznany z książkami Sapkowskiego, podczas seansu właściwie nigdy nie miałem pojęcia, gdzie akurat znajdują się bohaterowie. Czwarty sezon Wiedźmina nie ma też żadnych charakterystycznych lokacji – nawet zamki są prawie takie same. Podobny problem dotyczy również kostiumów. Pamiętacie słynne „mosznohełmy” Nilfgaardczyków z pierwszego sezonu? Oto one, tak dla przypomnienia:

"mosznohełmy" Nilfgaardu

Wygląd żołnierzy Nilfgaardu zmienia się co sezon, co tylko potęguje chaos. Tak nie da się tworzyć świata przedstawionego, a przecież światotwórstwo to jeden z głównych powodów, dla których oglądamy seriale fantasy. Zresztą rekwizyty w Wiedźminie wyglądają, jakby piętnaście minut przed włączeniem kamery zjechały z linii produkcyjnej. Gdyby używano ich z sezonu na sezon, zdążyłyby się naturalnie sfatygować. Już pomijam, że można je celowo postarzyć dla realizmu – ale twórcy serialu są na to ewidentnie zbyt głupi lub zbyt leniwi.

Dlaczego Wiedźmin Netflixa wygląda tak sztucznie?

Większość współczesnych seriali fantasy sprawia wrażenie sztuczności. Owa sztuczność – rozumiana jako kategoria estetyczna – często pojawia się jako zarzut w recenzjach czwartego sezonu Wiedźmina, ale mało kto zastanawia się, skąd właściwie się bierze. Przecież nie jest zamierzona przez twórców. Poza wspomnianymi błyszczącymi nowością rekwizytami i kostiumami (oraz fryzurami niektórych aktorów – Ciri chyba codziennie chodzi do kosmetyczki i fryzjerki), winne jest oświetlenie.

Wiedźmin jest oświetlony bardzo podręcznikowo, czyli – mówiąc wprost – za pomocą sztucznego światła reflektorów. Taki zabieg sprawdza się w klasycznych serialach telewizyjnych czy hollywoodzkich dramatach obyczajowych, ale nie w światach fantasy, gdzie przecież nie ma elektryczności! Wierzcie lub nie, ale wygląd filmu zależy właśnie od oświetlenia. Seriale fantasy powinny być oświetlone ciepłym, żółtym światłem imitującym świece, ogień i promienie słoneczne. Tymczasem w Wiedźminie postawiono na reflektory, przez co światło z licznych świec (które dla operatorów są najwyraźniej tylko dekoracją) ginie w blasku miękkiego światła pozakadrowego. A przecież to właśnie światło decyduje o tym, czy wierzymy w świat przedstawiony, czy też widzimy tylko aktorów stojących na planie filmowym.

Dlaczego w Wiedźminie Netflixa są takie problemy ze światłem? Powody są dwa – koszty oraz brak talentu. Znacznie trudniej jest zaplanować oświetlenie naturalnym światłem, szczególnie w dużych pomieszczeniach planu filmowego; wymaga to specjalistycznego sprzętu i, co ważniejsze, wyczucia, którego nie da się nauczyć z podręcznika. Jest też czasochłonne (ustawianie źródeł oświetlenia zajmuje co najmniej kilka godzin, operatorzy zaczynają pracę na planie jeszcze w nocy lub wcześnie nad ranem), a jak wiadomo czas to pieniądz. W szkołach operatorskich uczą głównie tradycyjnego dla Hollywood sposobu oświetlania sztucznym światłem reflektorów, a Netflix niestety nie sięga po najlepszych operatorów, bo ci są zbyt drodzy. Szkoda, bo tak duży budżet powinien to udźwignąć…

Reklama

Chaos zamiast wizji artystycznej to zguba seriali fantasy

Jest pewien drażliwy temat, który w przypadku Wiedźmina od Netflixa przerodził się w polityczną dyskusję – mowa oczywiście o castingu. Nie chodzi o samą różnorodność – dla tej jest jak najbardziej miejsce w fantasy, zresztą w świecie Wiedźmina jest pełno postaci kolorowych i niewpisujących się w stereotypy płciowe lub społeczne – ale o to, że nikt nie pilnuje spójności świata i charakteru postaci. Abstrahując od tego, czy mamy do czynienia z rasizmem, seksizmem czy jeszcze innym „izmem”, showrunnerzy po prostu nie potrafią dobierać aktorów do ról. Mniej więcej połowa obsady nie pasuje do swoich postaci, a najbardziej traci na tym Laurence Fishburne jako Regis – wybitny aktor, ale kompletnie nietrafiony castingowo. Niestety, wielu zatrudnionych aktorów jest też zwyczajnie słabych, i to nie tylko z winy scenariusza. Dotyczy to również postaci pierwszoplanowych.

Dla przykładu, Liam Hemsworth może i ma doskonałe warunki fizyczne oraz naturalny talent do kaskaderki (pod tym względem wypada lepiej od Henry’ego Cavilla), ale jego twarz jest pozbawiona emocji – martwa jak kłoda. Niestety, seriale fantasy pozostaną artystycznie nieudane, jeśli zatrudnia się słabych aktorów w źle dobranych rolach. Bo gdy zawiedzie warstwa dramatyczna, pozostaną tylko sceny akcji i efekty specjalne – a to zdecydowanie za mało, aby odnieść sukces i zaangażować widzów na dłużej.

Co dalej z fantasy w kinie i telewizji?

Czwarty sezon Wiedźmina od Netflixa stanowi smutne podsumowanie problemów współczesnego fantasy – widowiskowego i kosztownego, lecz pozbawionego duszy. Netflix raz jeszcze udowadnia, że nawet największe pieniądze nie zastąpią talentu, precyzyjnego planowania oraz spójnej wizji artystycznej. Zmieniane co sezon lokacje, chaotyczne kostiumy i płaskie oświetlenie tworzą obraz plastikowego świata, który nie ma w sobie ani realizmu, ani magii. Serial, zamiast wciągać widza w uniwersum Sapkowskiego, odpycha sztucznością i estetycznym bałaganem – jakby nikt w Netflixie naprawdę nie rozumiał, dlaczego ludzie kochają sagę wiedźmińską.

Upadek Wiedźmina to nie tylko kwestia złego scenariusza czy nietrafionego castingu, lecz symptom głębszej choroby toczącej współczesną kulturę masową – mowa o prymacie tabelki Excela nad artyzmem. Netflix, próbując zamienić sagę wiedźmińską w „produkt premium”, stworzył coś, co przypomina raczej drogi, plastikowy gadżet: błyszczący, kolorowy, ale pozbawiony prawdziwej wartości. To właśnie brak kompetencji twórców i zrozumienia materiału źródłowego (a więc rzetelnego odrobienia “pracy domowej”) sprawia, że kolejne seriale fantasy – zamiast ożywiać wyobraźnię – stają się jej karykaturą. A czwarty sezon Wiedźmina jest tego najlepszym przykładem.

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij