Polskie kino historyczne ostatnimi laty jest w tragicznym stanie. Ciarki mi po plecach przechodzą, gdy przypomnę sobie “1920 Bitwę Warszawską”, film tragiczny zarówno scenariuszowo, jak i realizacyjnie. Polscy twórcy za wszelką cenę starają się jednak powtórzyć sukces filmowej adaptacji trylogii Sienkiewicza by wzorem Hoffmana zapisać się złotymi zgłoskami w annałach polskiej kinematografii. A że filmy historyczne są drogie, ciężko jest znaleźć wystarczająco sponsorów chętnych do sypnięcia groszem na ich realizację. “Legiony” otwiera imponująca lista instytucji, które wyłożyły pieniądze na produkcję – sekwencja otwierająca z czołówkami koproducentów trwa około dwóch minut (sic!) i zapowiada pełnokrwiste widowisko. A więc mamy rozmach, ogromne pieniądze, a do tego reżyserskie umiejętności Dariusza Gajewskiego… Co mogło pójść nie tak?
“Legiony” opowiadają historię trójki młodych Polaków działających w tytułowej formacji wojskowej. Ola jest sanitariuszką, ale nie boi się chwycić za rewolwer, czy wykonywać niebezpieczne akcje szpiegowskie. Tadeusz to jej narzeczony, ot, wyedukowany chłopak z dobrego, inteligenckiego domu, bez żadnych wyróżniających go cech charakteru. Józek zaś zdezerterował z carskiego wojska i chciałby dostać się do rodzinnej Łodzi. Gdy doganiają go rosyjscy żołnierze, śmierć zagląda chłopakowi w oczy. Ratują go jednak dziarscy legioniści niosący transport karabinów. Raczej z siły rozpędu niż szczerego patriotyzmu Józek postanawia pójść za polskim wojskiem, w którym spotyka Olę…
Odpowiadając na pytanie z pierwszego akapitu: scenariusz. Pójść nie tak mógł scenariusz. I faktycznie, na złość twórcom, poszedł on nie tak. “Legiony” cierpią na bolączkę charakterystyczną dla polskiego kina historycznego – całkowicie zbędny, tani melodramatyzm. Wątek miłosny, który stanowił najsłabszy element świetnego przecież “Ogniem i mieczem”, w przypadku dzieła Gajewskiego stanowi nie tyle gwóźdź do trumny, co trumnę jako taką. To właśnie romantyczny trójkąt pomiędzy Olą, Tadeuszem i Józkiem jest głównym tematem filmu, a wszystkie inne jego elementy – tło historyczne czy sposób przedstawienia wojny są wobec wątku miłosnego wtórne.
Niestety scenarzyści filmu uraczyli nas płaskimi postaciami żywcem wyjętymi ze słabych opowiastek miłosnych pisanych przez egzaltowane licealistki. Nie umniejszając rzecz jasna zdolnościom twórczym licealistek – autorkom co najmniej kilku blogowych opowiadań, które zdarzyło mi się przeczytać, udało się wykreować lepsze i ciekawsze postacie niż czwórce scenarzystów “Legionów”. Tadeusz tak właściwie nie ma osobowości, jest jedynie użytecznym dla fabuły narzędziem, które po spełnieniu funkcji można schować do piwnicy, by po jakimś czasie, wzorem deus ex machina, bez wyjaśnień wrzucić z powrotem w bieg przedstawionej na ekranie historii i domknąć główny wątek. Postać Oli sprowadzona jest do połączenia gorszej wersji Lorraine Broughton z “Atomic Blonde” ze schematem dziewczyny z harlequinów, która musi wybrać spośród dwóch kochających ją mężczyzn. Nie pomaga w tym wszystkim mierny występ Bartosza Gelnera i Wiktorii Wolańskiej, którzy nie są w stanie wydobyć ze swych postaci jakichkolwiek emocji czy nadać im chociażby pozorów wiarygodności i złożoności.
Z miłosnego trio najbliżej do postaci z krwi i kości jest granemu przez Sebastiana Fabijańskiego Józkowi. Jako jedyny przechodzi w filmie jakąkolwiek drogę, która skutkuje przemianą charakteru jego postaci. Fabijański potrafi zagrać szarmanckiego młodzieńca, który nie zważa na zasady, a pragmatyzm Józka dodatkowo sprawia, że widzowie mogą go zwyczajnie polubić. Nie jest to może postać wybitna, a efekt przemiany tej postaci jest karykaturalnie niewiarygodny, ale Józek sprawdziłby się jako główny bohater historycznego blockbustera. Problem w tym, że “Legiony” nie opowiadają o postaci granej przez Fabijańskiego, a o całości miłosnego trójkącika, w którym relacje pomiędzy bohaterami zostały całkowicie położone przez słabe scenopisarstwo. Ach, no i niewiele w tym wszystkim historii i samych legionów – I wojna światowa gdzieś tam jest, w tle fabuły, i na dobrą sprawę powraca do filmu na jedynie dwie sceny batalistyczne. Nie da się też z „Legionów” niczego dowiedzieć, bowiem nielicznym wydarzeniom historycznym przedstawionym na ekranie odebrano jakikolwiek kontekst.
Jeżeli chodzi o postacie drugoplanowe, to raz jest lepiej, a raz gorzej. Legioniści, poza głównymi bohaterami i dowódcą oddziału, są bezbarwną masą młodych żołnierzy, którzy postanowili wyruszyć na wojenkę. Ich wrodzony optymizm, wielokrotnie wizualnie podkreślony przez reżysera, kłóci się z wymową fragmentów “Legionów” przedstawiających wojnę jako piekło. Świetnie natomiast spisał się Mirosław Baka, który wcielił się Króla, wspomnianego przed momentem dowódcę oddziału legionistów. Jego postać faktycznie czaruje charyzmą i wypada wiarygodnie jako wzór patriotycznych cnót. Niestety scena jego pierwszej konfrontacji z dawnym kolegą z carskiej armii, kapitanem Złotnickim, jest tak przepełniona historyczną propagandą starającą się łopatologicznie umoralnić widzów, że aż w efekcie niestrawna. Zresztą grany przez Grzegorza Małeckiego kapitan carskiej armii jest postacią przeszarżowaną, zupełnie niepotrzebnie mającą w sobie coś z komiksowego złoczyńcy, a nie wiarygodnej postaci z dramatu historycznego. Co ciekawe, paradoksalnie najlepszą sceną filmu jest druga konfrontacja Króla ze Złotnickim, która faktycznie wywołuje dużo emocji i doskonale, z odpowiednią dozą subtelności przekazuje przesłanie reżysera. Szkoda tylko, że jedna jaskółka wiosny nie czyni.
Porażka fabuły “Legionów” budzi ogromny smutek szczególnie ze względu na więcej niż udaną estetykę filmu. Gajewski doskonale wykorzystał otrzymany budżet i postanowił postawić na imponujący rozmach. Kostiumy i scenografia czarują pięknem, realizmem i przepychem. W kilku scenach reżyserowi udało się także sprawnie uchwycić klimat życia codziennego epoki. Ujęcia bitewne ukazujące szarżę pod Rokitną czy starcie pod Kostiuchnówką wizualnie zachwycą każdego fana wojskowości. I o ile sceny walk w “Legionach” stanowią ucztę dla oczu, o tyle wylewający się z nich patos, dodatkowo podkreślony przez przesadzoną muzykę, skontrastowane z umierającymi na ekranie żołnierzami tworzą nieprzyjemny dysonans.
Szarża pod Rokitną przypomina estetycznie szarżę Gondorczyków na Osgiliath ukazany we “Władcy Pierścieni: Powrocie Króla”. W obu przypadkach reżyserzy perfekcyjnie wywiązali się z zadania od strony technicznej oraz estetycznej. U Jacksona jednak wspomniana scena wnosi wiele do fabuły filmu – poprzez straceńcze poświęcenie ukazuje szaleństwo Denethora, a także beznadzieję i rozpacz obrońców Minas Tirith. Gajewski natomiast chciałby w ten sposób zbudować martyrologię wokół polskich ułanów. Zabieg ten jednak nie odnosi rezultatu, bowiem szarża pod Rokitną była bezsensowną decyzją generalicji, w wyniku której zginęło pięćdziesięciu ośmiu ułanów… I tyle. Rosyjskich fortyfikacji nie zdobyto, a atak nie miał żadnego znaczenia taktycznego. Takie romantyzowanie głupich decyzji dowódców, w wyniku których na próżno ginęli polscy żołnierze, budzi we mnie niesmak. Gajewski powinien był skupić się na tragedii ułanów i bezsensie ich poświęcenia, a nie na przesadzonej heroizacji ich sylwetek.
“Legiony” miały wystarczająco pieniędzy i na tyle utalentowanego reżysera, by stać się bardzo dobrym widowiskiem, które nie tylko przedstawiałoby odbiorcom historię polskich legionów i zmagań o niepodległość podczas I wojny światowej, ale także opowiedziałoby o postaciach z krwi i kości. Zamiast tego Gajewski zaprezentował widzom mdły, nieciekawy melodramat, dla którego sceny batalistyczne i tło historyczne są tylko odskocznią od nieudanych prób budowania relacji pomiędzy papierowymi postaciami. A szkoda, bo film miał ogromny potencjał do bycia ważkim dramatem historycznym. Nie spodziewałem się, że to napiszę, ale znacznie znacznie lepszy od “Legionów” okazał się być, wbrew moim przypuszczeniom, konkurencyjny “Piłsudski”, którego recenzję przeczytać możecie tutaj.
Jeżeli chcesz zobaczyć Legiony w legalnym źródle, film znajdziesz na Player+.
- oryginalny tytuł: Legiony
- data premiery: 2019
- gatunek: dramat historyczny
- reżyseria: Dariusz Gajewski
- scenariusz: Dariusz Gajewski, Tomasz Łysiak, Michał Godzic, Maciej Pawlicki
- aktorzy: Sebastian Fabijański, Bartosz Gelner, Wiktoria Wolańska, Mirosław Baka, Grzegorz Małecki, Borys Szyc, Piotr Cyrwus
- moja ocena: 3,5/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.
Jak wygram w Totka, to nakręcę porno remake Legionów, będzie wielka orgia z Kozakami i finałowy trójkąt na dwa baty legionisty, żołnierza Armii Hallera i sanitariuszki, to będzie symbolizować połączenie trzech zaborów. Taki film zapisałby się złotymi zgłoskami w analach polskiej kinematografii.