Lądowanie na Księżycu było spiskiem. Recenzuję Koziorożec Jeden (1977)

Reklama

Gdy w 1977 roku na ekrany polskich kin wszedł amerykański Koziorożec Jeden, kulturalni decydenci PRL-u musieli z zadowolenia aż zacierać ręce. Wszak oto powstał wyprodukowany za Zachodzie film, który punktuje wady kapitalistycznego społeczeństwa, krytykuje władze USA i pośrednio podważa jeden z największych sukcesów Ameryki – lądowanie na Księżycu. Cóż, jeżeli taka reakcja władz PRL-u faktycznie miała miejsce, pozostaje mi współczuć komunistycznym cenzorom. Wyreżyserowany przez Petera Hyamsa Koziorożec Jeden nie jest bowiem w żadnej mierze próbą afirmacji teorii spiskowych, a wręcz, ironicznie, zdemaskowaniem absurdalnych twierdzeń, w które wierzą wyznawcy teorii o rządowych konspiracjach.

Plakat filmu Koziorożec Jeden (1997)
Plakat filmu

Brubaker, Willis i Walker to trójka szanowanych astronautów, którzy wyruszyć mają w niemal roczną podróż na Marsa. Systemy statku kosmicznego zostały sprawdzone, a tłum obserwatorów z wiceprezydentem zebrał na trybunach przed rakietą. Wszystko wydaje się być gotowe do startu, gdy nagle Brubaker, Willis i Walker zostają potajemnie wyproszeni ze statku i zabrani do starej bazy wojskowej. Zdziwieni astronauci szybko dowiadują się prawdy – ze względu na problem z systemem podtrzymywania życia załogowy lot na Marsa jest niemożliwy, a amerykański rząd postanowił symulować misję w studio nagraniowym. Trójka bohaterów musi podjąć trudną decyzję. Albo wezmą udział w spisku, albo ich rodziny znajdą się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.

Amerykanie uwielbiają spiski, szczególnie jeśli dotyczą one ich własnego rządu. Powodu owego zamiłowania nie znam, choć się domyślam – być może tendencja ta spowodowana jest silnym przywiązaniem mieszkańców USA do wolności i indywidualizmu. Tak czy siak Koziorożec Jeden wykorzystuje nieufność Amerykanów wobec własnego rządu w bardzo kompleksowy sposób – prosty z pozoru spisek nie ogranicza się tylko do NASA, a sięga, hm, nie wiadomo właściwie dokąd. Hyams w zakończeniu nie daje łatwych odpowiedzi na pytania, które pojawiają się w trakcie seansu. Oczy widzów są dodatkowo zamydlone przez postać dr. Kellowaya. Przedstawia się on jako idealista wierzący w podbój kosmosu, a tak naprawdę okazuje się być wypalonym karierowiczem, który swoje ideały dawno porzucił na rzecz cynizmu.

Niestety pod względem fabularnym film jest co najwyżej przeciętny. Hyams postawił na syntezę kilku gatunków – Koziorożec Jeden ma w sobie elementy kina SF (załogowa misja na Marsa), thrillera politycznego (rządowa konspiracja) oraz dziennikarskiego (reportem wpadający na trop spisku), a nawet filmu przygodowego (ucieczka astronautów przez pustynię). Taki miszmasz udać się mógł tylko w przypadku doskonałego wyważenia składników. Mimo kilku niezłych scen Hyams nie poradził sobie z udźwignięciem ciężaru. Wątkiem politycznym brakuje odpowiedniego ciężaru, dziennikarskie śledztwo jest zarysowane zbyt pobieżnie, a sceny na pustyni wydają się być wycięte z marnej podróbki Indiany Jonesa. Szczytem absurdu jest typowo hollywoodzka, mdła końcówka, wyreżyserowana tak beznadziejnie, że aż mózg paruje.

Reklama

Mimo poważnych uwag wobec fabuły uważam, że Koziorożec Jeden jest całkiem znośną produkcją. Film ma przede wszystkim bardzo dziwny klimat, który jest rezultatem skrytykowanego wyżej gatunkowego miszmaszu. Sporą zasługę ma w tym wszystkim strona techniczna filmu. Hyams w wielu scenach odchodzi od zasady “show, don’t tell”. Wbrew pozorom uważam, że decyzja reżysera okazała się być słuszna – wypowiedzi postaci napisane są z polotem i błyskotliwością, dzięki czemu dialogi są najlepszym elementem filmu. Przyznam się natomiast, że bardzo nie spodobał mi się styl Hyamsa. Reżyser nadużywa montażu równoległego, a zbyt częste wykorzystanie tego zabiegu całkowicie zabija wywoływany przezeń efekt. Mocno przeciętnie wyszły także sceny pościgów powietrznych – pomimo dobrych efektów specjalnych nie udało się uniknąć charakterystycznej dla filmów z lat 70 sztuczności akcji.

Choć Koziorożec Jeden stanowił paliwo dla zwolenników teorii spiskowej o fałszywym lądowaniu na Księżycu, film w doskonały sposób pokazuje, że tego typu zabieg musiałby kiedyś wyjść na jaw. Ilość zasobów zaangażowanych przez rząd USA do zatuszowania spisku jest gigantyczna, a przy tak dużej liczbie osób biorących w konspiracji prawda prędzej czy później musi wyjść na jaw. Cóż to za ironia losu – film traktujący o braku możliwości istnienia sekretnych, rządowych spisków staje się dowodem na rzekomy spisek… Ech, Ameryka.

Niestety dzieło Hyamsa to typowy średniak, który nie wyróżnia się ani scenariuszem, ani realizacją. Kilka dość niezłych scen oraz bardzo ciekawy pomysł na fabułę nie równoważą przeciętnego wykonania oraz braku napięcia. Najbardziej zabrakło mi w filmie emocji, które towarzyszyć powinny zarówno znajdującym się w nieciekawej sytuacji głównym bohaterom, jak i prowadzącemu śledztwo dziennikarzowi. A Hyams, niestety, nie chciał lub nie potrafił owych emocji wydobyć. Koziorożca Jeden polecam zwolennikom teorii spiskowych oraz miłośnikom astronautyki – dla reszty widzów film Hyamsa będzie niezbyt fascynującą, przestarzałą ciekawostką.

  • oryginalny tytuł: Capricorn One
  • data premiery: 1977
  • gatunek: dramat / thriller
  • reżyseria: Peter Hyams
  • scenariusz: Peter Hyams
  • aktorzy: Elliott Gould, James Brolin, Sam Waterson, O.J. Simpson, Hal Holbrook
  • moja ocena: 5/10
Reklama

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij