Jedną z wielu rzeczy w Polsce, które doprowadzają mnie do białej gorączki jest upolitycznianie sztuki. Członkowie rozmaitych, zazwyczaj fanatycznych opcji politycznych uwielbiają wykorzystywać dzieła artystów do wszczynania wojenek światopoglądowych mających zapewnić darmową reklamę ich jedynej, najlepszej, patriotycznej partii. Nie inaczej rzecz jasna jest z “Klerem”, który jeszcze przed premierą wzbudzał burzliwe emocje i dzielił ludzi na tych, którzy są wrednymi lewakami atakującymi najświętszy Kościół oraz na ciemnogrodzki zaścianek plujący na prawdę o Kościele przy każdej próbie jej obnażenia. Z racji tego, że cenię obiektywizm, a ocenianie filmów przez pryzmat skrajnych ideologii mnie najzwyczajniej w świecie wkurwia (nie boję się użyć tak mocnego słowa, bo to coś więcej niż irytacja), podejdę do “Kleru” tak obiektywnie, jak tylko potrafię.
Fabuła filmu skupia się na losach trzech księży, którzy kilka lat przed zawiązaniem akcji cudem uratowali się z pożaru. Każdy z nich sprawuje posługę w zupełnie różnych warunkach, przez co ich sytuacje życiowe są diametralnie inne. Raz w roku spotykają się w rocznicę pożaru by się porządnie upić i dziękować Bogu za wybawienie z ognia, ale poza tym nie utrzymują ze sobą kontaktu. Istotną postacią dopełniającą nasze trio jest grany przez Janusza Gajosa arcybiskup Mordowicz, przypominający momentami mocno przerysowaną karykaturę Vito Corleone’a w sutannie. Jak to u Smarzowskiego bywa przedstawiony świat jest bardzo cyniczny, a wszystkich protagonistów łączy zamiłowanie do mocnych alkoholi. W ogóle poniekąd zgadzam się z twierdzeniem, że Smarzowski robi filmy o Polakach chlejących wódkę na potęgę, a jego filmy się różnią między sobą tylko tym, że zmieniają się okoliczności spożywania alkoholu, no i sami spożywający. Nie jest to zbyt kreatywne, a pesymistyczne nacechowanie sprawia, że dzieła Smarzowskiego są ciężkie i męczące.
Nie inaczej jest z “Klerem”. Po mocno przerysowanym początku utrzymanym trochę w klimacie filmów Patryka Vegi dostajemy bardzo ponurą opowieść o chciwości, alkoholizmie, niezaspokojeniu seksualnym, a przede wszystkim o zwykłych ludziach mających ludzkie problemy. Choć scenariusz w teorii opowiada o losach trzech księży, brak symetrii w ich historiach – najwięcej czasu ekranowego reżyser poświęcił postaci fenomenalnie odgrywanej przez Arkadiusza Jakubika. I uważam, że decyzja ta była strzałem w dziesiątkę. Ksiądz Andrzej Kukuła to osoba niejednoznaczna, moralnie ambiwalentna. Gdy gdzieś wokół niego zaczyna krążyć temat pedofilii, przechodzi on długą drogę, w trakcie której stara się walczyć ze swoimi słabościami, a także zmienić na lepsze. Zaryzykowałbym tezę, że Kukuła to postać pozytywna – pomimo iż popełnia błędy i ma swoje przywary, ostatecznie jednak odnosi swoiste moralne zwycięstwo (choć oczywiście wszystko zależy od końcowej interpretacji paru scen). Najmniej czasu poświęcono księdzu Tadeuszowi Trybusowi, w rolę którego wcielił się Robert Więckiewicz. Trybus oparty został na stereotypie wiejskiego ojczulka z zapadłej wsi, kojarzył mi się on z pesymistyczną wersją ojca Tucka z “Robin Hooda”. Historia postaci odgrywanej przez Więckiewicza nie jest pasjonująca ani przerażająca, przypomina trochę proboszcza z “Wesela”. Problemy z jakimi mierzy się Trybus są czysto ludzkie, a on sam jest po prostu dobrym człowiekiem, który momentami przegrywa ze swoimi przywarami.
Ciekawie się natomiast robi przy trzeciej postaci, księdzu Lisowskim, odgrywanym przez Jacka Braciaka. Jego wątek przypomina trochę “House of Cards”, Lisowski jest intrygantem i karierowiczem, który dla awansu w postaci wyjazdu do Rzymu jest w stanie zrobić wszystko i zdradzić każdego. Ciekawie obserwuje się jego knowania przeciwko przejaskrawionemu do granic absurdu arcybiskupowi Mordowiczowi oraz przeciw innym wysoko postawionym księżom. Zarówno Braciak, jak i Gajos zagrali fantastycznie i wyciągnęli ze swoich ról wszystko co mogli. Szkoda jedynie, że scenariusz przedstawiał obie te postacie jako jednoznacznie złe moralnie schwartzcharaktery; gdyby były one szare, a nie czarne, mielibyśmy ciekawy temat do refleksji. Słabo wypadło też parę groteskowych i żenujących wstawek rodem z “Botoksu” Vegi, vide scena, w której na pogrzebie mała dziewczynka pyta się Kukuły, czy jest on pedofilem. Ani to smaczne, ani to coś wnosi, jedynie dodaje taniej, niepotrzebnej sensacji. Zdecydowanie zbędna rzecz w filmie traktującym o bardzo poważnych problemach. Dobrze wypadła natomiast końcówka, która była naprawdę mocna i symboliczna. Jak dla mnie zakończenie to fajny punkt wyjściowy do podjęcia poważnej dyskusji dotyczącej problemów polskiego Kościoła katolickiego.
Bardzo zirytował mnie montaż. Nie wiem, czy to wina reżysera, który w ten sposób chciał osiągnąć bardzo specyficzny efekt artystyczny, czy po prostu mierna praca montażysty, ale cięcia są bardzo chaotyczne i źle umiejscowione. Wybijają z rytmu, tworzą niepotrzebny bałagan i zabijają estetykę niektórych ujęć. Warto zwrócić na montaż uwagę szczególnie w scenie, w której ksiądz Lisowski przebywa w drogiej restauracji – podczas tej sekwencji zdecydowanie coś bardzo złego zadziało się na stole montażowym. Swoją drogą praca kamery też jest bardzo nierówna. Było parę naprawdę interesujących ujęć, ale co z tego, gdy momentami kamera trzęsie się jak w tanim horrorze typu found-footage, a parę kadrów inspiruje się “Trudnymi Sprawami”. Słabo wypadła także ścieżka dźwiękowa, a w szczególności irytująca muzyka, która pojawia się w złych momentach i psuje atmosferę. Wbrew zamiarom nie skłania do refleksji nad tym, co dzieje się na ekranie, a budzi jedynie irytację. Szkoda, bo po tak uznanym reżyserze jak Wojciech Smarzowski spodziewałem się filmu o wiele lepszego od strony technicznej.
Summa summarum “Kler” to niezły film z problemami. Pomimo doskonałych popisów aktorskich czwórki głównych bohaterów, a także ciekawego, wielowątkowego scenariusza dotykającego w dość obiektywny sposób problemów współczesnego Kościoła film Smarzowskiego jest bardzo wtórny wobec jego poprzednich dzieł, a także rozczarowujący w aspekcie realizacyjnym. “Kler” oglądało się nieźle, w zaskakująco obiektywny sposób podjął on problem jakim jest moralne zepsucie toczące polskie duchowieństwo. Jasne, film jako medium jest z natury rzeczy subiektywny, a brak tu na pierwszym planie dobrych księży (choć gdzieś tam w tle, jakby dokładnie się przyjrzeć postaciom trzecioplanowym, jest takich kilku), ale nie jest to ordynarny atak na Kościół, raczej próba rozliczenia się z jego grzechami. Czy warto zobaczyć “Kler”? Jasne, że tak. A już na pewno zachęcam do tego wszystkie osoby mające skrajne podejście do tematu – zamiast głosić, że Smarzowski jest zdrajcą Polski, albo wybitnym twórcą pokazującym jedynie prawdę, naprawdę zachęcam do zobaczenia tego filmu dwa-trzy razy i do spokojnego przemyślenia sprawy. A już nade wszystko mocne nie dla upolityczniania sztuki i religii. Zbijanie na tym kapitału politycznego jest zwyczajnie niesmaczne, niezależnie od reprezentowanej ideologii.
Na koniec dwa słowa o moich poglądach – jeżeli kogoś by to zainteresowało (na przykład po to, by móc mnie wyzywać od progresywnych lewaków) jestem wojującym ateistą i antyklerykałem nielubiącym zarówno Kościoła katolickiego, jak i chrześcijaństwa oraz wszystkich innych religii na świecie. I, jak mam nadzieję udało mi się w powyższej recenzji, potrafiłem odciąć się od moich poglądów w celu podejścia do sprawy z jak największą dozą obiektywizmu, co też doradzam wszystkim, którzy chcą zobaczyć lub widzieli “Kler”.
- oryginalny tytuł: Kler
- rok premiery: 2018
- gatunek: dramat
- reżyseria: Wojciech Smarzowski
- scenariusz: Wojciech Smarzowski, Wojciech Rzehak
- aktorzy: Arkadiusz Jakubik, Robert Więckiewicz, Jacek Braciak, Janusz Gajos, Joanna Kulig
- moja ocena: 6/10
Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat, a obecnie kończy studia magisterskie na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.
Komentarz b.ciekawy. Film politycznie nie nachalny, chociaż rzeczywistość nie została zaznaczona. Sądzę , że recenzent tutaj przesadził. Gratuluje