Ludzie od zawsze marzyli o gwiazdach, nawet jeśli nie wiedzieli jeszcze, czym one są. Wraz z rozwojem technologii oraz kultury pojawiło się science fiction, które przekuło niejasne marzenia w konkretne wizje. Osobiście uwielbiam ten gatunek i wręcz nałogowo oglądam filmy o wyprawach w gwiazdy, które sprawiają mi szczególną przyjemność. Postanowiłem zatem przygotować zestawienie 10 filmów o podróżach kosmicznych, które warto zobaczyć. Starałem się wybrać nieco mniej znane pozycje, bo już chyba każdy zna Interstellar, Grawitację oraz Apollo 13. Mam nadzieję, że opisane pozycje was zainteresują!
Ukryty wymiar

Paul W.S. Anderson na pewno nie należy do moich ulubionych reżyserów, natomiast nawet ja muszę przyznać, że ma na swoim koncie dość udaną produkcję. Ukryty wymiar, bo o nim mowa, jest horrorem, który rozgrywa się na opuszczonym statku kosmicznym. Pojawiają się w nim wątki nadnaturalne, wprowadzone do fabuły dość nieprzekonująco. Zresztą sama historia nie jest specjalnie ciekawa, choć tajemnica samego statku zachęca do oglądania filmu do końca.
Sama część horrorowa została zrealizowana z rozmachem i jest naprawdę niezła, szczególnie jak na 1997 r., gdy komputerowe efekty specjalne jeszcze raczkowały. Z dzisiejszej perspektywy wyglądają one momentami nieco komicznie, są przesadzone, ale wprowadza to elementy groteski, która o dziwo raczej działa, niż nie działa. Ukrytemu wymiarowi daleko do wybitności, ale film jest na tyle nietypowy, że zapada w pamięć na dłużej. Warto dać mu szansę!
W stronę słońca

Znaczna część filmów o podróżach kosmicznych oparta jest na schemacie “bomby z zapalnikiem czasowym”. Czyli: mamy misję, która ma uratować ludzkość (lub przynajmniej jej część), czas nieubłaganie tyka, a po drodze nawarstwiają się problemy – jeśli nie technologiczne, to te czysto ludzkie, wewnątrz załogi. W stronę słońca w pełni realizuje ten schemat, przy czym jest to jedna z najbardziej udanych produkcji, bo pozbawiona aż tak nieznośnie oczywistego patosu, jak Armageddon czy Dzień zagłady.
Film jest dość kameralny, a jego najważniejszą zaletą jest tajemnica poprzedniej misji, która zaginęła gdzieś w okolicy Merkurego. Astronauci nie muszą jej co prawda rozwiązywać, ale rzutuje ona na szanse ich obecnej misji, a do tego wywołuje znaczący dyskomfort psychiczny. Dużym plusem W stronę słońca jest też gwiazdorska obsada, pod tym kątem szczególnie błyszczy Cillian Murphy w trudnej i dość niejednoznacznej roli. Realia kosmosu też zostały oddane dość wiarygodnie – na tyle wiarygodnie, na ile to możliwe w wysokobudżetowej, hollywoodzkiej produkcji. Film nie jest pozbawiony wad, włącznie z dość słabym finałem, ale uważam, że warto go zobaczyć.
Voyagers

W niniejszym zestawieniu nie mogło zabraknąć Voyagers. To film mało popularny, który nie trafił do kin w Polsce i na świecie, a od razu na streaming, w gorącym okresie epidemicznym. Główną rolę zagrała Lily-Rose Depp, córka Johnny’ego Deppa. Ma ona dość nietypowe fizis, a do tego ewidentnie odziedziczyła talent po ojcu, a także jego specyficzną “dziwność”.
Sam film jest właściwie banalną historią statku międzypokoleniowego, który przemierza połacie kosmosu, a jego pasażerowie – będący w większości zwykłymi nastolatkami – muszą zmagać się z nieprzyjemnościami wywoływanymi przez podróż kosmiczną. Oczywiście fabuła kryje kilka tajemnic, ale są one na tyle schematyczne, że łatwo przewidzieć przebieg całości. Mimo to Voyagers ogląda się bardzo dobrze, a film jest nie tylko klimatyczny, ale też świetnie nakręcony. To udane science fiction, które nie ma może zbyt wiele rozmachu, ale nadrabia to kompetentną realizacją.
2001: Odyseja kosmiczna

Czy jest bardziej kultowy film o podróżach kosmicznych od 2001: Odysei Kosmicznej? Nie wiem, natomiast na pewno jest to najważniejszy film w historii science fiction jako gatunku. Oczywiście jest to również kino artystyczne, w końcu mówimy o Kubricku, natomiast 2001: Odyseja Kosmiczna przebiła się do masowej świadomości, nawet jeśli jest to film trudny w odbiorze.
A niestety tak jest. Fabuła składa się z kilku różnych epizodów, które są ze sobą dość luźno połączone. Każdy z nich jest genialny na swój sposób, przy czym największe wrażenie pozostawia po sobie długa sekwencja dziejąca się na statku kosmicznym, z pewną sztuczną inteligencją w roli głównej. 2001: Odyseja Kosmiczna ma niesamowity i absolutnie niepowtarzalny klimat – ciężki, psychodeliczny, momentami wręcz depresyjny. Film stanowił też przełom pod względem efektów specjalnych, pod tym względem prawie w ogóle się nie zestarzał i wygląda doskonale również dzisiaj. A przecież mówimy o dziele, które powstało w 1968 roku!
Solaris

Sowieci w latach 60. i 70. byli prawdziwymi potentatami w dziedzinie science fiction – z tym, że nie w kinie, a w literaturze. Aby przenieść ją na duży ekran, potrzeba dużo pieniędzy, a to już stanowiło pewną blokadę dla radzieckich reżyserów. Z okowów tych wyrwał się jednak Andrei Tarkowski, który zekranizował najbardziej znaną na świecie (i wcale nie najlepszą) powieść Stanisława Lema, o pewnej tytułowej planecie i astronaucie, który ją odwiedza.
Solaris odbiega w dużym stopniu od ducha powieści, bowiem Tarkowski podkręcił jej mistyczne aspekty. Stanowiły one, rzecz jasna, ważną część tekstu, natomiast w filmie są one na pierwszym miejscu. Solaris w wizji Rosjanina jest połączeniem marzenia, wizji sennej i innego wymiaru. Jednocześnie jest to film powolny, wręcz senny, bardzo spokojny i kontemplacyjny, przez co ciężko się go ogląda. To zupełnie inny rodzaj kina, niż kręcili Amerykanie, i choćby dlatego musiałem wstawić Solaris na niniejszą listę.
Raport z Europy

W niniejszym zestawieniu musiał znaleźć się przynajmniej jeden horror found footage. Dlaczego? Ta specyficzna konwencja świetnie pasuje do klaustrofobicznej przestrzeni kosmicznej. Wahałem się, czy umieścić tutaj Apollo 18, czy też Raport z Europy, ale ostatecznie postawiłem na ten drugi, głównie ze względu na nieco ciekawszą historię.
Film nie jest wybitny, to prosta opowieść science fiction o wyprawie badawczej na tytułowy księżyc Jowisza. Właściwie jeden do jednego realizuje wszystkie klisze konwencji found footage – mamy zamkniętą przestrzeń statku kosmicznego oraz grupkę bohaterów, którym grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie jest to nic odkrywczego, ale mimo wszystko jest to kompetentny found footage, który powinien spodobać się wszystkim osobom, dla których kosmos jest raczej przerażający, niż ekscytujący.
Kierunek Księżyc

Starsze science fiction w większości kiepsko się zestarzało i niestety, ale Kierunek Księżyc nie jest pod tym względem wyjątkiem. Film powstał w 1950 r., gdy zimna wojna rozkręcała się na całego, a co bardziej rozgarnięci Amerykanie wiedzieli już, że wyścig kosmiczny stanie się jej bardzo ważnym elementem. Kierunek Księżyc powstał niezależnie, poza systemem studyjnym, jako rodzaj lobbingu na rzecz rozbudowy amerykańskiego przemysłu kosmicznego – i to wciąż widać, chociażby dlatego, że fabuła nawet nie kryje się z entuzjastycznym podejściem do rozwoju technologicznego.
Zostawiając na boku wątki polityczne, sam film jest raczej prostą opowieścią przygodową, którą mógłby napisać Juliusz Verne, gdyby fabuła rozgrywała się na Ziemi. Tym, co wyróżnia Kierunek Księżyc na tle innych, podobnych produkcji jest duży rozmach, który przełożył się na efekty specjalne – ich jakość, jak na 1950 r., jest wręcz doskonała. Dzisiaj pewnie bardziej budzą rozbawienie, podobnie jak banalna fabuła, ale film wciąż nieźle się ogląda i uważam, że warto to zrobić, chociażby ze względów filmoznawczych.
Ciemna gwiazda

Ciemna gwiazda to najdziwniejszy i najbardziej szalony film na tej liście. Koniec, kropka. Jest to jednocześnie pełnometrażowy debiut Johna Carpentera, tworzony przez niemal cztery lata za mikroskopijny budżet, wynoszący 60 tys. dolarów. To widać na ekranie, bo wszystko, od dekoracji, aż po efekty specjalne, jest w dużej mierze umowne, choć trzeba przyznać, że już wtedy Carpenter miał smykałkę do nietypowych tricków filmowych, które maskowały niedobory budżetowe.
Film ogląda się trochę jak hipsterską wariację na temat science fiction, bo zawiera on mocno pacyfistyczne, proekologiczne przesłanie. Fabuła jest ciekawa (załoga rozpadającego się już statku lata po galaktyce, aby zniszczyć planety mogące stanowić zagrożenie dla ludzkości), gra aktorów nietypowa, zaś humor i ironia są właściwie wszędzie. Polecam, bo Ciemna gwiazda to zupełnie inne doświadczenie. Jako takie stanowi kwintesencję kontrkultury, a to w science fiction prawdziwa rzadkość!
Czarna dziura

Ogromny sukces Gwiezdnych wojen: Nowej nadziei sprawił, że jak grzyby po deszczu wyrosły nisko- i średniobudżetowe podróbki, które miały wykorzystać rosnącą popularność tematyki kosmicznej. Jedną z nich jest Czarna dziura, nakręcona za niemałe pieniądze, bo za aż 20 mln ówczesnych dolarów amerykańskich. Jest to więc kino, formalnie przynajmniej, wysokobudżetowe, natomiast efekty specjalne są zauważalnie słabsze, niż w Nowej nadziei. Podobnie zresztą jak wszystko inne…
Mimo to film warto obejrzeć, chociażby dla całkiem ciekawej fabuły, opowiadającej o załodze statku kosmicznego Palomino, który podczas badania kosmosu natrafia na enigmatyczną czarną dziurę, a w jej pobliżu – na dryfujący, zaginiony wcześniej statek Cygnus. Zaszyta w opowieści tajemnica jest całkiem ciekawa, a film tak uparcie stara się skopiować Gwiezdne wojny, źe to aż zabawne (widać to szczególnie na przykładzie robotów, ale nie tylko). Polecam, bo mimo wielu wad jest to ciekawe, raczej nietuzinkowe kino.
Ad Astra

Film Jamesa Gray’a wszedł do kin w 2019 r., a więc tuż przed pandemią – w czasie, gdy amerykańskie kino świeciło ogromne triumfy finansowe. Na papierze wszystko było w porządku: science fiction, tajemnica, emocjonalna historia, wreszcie Brad Pitt w roli głównej. W praktyce jednak film specjalnie się nie sprzedał, nie wygrał też zbyt wielu nagród.
Trochę szkoda, bo Ad Astra to niezła produkcja, która teraz, po kilku latach od premiery, broni się równie dobrze, co kiedyś. Tak naprawdę jest to zwykłe kino drogi w sztafażu nieco mistycznego science fiction, zrobione na poważnie. O ile sama opowieść pod względem emocjonalnym nie wciąga aż tak, jak powinna, o tyle wizualnie jest to już film spełniony, zaś atmosfera kosmosu jest tak gęsta, że można ją ciąć na kawałki. Zresztą Brad Pitt zaliczył naprawdę niezły występ, to jedna z tych ról, w których jest bardzo poważny, a to raczej rzadkość w jego emploi.

Doświadczony copywriter i dziennikarz, który pisał m.in. dla Wirtualnej Polski, Gier Online oraz Queer.pl. Obronił filmoznawczy licencjat (o filmie Threads) i magisterkę (o komiksach New Teen Titans i serialu animowanym Młodzi Tytani) na kierunku artes liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Prowadzi serwis 500 Filmów od 2018 roku.
Podawaj rónież zagraniczne tytuły filmów, bo niektórzy korzystają z imdb, a nie wieśniackiego filmweba.
I serio nie ma tu Interstellar? idż pan w… nie znasz się…
Gdzie te 500 filmów?
z dupy ta lista
W 1997 efekty specjalne jeszcze raczkowały ? Serio ?
Miałem na myśli komputerowe efekty specjalne (chętnie wykorzystywane w Event Horizon przez Paula W.S. Andersona – zresztą później w swojej karierze bardzo często po nie sięgał), ale nie zaznaczyłem tego. Dzięki za komentarz, doprecyzowałem to w tekście.