„Uciszyć zło” (2018), czyli początki kariery Florence Pugh

Reklama

Mam wrażenie, że z niskobudżetowymi horrorami niewyświetlanymi w kinach jest trochę jak z rosyjską ruletką, z tym, że w bębenku znajduje się pięć nabojów i tylko jedna pusta komora. No i w rosyjską ruletkę raczej nie gra się dla przyjemności. Nie jestem pewien, czy przeze mnie nie przemawia jakiś wewnętrzny, kinematograficzny masochista, a może po prostu mam skrajnie inne gusta niż większość (w chwili publikacji recenzji średnia ocen na Filmwebie to 4,4/10), ale “Uciszyć zło” da się zobaczyć bez bólu zębów. Ba, można się nawet nieźle bawić podczas seansu.

Plakat filmu

Lata 80, Wielka Brytania. Czwórka przyjaciół oferuje usługi spirytystyczne na telefon. Jest to dla nich fajny sposób na dorobienie do studiów; nie wierzą w istnienie żadnych nadprzyrodzonych sił, a ich działania są cynicznym oszustwem mającym zostawić klienta na tyle zadowolonego, żeby zostawił studentom solidną sumkę w ramach wynagrodzenia. Główna bohaterka odgrywa w zespole rolę medium, głównie dlatego, że jej matka rzekomo posiadała moce parapsychiczne. Podczas oczyszczania jednego z domów protagonistka widzi i odczuwa coś dziwnego. Kilka dni później trójka przyjaciół przyjmuje zlecenie od starszej kobiety, mieszkającej w ziemskiej posiadłości z długą historią…

Cóż, scenariusz odkrywczy nie jest. Film de facto żongluje tropami charakterystycznymi dla horrorów (grupa nastolatków, dziwna starsza pani, nawiedzona posiadłość z dala od cywilizacji), a z owej żonglerki nie wychodzi nic nowego. Po całkiem klimatycznym wstępie i przeciętnych jumpscare’ach dostajemy dość dobrze nakręcony wstęp, pozwalający poznać nam bliżej protagonistów. Nie są to postacie zbyt skomplikowane, a część z nich potraktowana jest po łebku, ale mimo to szybko poczułem sympatię do Angeli i Elliota. Film podzieliłbym na trzy części; jedna z nich to akcja przed przybyciem do starej, nawiedzonej posiadłości, pozostałe dwie zaś dzieją się w domostwie. Pierwsza z cząstek treściowych zdecydowanie jest najlepsza; tworzy solidne podstawy pod dobry horror. Druga część już mocno obniża poziom. Poznajemy właścicielkę majątku, do fabuły filmu wkracza powoli wątek paranormalny. Nie jest on zły, ale dla osoby, która widziała w życiu choć kilka horrorów nie będzie to nic nowego (tak jak zresztą cały film).

Reklama

Ciekawie jest później; mniej więcej na dwadzieścia minut przed końcem film mocno zmienia stylistykę. Nie była to moim zdaniem dobra decyzja. Nie zrozumcie mnie źle, “Uciszyć zło” dalej da się oglądać, a sam twist faktycznie zaskakuje, ale mimo to zakończenie pozostawiło u mnie niesmak. Brakuje w nim realizmu, a rozwiązanie wątku czwórki studentów było zwyczajnie słabe. Natomiast dzięki temu, że zżyłem się szybko z dwoma z czworo protagonistów, momentami bałem się o zdrowie i życie ulubieńców.

Warstwa techniczna filmu jest mocno przeciętna. Niestety widoczny jest ograniczony budżet. Autorzy momentami całkiem sprytnie starają się to maskować, ale nie zawsze im to wychodzi. Słabe są efekty specjalne – nie jest ich dużo i aż tak nie rażą, ale jumpscare’y czy na przykład sztuczna krew prezentują się mizernie. Niezbyt dobrze jest też jeżeli chodzi o pracę kamery. Momentami sposób kadrowania był naprawdę irytujący, szczególnie gdy twórcy zamieszczali nagranie z kamery trzymanej przez jednego z bohaterów. Miało to potencjał, ale nie został on niestety w pełni wykorzystany. Ścieżka dźwiękowa też niczym się nie wyróżnia, chyba że dość monotonną muzyką.

Nie zrozumcie mnie źle – takie produkcje jak “Uciszyć zło” są potrzebne. Niezależni reżyserowie mają małe budżety, które zmuszają ich do kreatywności i poszukiwania własnej niszy. Wiele wielkich nazwisk (vide John Carpenter) zaczynało właśnie od tanich filmów, które poprzez narzucone ograniczenia pozwoliły do maksimum wykorzystać twórcom ich talent. Jestem pewien, że reżyser, Olaf de Fleur Johannesson, prędzej czy później uraczy nas dobrym filmem; widać było wiele serca, włożonego przez niego w “Uciszyć zło”. Film ten to najlepszy dowód na to, że na rynku jest też miejsce na przeciętne horrory, o których prawdopodobnie zapomnimy kilka dni po seansie, a które zapewnią nam odrobinę rozrywki i strachu w deszczowy weekend.

  • oryginalny tytuł: Malevolent
  • data premiery: 2018
  • gatunek: horror
  • reżyseria: Olaf de Fleur Johannesson
  • scenariusz: Eva Konstantopoulos, Ben Ketai
  • aktorzy: Florence Pugh, Scott Chambers, Celia Imrie
  • moja ocena: 5/10
Reklama

Napisz komentarz

By korzystać ze strony, zaakceptuj ciasteczka. Więcej informacji

Strona korzysta z ciasteczek (głównie Google Analytics) w celu zapewnienia jak najlepszej technicznej jakości usług. Ciasteczka są niezbędne do prawidłowego funkcjonowania strony, dlatego prosimy cię o zaakceptowanie naszej polityki.

Zamknij